Изменить стиль страницы

Z trzcinowego fotela wyjrzał worek nieszczęścia o mętnych oczach. Lugg, w swoim najlepszym ubraniu i kamaszach, był bez kołnierzyka i porozpinany. Miał wściekłą minę.

– Po jednym piwie „Guinness" i dwóch kuflach gorzkiego ja miałbym być gotów, ja! – powiedział zjadliwie. – Byłem gotów jak któryś z umrzyków mego szwagra i tak się też teraz czuję. To typowe dla Jasa, zupełnie typowe. Gada ci o twojej zmarłej siostrze, aż zaczniesz płakać, a potem ci doleje jakichś kropelek. I to w swoim własnym domu! We własnym domu! Nawet kobieta, tak zwana bezradna kobieta, nie zrobiłaby takiego świństwa.

Sierżant Dice, nieco zdumiony -tym wybuchem, zareagował jak należy..

– Chcę uścisnął pańską rękę – powiedział. – Dobrze pan mówi.

Lugg mimo całego żalu był wyraźnie zadowolony.

– Bardzo się cieszę, że pana poznałem – powiedział, wyciągając do nowego przyjaciela dłoń z paluchami przypominającymi kiełbaski. Campion spoglądając niepewnie •na inspektora zobaczył, że ten jest zachwycony tą sytuacją. Spiesznie więc przedstawił ich sobie. – Nic tu nie ma – powiedział Lugg do Dice'a. – Obejrzałem to całe niewiele warte wnętrze i wszystko jest na miejscu,.najmniejszy nawet kwiat z wosku. Bogiem a prawdą nie wiem, co ten stary hipokryta kombinuje, ale to coś ekstra.

– Co chcesz przez to powiedzieć? – spytał Campion.

– Coś, co nie ma nic wspólnego z tą hecą po drugiej stronie ulicy. Błagam, usiądźcie panowie spokojnie, jeśli macie w sercu trochę litości. Dziś słyszę, jak mucha tupie nogą.

Kiedy się rozsiedli, wyjaśnił im swój punkt widzenia.

– Jas kombinuje coś ekstra, co nie ma nic wspólnego z kopaniem robaków i rodziną Palinode'ów. Wiedzieliśmy ó tym, jak tylko dostaliśmy list od niego. Jas chce, żeby cały ten harmider u Palinode'ów szybko się uspokoił i żeby gliny… bardzo pana przepraszam, panie Dice i pana również, panie inspektorze… i żeby policja zajęła się swoimi sprawami, odczytała depesze gratulacyjne, a on mógł dalej robić swoje. Dlatego napisał, stary głupi cap. – Już miał uderzyć ręką w stół, żeby podkreślić swoje słowa, ale powstrzymał się. – Nie wpadło mu do głowy, że mój pracodawca urzędowo zajmie się tą sprawą i z: pewnością również nie spodziewał się, że przyjdę do niego z przyjacielską wizytą. Kiedy stałem na progu, a on się gapił na mnie i moją małą walizeczkę, powiedziałem mu:,,Musisz podwiązać sobie szczękę, bracie, jeśli chcesz zrobić miły wyraz twarzy. Oczywiście od razu wziął się w garść. Wyobraża sobie, że jestem bogatym wujkiem dla Rowleya. Moja marynarka jest z dobrego tweedu i używam drogiej wody kolońskiej.

Szybko przychodził do siebie. Jego czarne oczy stopniowo odzyskiwały dawny blask i Campion obserwując skupiony wyraz twarzy Luke'a poczuł wyraźną ulgę.

– Zwabił nas! -ciągnął Lugg nabierając impetu. – Zwabił nas tutaj, udając, że ma coś do powiedzenia. Pewno że ma, ale niewiele. Wyciągnąłem to z niego, zanim jeszcze w salonie obejrzeliśmy zdjęcia nagrobka biednej Beatt.

– O czym mówił? O koniach? – Campion rzucił ostro to pytanie, aż wszyscy trzej spojrzeli na niego.

– A więc jaśnie pan Wszechwiedzący dowiedział się o tym. – Lugg tak był rozdrażniony, że zapomniał, iż nie są sami. Zrobił akrobatyczny wysiłek, żeby się wycofać z tej niezbyt grzecznej uwagi. – Proszę nie myśleć, że zwracałem się do pana – mruknął, a jego ciężkie powieki zakryły przekrwione oczy. – Sam do siebie to powiedziałem. To było wszystko, co Jas miał nam do zaoferowania po rozbudzeniu napomknięciami naszych nadziei. Panna Ruth Palinode, jak każdy człowiek, lubiła od czasu do czasu postawić szylinga na jakiegoś konia. Jas sądził, że to może być ciekawe, ponieważ utrzymywane było w tajemnicy. Ignoranci często popełniają tego rodzaju pomyłki.

Luke obrzucił pełnym uznania spojrzeniem najpierw służącego, potem pana.

– Jak pan na to wpadł, panie Campion?

Jasne oczy za rogowymi okularami miały przepraszający wyraz.

