— A te zjawiska... oznaki?

— Dwugłowe cielęta, znaki na niebie, ptaki latające do tyłu, ry­by spadające z nieba. W tym rodzaju. Obecność Antychrysta na ziemi zawiesza działanie prawa przyczynowości.

Crowley mruknął i wrzucił bieg. Przypomniał sobie o czymś i pstryknął palcami. Klamry z tylnego koła zniknęły.

— Chodźmy na obiad - zaproponował -Ja stawiam. Jestem ci to winien od... zaraz... kiedy to było?

— W Paryżu, w tysiąc siedemset dziewięćdziesiątym trzecim.

— Ależ naturalnie. Wielki terror. To wasze dzieło czy nasze?

— A nie wasze? : - Nie pamiętam. Ale restauracja była wyśmienita.

Przejeżdżali obok zaskoczonego inspektora ruchu, któremu właśnie wybuchł służbowy notes. Crowley nie ukrywał zdziwienia.

— Jestem prawie pewien, że to nie był mój pomysł. Azirafal zarumienił się. s - To ja. Ciągle mi się wydaje, że drogówka to wasz wymysł.

— Naprawdę? A u nas mówią, że to wy - odparł. i Crowley przyglądał się kłębom dymu widocznym we wstecz­nym lusterku.

— To co? Do Ritza? - raczej stwierdził, niż zaproponował. Nie zadał sobie trudu rezerwowania stolika. Był na ziemi także po to, żeby mitręgę rezerwacji dobrych stolików zostawić ludziom.

* * *

Azirafal był bibliofilem i antykwariuszem. Bardziej jed­nak bibliofilem, i to zazdrosnym. Gdyby chciał być szcze­ry wobec siebie, musiałby przyznać, że jego księgarnia to magazyn starodruków, a nie punkt wymiany. Nie był wyjątkiem wśród antykwariuszy. Chcąc zachować pozory, że jest naprawdę podrzędnym handlarzem starymi książkami, robił wszystko, aby nikt niczego nie kupił. Nie stosował jedynie środków przymusu bezpośredniego. Wilgoć, stęchlizna, ponure wnętrze, nieregularne godziny otwarcia - wszystko zaaranżował bezbłędnie.

Kolekcjonował starodruki od dawna i, jak wszyscy bibliofile, specjalizował się.

Posiadał około sześćdziesięciu woluminów proroctw i przepo­wiedni na ostatni wiek drugiego tysiąclecia. Miał skłonność do pierwszych wydań Wilde'a. Zgromadził wszystkie Biblie Niecne, których nazwy powstały dzięki skutecznemu działaniu chochlika drukarskiego.

Wśród nich znajdowały się: “Biblia niesprawiedliwych", nazwa­na tak wskutek błędu zecera, który w I Liście do Koryntian złożył zdanie: Azali nie wiecie, iż sprawiedliwi nie osięgą Królestwa Bo­żego? “Biblia lowelasów" z oficyny Barker and Lucas z 1632 ro­ku, gdzie w szóstym przykazaniu pominięto początkowe “Nie", “Bi­blia upławowa", “Biblia cukierkowa", “Biblia ryb stojących słupka", “Biblia z Charring Cross" i wszystkie inne, łącznie z wyjątkowo rzad­kim egzemplarzem z londyńskiej oficyny Bilton i Scaggs z 1651 roku.

Egzemplarz ów pochodził z wydania, które dla tej firmy stało się pierwszą z trzech katastrof edytorskich.

Pełny, acz nieoficjalny tytuł brzmiał “A bodaj tę Biblię wciór-ności". Powstał w następstwie błędu zecerskiego. Słowo błąd nie

oddaje w pełni rozmiarów pomyłki. W proroctwie Ezechiela, roz­dział 48, werset piąty, tekst brzmi następująco:

2. A przy granicy od strony wscho dniej aż do strony morza, Assero-wi jedna.

3. A przy granicy Asser od strony wschodniej aż do strony morza, Nephtalemu jedna.

4. A przy granicy Nephtali od strony wschodniej aż do strony morza, Menassemu jedna.

5. A bodaj to wciórności, za chwilę womitowat będę, gdy o składzie pomyślę. Pan Bilton to żaden pan i panem nie będzie, zaś pan Scaggs to kutwa. I powiadam ci, że każdy kto miałby choć łut rozumu, machnął­by w ciemny kąt tę zecerkę funta kłaków nie wartą i poszedł rozkoszować się miłym sło n kiem, a nie siedział tu jak niewolnik w zapleśniałym warsztacie starej megiery.

6. A przy granicy Ephraim od strony wschodniej aż do strony morza Rubenowi jedna [12] .

Druga klęska wydawnicza oficyny Bilton i Scaggs zdarzyła się w roku 1653. Cudownym zbiegiem okoliczności dżentelmeni ci stali się posiadaczami jednego z tak zwanych “Lost Quartos", które zawierało trzy utwory Szekspira nie wydane in folio.Dzieła te nie dotrwały do dzisiaj, ku rozpaczy szekspirologów i teatro­manów. Znamy jedynie ich tytuły. Oto jak w swobodnym prze­kładzie brzmi jeden z nich, prawdopodobnie pierwszej sztuki wielkiego Williama: “Komedya o Robinie Hoodzie alibo Bór Sher-woodzki"[13].

