Изменить стиль страницы

— I poszłaś? - zapytał Rene. — Nie bałaś się?

— Bałam się bardzo, ale… chciałam być razem z Lu. Wprowadził mnie do niedużego, zamkniętego pomieszczenia przypominającego owe kabiny, w których Urpianie tkwią całymi dniami. Pomieszczenie to wypełnił wkrótce mleczny opar. Możliwe zresztą, że oparu wcale nie było, tylko mój mózg odbierał fałszywe informacje. Tak czy inaczej wszystko wokół rozmazało się i znikło. Czułam tylko, że czaszki mojej dotykają jakieś zimne, twarde ostrza. Całe ciało ogarnął paraliż.

Usłyszałam głos Lu: — Niech się mama nie boi. Niech mama tylko myśli o tym, co widzi. — W tej samej chwili mgła pierzchła i ujrzałam przed sobą otwartą, pustynną przestrzeń. Ale trwało to krótko. Przestrzeń wypełniły wielkie, przezroczyste bloki jakichś budowli, potem miejsce ich zajęli Urpianie, to znów czteropalczaste ręce. Ukazywały się, znikały jakieś rysunki, schematy, wykresy, potem napisy w ludzkim języku Zetha.

Jednocześnie przez mózg mój przebiegały myśli zupełnie niezależne od woli w sposób uporczywy, natrętny. Niektórym napisom, obrazom i myślom towarzyszył jakby wstrząs elektryczny przebiegający przez ciało. Było to nieprzyjemne, męczące uczucie. Mimo to powoli oswajałam się z tym wszystkim. Zaczynałam stopniowo rozumieć, kojarzyć obrazy z pojęciami ludzkimi i impulsami. Ale to trwało krótko. Szybko ogarniało mnie zmęczenie, w głowie czułam coraz większy chaos.

Nie rozumiałam, czego ode mnie chciano. W końcu ogarnęła mnie senność i nie wiedząc kiedy, zasnęłam. Co mi się śniło — nie pamiętam. Obudziłam się w swym pokoju z silnym bólem głowy. Myśli biegły z trudem i odczuwałam nieustannie jakiś ogromny niepokój. Moje dotychczasowe życie pamiętałam jak przez mgłę. Za to wryło się świetnie w moją pamięć wszystko, co przeżyłam, widziałam, odczuwałam w owej kryształowej kabinie. Więcej — zaczynałam rozumieć i kojarzyć te pojęcia i obrazy, których dotąd nie pojmowałam. Powoli ból głowy ustępował. Gdy już poczułam się dobrze, zjawił się Lu i znowu zaprowadził mnie do tej samej kabiny.

Wszystko powtórzyło się jak poprzednio, tylko myśli i obrazy były inne. Odtąd poddawano mnie tym eksperymentom stale, z niewielkimi przerwami. Życie moje zmieniło się w jakąś piekielną, nieustającą torturę. Stopniowo zdobywałam zdolność odbierania myśli Lu. Już nie zjawiał się osobiście, wiedziałam, że mnie wzywa, choć nie słyszałam jego głosu. To wyczuwanie myśli odbywa się zresztą bez mej woli, odruchowo, tak jakbym słyszała czyjś glos.

— Ciekawe, że odgadłaś myśli Allana, widząc go tylko za pośrednictwem urpiańskiej telewizji — zauważyła Kora.

— Bo to nie leży wyłącznie w mym mózgu. Ich automaty, analizując prądy czynnościowe przebiegające w waszych mózgach, potrafią je rozszyfrować i przekazać następnie mojemu mózgowi za pomocą jakiejś niezwykłej indukcji już w takiej formie, że mogę je zrozumieć. Trzeba by tu wyjaśnić właściwie wszystko…

— Czy czytałaś również myśli Urpian?

— Próbowałam, ale nigdy mi się to nie udawało. Gdy oni mówili do mnie impulsami elektromagnetycznymi — odczuwałam chaos w głowie. Czasami nawet ukazywały mi się jakieś obrazy przed oczami i rodziły skojarzenia nie wiadomo skąd powstające i ginące natychmiast. Chciałam koniecznie zrozumieć, co do mnie mówią, ale nie potrafiłam. Było to ogromnie męczące, chwilami nawet wywoływało fizyczny ból, przebiegający przez całe ciało. Umysł ogarniało zmęczenie, a jednocześnie coś podrywało go do działania, nie dając chwili wytchnienia. Tak chyba przed wiekami odczuwano torturę pozbawiania snu.

— Długo to trwało?

— Bardzo długo. Wydawało mi się, że upływają lata cale. Stopniowo obojętniałam na wszystko. Na dawne przeżycia, smutki i radości patrzyłam jak na jakieś odległe, obce mi sprawy. Śmieszne i bezsensowne wydawało mi się dawne przywiązanie do Lu. Widywałam go zresztą coraz rzadziej. Zjawiał się najczęściej, gdy już byłam wyczerpana eksperymentami.

Nie widziałam jednak w jego oczach współczucia, raczej zdziwienie, może nawet pogardę. Właściwie było mi to obojętne. Prosiłam go tylko, aby uwolnił mnie od tej męki. Błagałam, przeklinałam… Do czego można doprowadzić człowieka!

