– Tak.
– Mają Sancheza?
– Tego nie powiedział. Nie powiedział też, żebyśmy się, spotkali przy kostnicy. Mamy na niego czekać w szpitalu po drugiej stronie ulicy. Być może Sanchez nadal żyje.
68
Dixon i O’Donnell wyruszyli z motelu Dunes, a Reacher i Neagley sprzed zajazdu w Pasadenie. Oba miejsca znajdowały się w równej odległości od szpitala – dwudziestu kilometrów – na północ od Glendale.
Reacher pomyślał, że on i Neagley zjawią się pierwsi. Wzdłuż górzystych zboczy San Gabriel biegły autostrady i mieli prostą drogę Dwieściedziesiątką. Dixon i O’Donnell jechali na północny wschód, ukośnie do autostrad, przedzierając się przez korki.
Niestety, Dwieściedziesiątką okazała się zatłoczona. W odległości stu metrów od zjazdu samochody stanęły. Rzeka nieruchomych pojazdów wiła się w dal, migocząc w słońcu, spalając benzynę i tkwiąc w miejscu. Typowa panorama Los Angeles. Reacher spojrzał w lusterko i dostrzegł hondę Neagley stojącą tuż za nim. Białą czteroletnią hondę civic. Nie widział jej postaci. Szyba była zbyt mocno przyciemniona. W górnej części biegła ciemnoniebieska plastikowa taśma z napisem „Nieustraszony” wydrukowanym srebrnymi poszarpanymi literami. Pomyślał, że jeśli chodzi o Neagley, taki napis jest ze wszech miar właściwy.
Zadzwonił do niej.
– Przed nami doszło do wypadku – powiedziała. – Słyszałam przez radio.
– Wspaniale.- Jeśli Sanchez tak długo wytrzymał, wytrzyma jeszcze trochę.
– Jaki błąd popełnili? – zapytał Reacher.
– Nie wiem. Mieli do czynienia z trudniejszymi sprawami.
– Coś im przeszkodziło. Coś, czego nie przewidzieli. Od czego zacząłby Swan?
– Od Deana – rzekła Neagley. – Faceta od kontroli jakości. Zachowanie Deana musiało wzbudzić jego podejrzenia. Złe wyniki nie muszą wiele znaczyć. Złe wyniki i podejrzane zachowanie dyrektora kontroli jakości – tak.
– Czy wszystko z niego wydobył?
– Nie sądzę, dowiedział się jednak wystarczająco wiele, aby wyciągnąć wnioski. Swan był znacznie inteligentniejszy niż Berenson.
– Jaki był jego kolejny krok?
– Zrobił dwie rzeczy – odparła Neagley. – Zapewnił bezpieczeństwo Deanowi i zaczął gromadzić dowody.
– Z pomocą pozostałych.
– To było coś więcej niż pomoc. Właściwie zlecił im tę robotę. Musiał. Jego sytuacja w biurze była niepewna.
– Nie rozmawiał z Lamaisonem?
– Skądże. Zasada pierwsza, nikomu nie ufaj.
– W takim razie co im przeszkodziło?
– Nie mam pojęcia.
– W jaki sposób Swan zapewniłby bezpieczeństwo Deanowi?
– Skontaktowałby się z miejscową policją. Poprosił o ochronę, a przynajmniej o to, by regularnie sprawdzali jego dom.
– Lamaison to były glina. Może nadal ma tam kumpli. Może dali mu cynk.
– Niemożliwe – powiedziała. – Swan nie rozmawiał z gliniarzami z Los Angeles. Dean mieszkał za wzgórzem. To poza obszarem ich jurysdykcji.
Reacher przerwał na chwilę.
– To oznacza, że Swan z nikim nie gadał – doszedł do wniosku. – To ziemia Curtisa Mauneya, a ten nie słyszał o Deanie ani o New Age. O istnieniu Swana dowiedział się chyba dopiero po śmierci Franza.
– Swan nie pozostawiłby Deana bez ochrony.
– Może to wszystko nie zaczęło się od Deana lub Swan o nim nie wiedział. Może inaczej wpadł na trop.
– Jak? – zapytała Neagley.
– Nie mam pojęcia – odparł Reacher. – Niewykluczone, że dowiemy się tego od Sancheza.
– Myślisz, że żyje?
– Miej nadzieję na najlepsze.
– I bądź przygotowany na najgorsze.