– Przeczucie – wyjaśnił skromnie. – Każdy mi mówił, że miała jakąś słabość, ale nie była alkoholiczką. Wiedziałem, że miała duże zdolności matematyczne, co nasuwało myśl, że opracowała własny system; to wszystko. Zapewne młody Bowels brał od niej pieniądze na zakłady.

– Stawiała dziennie szylinga albo dwa, tak że obudziło to jego podejrzenia dopiero w miesiąc po jej śmierci. On jest podobny do swojej matki:" wolno myśli. Robił to po prostu z uprzejmości. Ale sądzę, że forsę ze starej damy pompował stary Jas.

– Nadzwyczajne. Czy udało jej się kiedyś wygrać?

– Od czasu do czasu. Na dłuższą metę przegrywała, jak większość kobiet.

– To prawda – przytwierdził sierżant Dice z przekonaniem.

– Tak, to wiele wyjaśnia.- Oczy Luke'a nabrały blasku. – Z pieniędzmi było krucho. Jak jeden z członków rodziny podskakuje, ciężar spada na resztę. Wszyscy się zamknęli w sobie. Nic z tego nie wyszło. Głupia kobieta nadal grała. Zmartwienie. Rozpacz. Ktoś musi ją powstrzymać… – w pełni zapału urwał, żeby się zastanowić. – A czy to wystarczyłoby jako motyw? – spytał patrząc na Campiona. – Chyba nie.

– Żaden motyw morderstwa nigdy nie jest przekonujący – powiedział Campion niepewnie. – Byli tacy fachowcy, którzy dokonywali skomplikowanego przestępstwa dla kilku półkoronówek. A co z Jasem, Lugg? Wiesz coś?

– Jeszcze nie, szefie, proszę mi dać godzinę czasu – w głosie Lugga brzmiała zawziętość. – Sam byłem tutaj tylko przez pół godziny. Muszę ruszyć głową, pomyśleć. Wkrótce po moim przybyciu wczoraj wieczorem Jas kogoś wpuścił od frontu. Nie mogłem zobaczyć, kto to, kobieta czy mężczyzna. Wrócił uśmiechnięty, z tymi zębiskami sterczącymi z jego wstrętnej gęby jak dwa nagrobki, i powiedział, że załatwiał interes, mając na myśli czyjąś śmierć. Ale był zdenerwowany, uśmiechał się, pocił. On coś kombinuje, może przemyca alkohol.

– Skąd wam to przyszło do głowy? – Inspektor uczepił się tej możliwości jak terrier zdobyczy.

Lugg nadal był tajemniczy

– Tak jakoś samo mi wpadło – powiedział skromnie. – Tak musi być coś ciężkiego, co trzeba nieść ostrożnie. Poza tym naopowiadał mi swoich wesołych historyjek. On widzi dużo frajdy w swojej pracy. Opowiadał mi o takim jednym hotelu. Oni nie lubią, żeby działo się cos nieprzyjemnego w takim eleganckim miejscu. Więc, jak gość wykituje, a nie chcą, żeby ktoś wytworny przejął się widokiem trumny znoszonej po schodach, posyłają wtedy do firmy „Bowels i Syn" i umarlak zostaje wyniesiony w fortepianie.

– Już słyszałem o tym sposobie -powiedział Campion. – Ale co ma piernik do wiatraka?

– Mówię o hotelowych interesach Jasa – powiedział Lugg z urazą. – Nie podaję faktów. Wydaje mi się tylko, że on coś kombinuje na własną rękę i że ta sprawa po drugiej stronie ulicy nie ma z tym nic wspólnego.

Kiedy ścichł jego dźwięczny głos, drzwi za nimi uchyliły się i w szparze ukazała się mała umorusana twarzyczka, rozjaśniona niezwykła radością.

– Jesteście z policji, no nie? – Był to mały, dziewięcioletni najwyżej chłopak, o buzi anioła i oczach pekińczyka. – Chodźcie, będziecie pierwsi na miejscu. Posłali mnie po gliny na róg ulicy, ale ja wiedziałem, że tu jesteście. Chodźcie! Tam leży trup!

Reakcja była natychmiastowa, taka, jakiej malec z pewnością oczekiwał. Wszyscy zerwali się z wyjątkiem Lugga, któremu zakręciło się w głowie, ale zaraz się opanował.

– Gdzie, synu? – Charlie Luke patrzący z góry na chłopaka wydawał się olbrzymem.

Chłopiec schwycił inspektora za połę kurtki i pociągnął, oszołomiony swoją ważnością.

– O tam, tam, koło stajni. Chodźcie, będziecie. pierwsi. Ma pan swój znaczek?

Chłopak biegł po kamieniach ciągnąc Luke'a. Na niewielkim dziedzińcu wokół zniszczonych, stojących otworem drzwi zebrała się grupka ludzi. Poza tym było pusto. „Bowels i Syn" oraz ich czarni pomocnicy zniknęli.

Tłum rozstąpił się przed inspektorem, który zatrzymał się na chwilę, żeby swego przewodnika oddać pod opiekę którejś z kobiet, stojących wśród gapiów. Kiedy wraz z Campionem weszli do kiepsko oświetlonej szopy, pomyśleli obaj, że jest pusta, ale z otworu w suficie, do którego przystawiona była drabina, dobiegało czyjeś łkanie.