Wyszedł na chodnik i sprawdził ulicę. Była czysta. Niewielki ruch, nic rzucającego się w oczy. Trochę samochodów, żadnego powodu do niepokoju. Wrócił na parking i poczekał, aż Neagley zakończy obchód. Popatrzyła na chodnik, sprawdziła ulicę, wycofała się i zajrzała do biura. Nic. Potrząsnęła głową i oboje ruszyli do pokoju O’Donnella różnymi drogami. Nadal w odległości piętnastu metrów od siebie. Na wszelki wypadek.Zamek w drzwiach pokoju O’Donnella był wyłamany.
Ściśle mówiąc, zamek był w porządku, łecz ktoś wyłamał ościeżnicę. Drewno rozleciało się w drzazgi. Napastnik użył łomu lub metalowej łyżki do opon, aby wyważyć drzwi. Reacher wyciągnął glocka i stanął na zewnątrz, po stronie zawiasów, a Neagley z drugiej strony, obok klamki. Kiedy skinęła głową, otworzył drzwi nogą. Przykucnęła i wskoczyła do środka z bronią wyciągniętą przed siebie. Kolejny nawyk z dawnych czasów. Ten, który stał po stronie zawiasów otwierał drzwi, a ten przy klamce przykucał, aby stanowić mniejszy cel. Ogólnie, facet ukrywający się wewnątrz celował wysoko, tam gdzie spodziewał się środka tułowia napastnika.
W pokoju O’Donnella nie było nikogo.
Był zupełnie pusty i splądrowany. Przetrząśnięty i wywrócony do góry nogami. Zniknęły wszystkie dokumenty New Age. Zniknęły odrzucone glocki 17, zniknęła zapasowa amunicja, zniknęły hardballery, daewoo DP 51 Saropiana i latarki Megalite. Ubrania O’Donnella rozrzucono po całym pokoju. Ktoś zerwał z wieszaka w szafie wart tysiąc dolarów garnitur i podeptał. Kosmetyki walały się po podłodze.
W pokoju Dixon było podobnie. Pusty i przetrząśnięty.
Tak samo w pokoju Neagley.
I Reachera. Na podłodze znalazł rozgniecioną składaną szczoteczkę do zębów.
– Dranie – warknął.
Ponownie obeszli pokoje, rozejrzeli się po motelu i sąsiedztwie. Nie zauważyli nikogo.
– Czekają na nas w Highland Park – powiedziała Neagley. Reacher skinął głową. Razem mieli dwa glocki i sześćdziesiąt osiem sztuk amunicji. I ostatni nabytek spoczywający w bagażniku prelude.
Dwoje na siedmiu lub więcej.
Brakowało im czasu, elementu zaskoczenia i umocnionej pozycji.
Beznadziejna sytuacja.
– Możemy jechać – rzucił Reacher.
71
Oczekiwanie na zapadnięcie zmroku bywa długie i uciążliwe. Czasami ziemia wydaje się szybko wirować, innym razem kręci się powoli. Właśnie tak było teraz. Zaparkowali w spokojnej uliczce trzy przecznice od fabryki New Age Defense Systems. Po przeciwnych stronach ulicy. Civic Neagley stała zwrócona na zachód, prelude Reachera – na wschód. Oboje mieli widok na fabrykę. Sytuacja za ogrodzeniem uległa zmianie. Z parkingu zniknęły samochody robotników. Ich miejsce zajęło sześć ciemnoniebieskich chryslerów 300C. Najwyraźniej tego dnia zrezygnowali z kontynuowania poszukiwań. Oczyścili pole przed zbliżającą się bitwą. Oprócz samochodów widzieli biały helikopter stojący pół kilometra od nich. Chociaż w oddali rysował się jedynie mały biały kształt, można było dostrzec, czy wystartował. Gdyby tak się stało, życie ich przyjaciół zawisłoby na włosku.
Reacher wyłączył sygnał i ustawił wibrację w obu telefonach. Neagley zadzwoniła dwukrotnie, dla zabicia czasu. Właściwie była na tyle blisko, że mogłaby opuścić okno i zawołać, lecz pomyślał, że nie chce zwracać na siebie uwagi.
– Spałeś z Karlą? – zapytała po raz pierwszy.
– Kiedy? – odpowiedział, grając na czas.
– Ostatnio.
– Dwa razy – powiedział. – To wszystko.
– Cieszę się.- Dzięki.
– Zawsze tego chcieliście.
Odezwała się ponownie po piętnastu minutach.
– Sporządziłeś testament? – zapytała.
– Nie ma takiej potrzeby – odpowiedział. – Połamali moją szczoteczkę do zębów. Nie mam niczego.
– Co to za uczucie?
– Paskudne. Lubiłem ją. Długo mi służyła.
