Изменить стиль страницы

– Diane, zapominasz się – upomniał ją łagodnie Bill.

– No tak, dziewczyna jest twoja – przyznała Diane. W jej tonie nie było ani strachu, ani przekonania.

– Trzeba się będzie spotkać innym razem – mruknął Bill, jawnie dając pozostałym do zrozumienia, że mają wyjść albo będą musieli z nim walczyć.

Liam wstał, zapiął zamek dżinsów i kiwnął na kobietę.

– Janello, wychodzimy. Wyrzucają nas. – Rozłożył ręce, a tatuaże na muskularnych ramionach poruszyły się.

Janella przesunęła palcami po jego żebrach, jakby znowu rozpoczynała grę wstępną, lecz wampir jednym ruchem odepchnął ją niczym natrętną muchę. Popatrzyła na niego rozdrażniona, choć wcale nie zawstydzona. Ja na niej miejscu czułabym się zażenowana, ale kobieta wydawała się przyzwyczajona do takiego traktowania.

Malcolm bez słowa podniósł Jerry’ego i wyniósł go frontowymi drzwiami. Jeśli poprzez krew Jerry’ego zaraził się wirusem, choroba najwyraźniej jeszcze go nie osłabiła. Diane odeszła jako ostatnia. Zarzuciwszy torebkę na ramię, co rusz zerkała za siebie jasnymi oczyma.

– Zostawię was w takim razie samych, moje wy papużki nierozłączki. Przednio się bawiłam, kochani – powiedziała lekko i wyszła, trzaskając drzwiami.

Usłyszałam odgłos odjeżdżającego samochodu, a w sekundę później zemdlałam.

Nigdy wcześniej mi się to nie przydarzyło i miałam nadzieję, że nigdy więcej mi się nie zdarzy, czułam się jednak usprawiedliwiona.

Chyba sporo czasu leżałam u Billa nieprzytomna. Odzyskując świadomość, wiedziałam, że muszę się zastanowić nad zdarzeniami tego wieczoru, na pewno jednak nie akurat w tej chwili. Na razie całe otoczenie wirowało mi przed oczyma, dźwięki zaś raz nadpływały, raz odpływały. Zakrztusiłam się, a Bill natychmiast przechylił mnie ponad brzeg kanapy. Nie zdołałam zwymiotować jedzenia, może dlatego, że nie miałam go zbyt wiele w żołądku.

– Czy wampiry tak się zachowują? – szepnęłam. Gardło mnie bolało i czułam, że mam posiniaczoną szyję w miejscach, które ściskał Jeny. – Ci byli okropni.

– Próbowałem się z tobą skontaktować. Kiedy odkryłem, że cię nie ma w domu, usiłowałem cię złapać w barze – wyjaśnił Bill pozbawionym wyrazu głosem. – Niestety stamtąd też już wyszłaś.

Chociaż wiedziałam, że nic mi to nie pomoże, zaczęłam płakać. Byłam pewna, że do tej pory wampiry zdążyły zabić Jerry’ego i czułam, że powinnam była coś zrobić w tej sprawie, wtedy wszakże przecież nie mogłam ukrywać swojej wiedzy, skoro chłopak mógł zarazić Billa. Całe to krótkie spotkanie straszliwie mnie zdenerwowało, nawet nie potrafiłam wskazać, który jego moment najbardziej. W ciągu kwadransa bałam się o swoje życie, o życie Billa (hmm… no cóż… powiedzmy, o jego „istnienie”), przyglądałam się zachowaniom seksualnym, które powinny pozostać sprawą absolutnie prywatną, widziałam mojego potencjalnego kochanka targanego żądzą krwi (z naciskiem na „żądzę”) i o mało nie udusił mnie chory pedał-dupodajec.

Ogarnięta tym natłokiem własnych myśli, przestałam się powstrzymywać przed płaczem. Usiadłam prosto i straszliwie szlochałam, równocześnie wycierając sobie twarz chusteczką, którą podał mi Bill. Przemknęło mi przez głowę pytanie, po co wampirowi chusteczki, poza tym przez cały czas, rozdygotana, tonęłam w powodzi własnych łez.

Bill miał dość rozumu, aby mnie na razie nie obejmować. Usiadł na podłodze i czekał, a gdy wycierałam twarz, subtelnie odwrócił wzrok.

– Wampiry żyjące w grupach – odpowiedział nagle – często stają się bardziej okrutne. Wiesz, podjudzają się nawzajem. Stała obecność innych osobników ciągle im uświadamia, jak bardzo się różnią od przedstawicieli rasy ludzkiej. Zaczynają robić wszystko, na co mają ochotę i powoli przestają przestrzegać jakichkolwiek praw. Wampiry żyjące samotnie, takie jak ja, dłużej pamiętają o swojej ludzkiej przeszłości. – Słuchałam jego cichego głosu, usiłując nadążać za tokiem jego myśli i starając się zrozumieć nieznane mi kwestie. – Sookie, nasza egzystencja wielu osobom wydaje się strasznie kusząca. Szczególnie ostatnio… Jednak pojawienie się syntetycznej krwi i ludzkiej akceptacji… choćby jeszcze niechętnej… niektórych z nas nie zmieni z dnia na dzień… nawet nie w przeciągu dekady. A Diane, Liam i Malcolm są razem od pięćdziesięciu lat.