— Czy spostrzegłaś jakieś zmiany w swym umyśle? — pytała Kora.

— W pewnych okresach czułam, że istotnie mój mózg się rozwija. To znaczy łatwiej rozumiałam to, co mówił do mnie Lu. Ostatnio zaczęłam nawet rozumieć trochę Urpian.

— Czy to wszystko przebiegało w jakimś stanie somnambulicznym?

— Chyba niezupełnie. Często przypominało jakby czytanie trudnych, zawiłych dzieł. Najczęściej wkuwanie, wbijanie sobie w pamięć metodami psychologicznymi wzorów, wykresów, definicji… Ogromna masa materiału, z którego wyławiałam tylko pewne pojęcia i myśli, przesączając je niejako przez filtr wyobraźni. Najlepiej utrwalały się w mej pamięci obrazy wzrokowe. Ale to wszystko nie było zbyt trwałe. Pojęcia plątały się, ginęły w pamięci, zlewały ze sobą. Powstawały przy tym nieprzyjemne halucynacje.

— Czy w ogóle jesteś pewna, że wzbogacili twoją wiedzę?

— To nie takie proste. Kiedy znajduję się w tym kryształowym pomieszczeniu, zdaje mi się, że wiem więcej niż kiedyś. Zresztą to trudno określić. Tak jakbym zdobywała zdolność zaglądania do jakichś szufladek, w których znajduje się już gotowa wiedza. Jak gdyby coś się nagle przypominało, a nawet zrozumiało samemu jakiś zawiły pozornie dowód matematyczny. W tej chwili jednak nie jestem w stanie określić tego, czy wiem wiele czy mało. Pytajcie! Przekonać się można tylko w praktyce.

— W jaki sposób działa telewizja urpiańska? Jak oni widzą, co się dzieje we wnętrzu naszego statku?

— To zespół stosunkowo prosty układów sześcioskośnych… spolaryzowanyfch… Przy wtórnym nałożeniu zmodulowanego… występuje tu więc zjawisko parabolicznego, a także… Przede wszystkim rezonansu… bez trudu wychwytywanego przez układ koincydencyjny i… pyłów autosterowanych.

Zoe mówiła szybko, jakby powtarzała dobrze wyuczoną lekcję. Co kilka słów urywała zdanie, rzucała w różnych odstępach jedno, drugie słowo, znów milkła na chwilę, kończąc oderwanymi, pojedynczymi określeniami.

— Niewiele z tego można zrozumieć — westchnął Jaro. — Dlaczego ciągle przerywasz, połykasz całe słowa czy fragmenty zdań.

— To są określenia, dla których nie ma odpowiednika w ludzkiej mowie.

— Możesz je jednak wytłumaczyć przez omówienie!

— Tak, ale to niezmiernie zawiła i trudna sprawa, gdyż, niestety, większość nowych pojęć kojarzy mi się w głowie z pojęciami używanymi przez Urpian. Wiele z nich przyswoiłam sobie zupełnie mechanicznie, bez głębszego zrozumienia treści. Przynajmniej tak to w tej chwili odczuwam.

— Spróbuj jednak. Wytłumacz na przykład, co to są te… te pyły autosterowane. Zoe zastanawiała się dłuższą chwilę.

— Chyba nie potrafię opisać wyłącznie w mowie ludzkiej zasady owych układów… trójpolowo… wzajemnie się przenikających. Chyba że chodziłoby wam o zupełnie uproszczone określenie.

— Niech i tak będzie.

— Pyły autosterowane widzieliśmy już nieraz, jak unosiły się w powietrzu czy w przestrzeni kosmicznej, przybierając najniezwyklejsze kształty. Z nimi to spotkaliśmy się już w Układzie Proximy. Są to układy robocze, kierowane poprzez oddziaływanie polowe ełektryczne, magnetyczne i grawienergetyczne na zjonizowane cząstki materii. Owe pyły mogą wywierać na inną materię działanie mechaniczne, chemiczne, elektryczne, magnetyczne, grawitacyjne itd. Kierowane są przez skomplikowane wielowarstwowe układy cybernetyczne.

— Jak zrozumieć określenie „wielowarstwowe układy cybernetyczne”?

— Układy sieciowe obdarzone ogromną samodzielnością, którą ogranicza tylko ogólna dyrektywa. Mogą również zmieniać zakres swej specjalizacji zgodnie z potrzebami bieżącymi i ramową instrukcją. Pamięć ich w ten sposób nie jest obciążona na stałe całą wiedzą, lecz tylko tym, co jest niezbędne do wykonania zadania. Oczywiście zawiera ona zapisy specjalizacyjne, ale w formie nie rozwiniętej, i dopiero po wyłączeniu obwodów w tej chwili niepotrzebnych następuje włączenie obwodów niezbędnych. W ten sposób uniknięto niebezpieczeństwa przekroczenia takiego stopnia komplikacji, gdy sieć pamięci poczyna sama siebie blokować i nie jest w stanie wykonać zadania. Czy chcecie jeszcze szczegółowych wyjaśnień?