– Nie, chodziło mi o co innego.
– W porządku. Nie odniosłem wrażenia, aby Karla lub Dave byli szczęśliwsi ode mnie.
– W tej chwili z pewnością nie są.
– Wiedzą, że po nich przyjdziemy.
– To, że razem odejdziemy na pewno ich rozweseli.
– Lepsze to niż umierać samemu – odpowiedział Reacher.
Duża biała ciężarówka z naczepą jechała na zachód drogą I-70 w Kolorado, w kierunku stanu Utah. Nie była nawet w połowie pełna. Nieco ponad szesnaście ton ładunku na naczepie mogącej udźwignąć czterdzieści. Chociaż obciążenie było niewielkie, poruszała się w żółwim tempie z powodu górzystego terenu. Z taką prędkością miała jechać aż do skrętu na południe w drogę I-15. Dalsza podróż powinna być lżejsza – w dół aż do Kalifornii. Jej kierowca zaplanował, że będzie się poruszał ze średnią prędkością osiemdziesięciu kilometrów na godzinę, a cała droga zajmie mu maksimum osiemnaście godzin. Nie zamierzał robić postoju na odpoczynek. Jakżeby mógł? Miał do wykonania ważną misję i nie zamierzał tracić czasu na głupstwa.
Azhari Mahmoud spojrzał po raz trzeci na mapę. Uznał, że potrzebuje jeszcze trzech godzin. No, może nieco więcej. Musiał przejechać niemal całe Los Angeles, z południa na północ. Nie oczekiwał, że będzie łatwo. Ciężarówka U-Haul była wolna i trudno się nią kierowało. Wiedział, że na drogach będą korki.
Postanowił, że da sobie pełne cztery godziny. Jeśli przyjedzie za wcześnie, zaczeka. Nic nie szkodzi. Nastawi budzik, położy się i spróbuje zasnąć.
Reacher wpatrywał się w linię horyzontu, próbując ocenić oświetlenie. Przyciemniona szyba bynajmniej mu w tym nie pomagała. Na oko wszystko wyglądało lepiej niż w rzeczywistości. Niebo wydawało się ciemniejsze, niż faktycznie było. Opuścił szybę i wychylił się na zewnątrz. Kiepsko. Do końca dnia pozostała jeszcze godzina. Jakaś godzina do zmierzchu. Później zapadnie całkowita ciemność. Zasunął szybę i rozsiadł się w fotelu. Zmniejszył liczbę uderzeń serca, zwolnił oddech i zrelaksował się.
Był zrelaksowany, dopóki nie zadzwonił Allen Lamaison.
72
Lamaison zadzwonił do Reachera na komórkę, którą kupili w Radio Shack, nie na komórkę Saropiana z Vegas. Informacja na monitorze wskazywała, że używał aparatu Karli Dixon. Zachowywał się prowokacyjnie. Nie krył satysfakcji.
– Reacher? Musimy pogadać – powiedział.
– Gadaj – odparł Reacher.
– Do niczego się nie nadajesz.
– Tak sądzisz?
– Do tej pory przegrałeś każdą rundę.
– Oprócz tej z Saropianem.
– Fakt – stwierdził Lamaison. – Bardzo nad tym ubolewam.
– Powinieneś się do tego przyzwyczaić. Wkrótce stracisz kolejnych sześciu, a wtedy się zabawimy.
– Nie – zaprzeczył Lamaison. – Tak się nie stanie. Zawrzemy układ.
– Zapomnij o tym.
– Proponuję doskonałe warunki. Chcesz usłyszeć?
– Lepiej się pospiesz. Jadę do centrum na spotkanie z FBI. Opowiem im o Little Wing.
– Ciekawe co? – zapytał Lamaison. – Nie ma o czym mówić. Mieliśmy uszkodzone moduły, które zostały zniszczone. Opisaliśmy wszystko w piśmie przekazanym do Pentagonu.
Reacher nie odpowiedział.
– W każdym razie wcale nie jedziesz do FBI. Zastanawiasz się, jak uratować przyjaciół.
– Tak sądzisz?
– Nie powierzyłbyś ich życia FBI.
– Pomyliłeś mnie z kimś, komu zależy.
– Nie byłoby nas tu, gdyby ci nie zależało. Tony Swan, Calvin Franz, Manuel Orozco i Jorge Sanchez opowiedzieli nam wszystko. Przed śmiercią. Że niby nie powinniśmy zadzierać ze specjalną grupą śledczą.
– To slogan. Był przestarzały wtedy, a tym bardziej teraz.
– Mimo to w niego wierzyli. Tak jak pani Dixon i pan O’Donnell. Ich wiara w ciebie jest doprawdy wzruszająca, dlatego pogadajmy o układzie. Możesz oszczędzić swoim kumplom wielu cierpień.