– Jak słodko – mruknęłam. W swoim tonie usłyszałam nową, nieznaną mi wcześniej nutę: gorycz. – Obchodzą złote gody.

– Potrafisz zapomnieć o zdarzeniach dzisiejszego wieczoru? – spytał. Jego ogromne ciemne oczy zbliżały się stopniowo do mojej twarzy, a nagle i niespodziewanie jego usta znalazły się zaledwie kilka centymetrów od moich.

– Nie mam pojęcia – stwierdziłam. – Hmm… nie wiedziałam dotąd, czy możesz to robić… – wyrwało mi się później.

Uniósł pytająco brwi.

– Robić…?

– No wiesz, czy możesz mieć… – Przerwałam, zastanawiając się nad odpowiednim słowem. Widziałam dziś więcej objawów grubiaństwa niż przez całe moje dotychczasowe życie, toteż nie chciałam powiedzieć niczego ordynarnego. – Erekcję – bąknęłam w końcu, unikając jego spojrzenia.

– A więc teraz już wiesz. – Wyczułam, że z całych sił stara się nie roześmiać. – Możemy uprawiać seks, ale nie możemy być rodzicami. Czy fakt, że Diane nie może mieć dzieci, nie poprawia ci humoru?

Wściekłam się. Otworzyłam szeroko oczy i wpatrzyłam się w niego twardo.

– Nie drwij… sobie ze… mnie!

– Och, Sookie – jęknął i podniósł rękę, by dotknąć mojego policzka.

Odepchnęłam jego dłoń i chwiejnie się podniosłam. Bill nie pomógł mi wstać (i dobrze), siedział tylko na podłodze i przyglądał mi się z nieruchomą twarzą i nieodgadnioną miną. Choć kły miał schowane, wiedziałam, że nadal cierpi głód. Zbyt wielki głód.

Moja torebka stała na podłodze przy frontowych drzwiach. Ruszyłam w tamtym kierunku. Nieco się zataczałam, ale uparcie szłam. Po drodze wyjęłam z kieszeni listę numerów do elektryków i położyłam ją na stole.

– Muszę iść.

W jednej chwili znalazł się przede mną. Ponownie wykonał jedną z tych swoich wampirzych sztuczek!

– Mogę cię pocałować na do widzenia? – poprosił, trzymając ręce zwieszone po bokach, czym dawał mi do zrozumienia, że mnie nie tknie, póki mu nie pozwolę.

– Nie! – zawołałam gwałtownie. – Po dzisiejszym incydencie nie zdołałabym znieść twoich pocałunków!

– Przyjdę się z tobą spotkać.

– Dobrze. Być może…

Wyciągnął rękę, zamierzając mi otworzyć drzwi, ja jednak sądziłam, że postanowił mnie dotknąć i cofnęłam się.

Sekundę później wypadłam z budynku i niemal pobiegłam do swojego samochodu. Łzy znów zamazywały mi widok. Cieszyłam się, że mam tak blisko do domu.

ROZDZIAŁ TRZECI

Telefon dzwonił i dzwonił. Naciągnęłam poduszkę na głowę. Na pewno babcia w końcu odbierze… Ponieważ jednak irytujący hałas ciągle trwał, zrozumiałam, że babcia albo wyszła na zakupy, albo pracuje na podwórku. Sięgnęłam ku stolikowi przy łóżku, nieszczęśliwa i zrezygnowana. Targana bólem głowy i strasznym kacem (oczywiście emocjonalnym, a nie wywołanym przez alkohol), chwyciłam drżącą ręką słuchawkę.

– Tak? – wychrypiałam. Odchrząknęłam i spróbowałam znów. – Halo?

– Sookie?

– Eee, Sam?

– Tak. Posłuchaj, kochana, zrobisz coś dla mnie?

– Co? – I tak miałam iść tego dnia do pracy. Miałam nadzieję, że nie będę musiała przepracować zarówno zmiany Dawn, jak i swojej.

– Podjedź do Dawn i zobacz, co się z nią dzieje. Nie odbiera telefonów i nie przychodzi. Tu podjechała właśnie ciężarówka dostawcza. Muszę powiedzieć facetom, gdzie rozładować towar.

– Teraz? Chcesz, żebym teraz pojechała? – Moje stare łóżko nigdy nie trzymało mnie mocniej w swoim uścisku.

– Mogłabyś? – Być może po raz pierwszy zauważył mój niezwykły nastrój. Nigdy dotąd niczego mu nie odmawiałam.

– Chyba tak – odburknęłam.

Męczył mnie sam pomysł jazdy. Nie przepadałam za Dawn, podobnie jak ona za mną. Była przekonana, że czytam jej w myślach i że powiedziałam Jasonowi coś, przez co jej zdaniem z nią zerwał. Rany, gdybym interesowała się romansami Jasona, nigdy nie miałabym czasu, by jeść lub spać!