Rozłączyli się. Sznur pojazdów lekko drgnął. Podczas trwającej niemal dwie minuty rozmowy pokonali jakieś pięć długości samochodu. Podczas pięciu kolejnych minut milczenia przesunęli się o kolejnych dziesięć, poruszali się sześć razy wolniej niż na piechotę. Ludzie wokół nie dawali za wygraną. Rozmawiali przez telefon, czytali, golili się, nakładali makijaż, palili, jedli, słuchali muzyki. Niektórzy nawet się opalali. Podwijali rękawy i wysuwali ręce przez otwarte okno.
Zadzwoniła komórka Reachera na kartę. Znowu Neagley.
– Nowe wiadomości z Chicago – powiedziała. – Weszliśmy do komputera policji w Los Angeles. Lennox i Parker są tacy jak Lamaison. Byli partnerami. Odeszli, aby uniknąć dwunastego dochodzenia wewnętrznego w ciągu dwunastu lat służby. Przez tydzień byli bez pracy, a później Lamaison zatrudnił ich w New Age.
– Cieszę się, że nie mam akcji tej firmy.
– Ja mam. To pieniądze Pentagonu. Jak myślisz, skąd biorą kasę?
– Nie ode mnie – odpowiedział Reacher.
Dwieście metrów dalej wyjechali na prostą i zobaczyli przyczynę ogromnego zatoru. W oddali, przez mgłę. Na lewym pasie stał zepsuty samochód. Trywialny powód, jednak cała autostrada zamarła w bezruchu. Reacher rozłączył się i zadzwonił do Dixon.
– Jesteście na miejscu? – zapytał.- Będziemy za dziesięć minut.
– Stoimy w korku. Zadzwoń, jeśli będziesz miała dobrą wiadomość. Zadzwoń, jeśli dostaniesz złe wieści.
Dotarcie do zepsutego samochodu wymagało kolejnych piętnastu minut i wykonania kilku śmiałych manewrów zmiany pasa. Później samochody drgnęły i wszyscy ruszyli z prędkością ponad stu kilometrów na godzinę, jakby nic się nie stało. Reacher i Neagley dotarli do szpitala dziesięć minut później. Dwadzieścia kilometrów w czterdzieści minut. Przeciętna prędkość trzydzieści kilometrów na godzinę.
Minęli kostnicę i zatrzymali się na placu dla gości. Przeszli przez nasłoneczniony plac do głównego wejścia. Reacher zauważył hondę O’Donnella, a później hondę Dixon. W holu stało mnóstwo czerwonych plastikowych krzeseł. Wokół panowała cisza. Nie dostrzegli Dixon lub O’Donnella. Ani Curtisa Mauneya. Za to zobaczyli długi kontuar, za którym stali jacyś ludzie. Nie pielęgniarki, lecz zwyczajni pracownicy. Reacher zapytał jednego z nich o Mauneya, lecz niczego się nie dowiedział. Zapytał o Jorge Sancheza. Ponownie nic. Zapytał o zgony i został skierowany do innego kontuaru w rogu sali.
Kiedy tam dotarł, powiedzieli mu, że ostatnio nikogo nie przywieziono. Nie wiedzieli nic o Jorge Sanchezie lub szeryfie Curtisie Mauneyu. Reacher wyciągnął komórkę, lecz został poproszony, aby nie używał jej w środku budynku, ponieważ może zakłócić działanie delikatnych urządzeń medycznych. Wyszedł na zewnątrz i zadzwonił do Dixon.
Brak odpowiedzi.
Wybrał numer O’Donnella.
Podobnie.
– Może wyłączyli komórki – powiedziała Neagley. – Może sana Oddziale Intensywnej Opieki Medycznej lub czymś w tym rodzaju.
– U kogo? Sancheza tu nie ma.
– Muszą gdzieś tu być. Dopiero co przyjechali.
– Mam złe przeczucie – powiedział Reacher.
Neagley wyciągnęła wizytówkę Mauneya. Podała. Reacher wybrał numer jego komórki. Brak odpowiedzi. Wybrał numer stacjonarny. Podobnie.
Wtedy zadzwonił telefon Neagley. Prywatna komórka, nie komórka na kartę. Odebrała. Wysłuchała. Z pobladłej twarzy odpłynęła krew. Stała się jak wosk.
– To z Chicago – powiedziała. – Curtis Mauney był partnerem Lamaisona. Służyli razem dwanaście lat w policji Los Angeles.