Pan Bilton zapłacił sześć gwinei za ów egzemplarz, wierząc święcie, że wydanie in foliozrekompensuje mu to w dwójnasób.

Wkrótce potem zgubił tę książkę.

Przyczyn trzeciej klęski edytorskiej panowie Bilton i Scaggs nie zdołali nigdy zrozumieć. Wróżby i przepowiednie były rozchwy­tywane. Już trzecie angielskie wydanie proroctwa Nostradamusa “Wieki" trafiło na rynek, a pięciu Nostradamusów, z których każdy twierdził, że jest tym prawdziwym, podpisywało swoją książkę w całej Anglii. Zbiór przepowiedni Matki Shipton sprzedawał się jak gorące bułeczki.

W Londynie działało wtedy ośmiu liczących się wydawców i każdy wypuścił przynajmniej jeden zbiorek przepowiedni. Wszystkie były przerażająco niedokładne. O ich powodzeniu zde­cydowała zawiłość sformułowań i przygniatający, dyktatorski język wszechwiedzącego narratora. Sprzedano dziesiątki tysięcy egzem­plarzy.

— Toż to jakby dostać przywilej bicia własnej monety - mówił pan Bilton do pana Scaggsa[14]. Pospólstwo wykupi każdą miernotę. Nie zwlekając wydajmy księgę wróżb jakowejś czarownicy.

Następnego dnia rano znaleźli pod drzwiami pokaźny manu­skrypt. Wszystko wskazywało na to, że autor też umiał wyczuć ko­niunkturę.

Panowie Bilton i Scaggs nie zdawali sobie sprawy, że oto dys­ponują jedynym w historii ludzkości zbiorem dokładnych i traf­nych przepowiedni obejmującym trzysta i czterdzieści lat prze­stępnych naprzód, z dokładnym opisem zdarzeń i zjawisk zwiastu­jących nadejście Armageddonu. Każde zdanie z tego rękopisu warte było ciężkie pieniądze.

Druk ukończono we wrześniu 1655, akurat na czas ożywienia handlu przed Bożym Narodzeniem[15] i natychmiast zorganizowano pierwszą w historii księgarstwa angielskiego wyprzedaż po obniżo­nych cenach.

Książka nie sprzedawała się. W ogóle. Nawet w Lancashire, gdzie księgarz umieścił ją na wystawie z dopiskiem “rodzimy au­tor". Autora, a właściwie autorkę, niejaką Agnes Nutter wcale to nie zaskoczyło, gdyż nic, co było z tego świata, nie mogło zasko­czyć Agnes Nutter.

Napisała tę książkę nie dla zaspokojenia rynku, honorarium czy sławy, lecz wyłącznie po to, by otrzymać jeden egzemplarz gra­tis,do czego jako autor miała niezbywalne prawo.

Nikt dokładnie nie wie, co stało się z resztą nie sprzedanego nakładu. Egzemplarze nie zachowały się ani w muzeach, ani w zbiorach prywatnych. Nawet Azirafal nie posiadał takiego. Na myśl, że kiedykolwiek wypielęgnowanymi dłońmi dotknie książki Agnes Nutter, robiło mu się słabo ze wzruszenia.

Na całym świecie istniał tylko jeden domniemany egzemplarz przepowiedni.

Spoczywał wygodnie na półce, około czterdzieści mil od re­stauracji, w której Crowley i Azirafal rozkoszowali się obiadem i ujmując rzecz metaforycznie, zaczął właśnie ostatnie odliczanie.

* * *

Dochodziła trzecia po południu. Od przybycia Antychry­sta na świat upłynęło piętnaście godzin, z których trzy ostatnie jeden anioł i jeden diabeł spędzili tęgo popijając.

Siedzieli naprzeciw siebie na zapleczu obskurnego sklepiku Azirafala w Soho.

W większości antykwariatów w Soho są zaplecza pełne bezcen­nych unikatów i białych kruków. Książki Azirafala nie miały ilustracji, za to miały stare brązowe okładki i bogatą ornamentykę stronic.

Od czasu do czasu Azirafal sprzedał jedną lub dwie, rzecz ja­sna kiedy nie miał innego wyjścia. Od czasu do czasu w sklepiku zjawiali się poważni panowie w ciemnych garniturach i namawiali, by zechciał sprzedać sklep, a oni zorganizują w tym miejscu punkt sprzedaży detalicznej, który bardziej pasuje do ich planu zagospo­darowania przestrzennego dzielnicy. Czasem proponowali gotów­kę, kusząc grubymi zwitkami banknotów pięćdziesięciofuntowych. Zdarzało się również, że gdy jedni prowadzili negocjacje, drudzy snuli się po sklepie i z politowaniem kręcąc głowami, mówili o łatwopalności papieru i jakichś beczkach z prochem.