A ty Al… manzor, precz mi z oczu stary!

Precz mi z Albanem!… samego zostawcie».

Rzekł i niepewną powracając drogą,

Znalazł swe miejsce, na krzesło się rzucił,

Jeszcze coś groził; uderzywszy nogą

Stół z pucharami i winem wywrócił.

Na koniec osłabł, głowa się schyliła

Na poręcz krzesła; wzrok po chwili gasnął

I drżące usta piana mu okryła,

I zasnął.

Rycerze chwilę w zadumieniu stali.

Wiedzą o smutnym nałogu Konrada,

Że gdy się winem zbytecznie zapali,

W dzikie zapały, w bezprzytomność wpada,

Ale na uczcie — publiczna sromota! —

Przy obcych ludziach, w bezprzykładnym gniewie!

Kto go podniecił? Gdzie ów wajdelota?…

Wymknął się z ciżby i nikt o nim nie wie.

Były powieści, że Halban przebrany

Litewską piosnkę Konradowi śpiewał:

Że tym sposobem znowu chrześcijan

Przeciw pogaństwu do wojny zagrzewał.

Ale skąd w Mistrzu tak nagłe odmiany?

Za co się Witołd tak srodze rozgniewał?

Co znaczy Mistrza dziwaczna ballada?…

Każdy w domysłach nadaremnie bada.

V

                      Wojna

Wojna

[99]

. Już Konrad hamować nie zdoła

Zapędów ludu i nalegań rady;

Dawno już cały kraj o pomstę woła

Za Litwy napaść i Witołda zdrady.

Witołd, co wsparcia u Zakonu żebrał

Dla odzyskania wileńskiej stolicy,

Teraz po uczcie, gdy wieści odebrał,

Że wkrótce ruszą w pole Krzyżownicy,

Zmienił zamiary, nową przyjaźń zdradził

I swych rycerzy tajnie uprowadził.

W zamki Teutonów, leżące po drodze,

Wszedł z wymyślonym od Mistrza rozkazem,

A potem, oręż wydarłszy załodze,

Wszystko wyniszczył ogniem i żelazem.

Zakon i wstydem, i gniewem zagrzany,

Krzyżową wojnę podniósł na pogany.

Wychodzi bulla: morzem, lądem płyną

Nieprzeliczone wojowników roje;

Możni książęta, z wasalów drużyną,

Czerwonym krzyżem ozdabiają zbroje;

A każdy na to swe życie poślubił,

Aby pogaństwo ochrzcił — lub wygubił.

Poszli ku Litwie: i cóż tam sprawili?

Jeśliś ciekawy, wynidź na okopy,

Spojrzyj ku Litwie, gdy się dzień nachyli:

Zobaczysz łunę, co niebieskie stropy

Krwawym płomieni ruczajem obleje.

Oto są wojen napastniczych dzieje;

Łacno je skreślić: rzeź, grabież, pożoga

I blask, co głupie rozwesela zgraje,

A w którym mędrzec z bojaźnią uznaje

Głos, wołający o pomstę do Boga.

Wiatry pożogę coraz dalej niosły,

Rycerze dalej w głąb Litwy zabiegli,

Słychać, że Kowno, że Wilno oblegli;

W końcu ustały i wieści, i posły.

Już w okolicy nie widać płomieni

I niebo coraz dalej się czerwieni.

Darmo Prusacy z podbitej krainy

Brańców i mnogich łupów wyglądają;

Darmo ślą częstych gońców po nowiny:

Spieszą się gońcy, i — nie powracają.

Srogą niepewność gdy każdy tłumaczy,

Rad by doczekać chociażby rozpaczy.

Minęła jesień. Zimowe zamieci

Huczą po górach, zawalają drogi:

I znowu z dala na niebiosach świeci

Północne zorze? czy wojny pożogi?

Coraz widoczniej razi blask płomieni,

I niebo coraz bliżej się czerwieni.

Z Maryjenburga lud patrzy ku drodze.

Już widać z dala: kopie się przez śniegi

Kilku podróżnych… Konrad! Nasi wodze!…

Jakże ich witać? zwycięzce? czy zbiegi?

Gdzie reszta pułków?… Konrad wzniósł prawicę,

Pokazał dalej ciżbę rozproszoną:

Ach, sam ich widok zdradził tajemnicę!…

Biegą bezładnie, w zaspach śniegu toną;

Walą się, depcą jak podłe owady

W ciasnym naczyniu ginące pospołu;

Pną się po trupach, nim nowe gromady

Dźwignionych

[100]

znowu potrącą do dołu.

Ci jeszcze wleką odrętwiałe nogi;

Ci w biegu nagle przystygli do drogi,

Lecz ręce wznoszą i, stojące trupy,

Wskazują w miasto jak podróżne słupy.

Lud wybiegł z miasta strwożony, ciekawy,

Lękał się zgadnąć i o nic nie pytał,

Bo całe dzieje nieszczęsnej wyprawy

W oczach i twarzach rycerzy wyczytał.