– Mam – powiedział. – Chwyć małą za ramię i pociągnij do siebie. Doktor Chang wsunęła dwa palce pod miednicę pacjentki, szukając rączki dziecka. Wymacawszy ją, wykonała polecenie Brada.
– Znakomicie – powiedział. – A teraz znowu złap ją za biodra i powoli obróć o sto osiemdziesiąt stopni, żeby wyciągnąć drugie ramię.
Brad spokojnie, krok po kroku, prowadził Chang przez resztę porodu. Wkrótce z pochwy wyłoniła się głowa dziecka i doktor położyła nowo narodzoną dziewczynkę na brzuchu matki. Następnie odsunęła się, by inni mogli oczyścić gardło noworodka i zawiązać pępowinę. Chang spojrzała na Hawkinsa przez ramię, uśmiechając się szeroko.
– Dziękuję, doktorze. Pod koniec było już łatwiej, ale bez pana nie poradziłabym sobie.
– Następnym razem będziesz musiała, więc zapamiętaj wszystko, co tu robiliśmy. – Brad ściągnął rękawice, poklepał ją po plecach i wyszedł z sali.
Doktor Chang, wciąż rozpromieniona, odprowadziła go wzrokiem. Sama obecność Hawkinsa dodawała jej pewności siebie. Podobnie zresztą myślała o nim większość młodych lekarzy. Wszyscy chcieliby w przyszłości być takimi położnikami jak on.
– Wybij to sobie z głowy – powiedział doktor Schubert do słuchawki. -Nie ma mowy, żebym zgodził się na coś takiego!
– Arnoldzie, wysłuchaj mnie – uspokajał go adwokat. – Albo się zgodzisz, albo sprawa trafi do arbitrażu, a nie masz żadnych szans na wygraną. Radzę ci, żebyś ustąpił i poszedł na ugodę.
– Na Boga, kiedy to się skończy? Skąd mogę mieć pewność, że za miesiąc nie zażąda więcej?
– To wykluczone. Jeśli się zgodzisz, gwarantuję ci co najmniej trzy lata spokoju.
Schubert westchnął, przeczesując palcami siwiejące włosy.
– No dobrze, skoro tak uważasz… Ale chcę mieć wszystko na piśmie, dobrze? – Odłożył słuchawkę ze złością.
Ta kobieta obdzierała go ze skóry! Tak to przynajmniej odczuwał, chociaż, szczerze mówiąc, ciągle miał dużo pieniędzy. Myślał, że w ciągu siedemnastu lat małżeństwa zdążył ją dobrze poznać. A jednak się pomylił. Żyli w separacji zaledwie pół roku, a już musiał bulić jej i dzieciakom dziesięć patoli alimentów, i jeszcze było tej suce mało! Za co on płacił swojemu adwokatowi?
Do gabinetu zajrzała pielęgniarka, wymachując kartką papieru.
– Przyszły wyniki badań Cutrone.
Schubert wziął kartkę i przesunął po niej wzrokiem. Przed tygodniem przeprowadził punkcję płynu owodniowego u Alyssy Cutrone, dwudziestopięcioletniej matki dwojga dzieci. Została do niego skierowana z powodu stwierdzonego podwyższonego poziomu AFP. Podwyższona zawartość alfa-fetoproteiny we krwi mogła świadczyć o wadach rozwojowych płodu, w tym o zespole Downa; nawet po uwzględnieniu wagi, wieku ciążowego i faktu wystąpienia ciąży mnogiej, poziom tego związku u Cutrone był za wysoki. Jedynym sposobem stwierdzenia, czy rzeczywiście u płodów występowały wady rozwojowe, była amniopunkcja.
Wykonanie takiego badania na bliźniętach nie było łatwe. Żeby się udało, dzieci musiały znajdować się w oddzielnych pęcherzach płatowych -jak to zwykle bywało – aby mieć pewność, że każdy z nich zawiera wody płodowe tylko jednego dziecka. Po pobraniu próbki należało dołożyć wszelkich starań, by nie wymieszać jej z próbką wód z drugiego pęcherza.
Dlatego też podczas punkcji Schubert zachował wymagane środki ostrożności. Za pomocą ultrasonografu obejrzał obydwa płody i ustalił ich dokładne położenie, a po nakłuciu pierwszego pęcherza wprowadził do niego niebieski barwnik, by upewnić się, że płyn nie przedostaje się do drugiego. Na podstawie badania ultrasonograficznego stwierdził, że dziecko „A", dziewczynka, leży głową do dołu; ułożenie dziecka „B", prawdopodobnie chłopca, było pośladkowe. Jednak przesłany Schubertowi raport z wynikami badań próbek był zaskakujący.
Według analizy jeden z płodów rzeczywiście posiadał dwudziesty pierwszy chromosom, co oznaczało, że jest dotknięty zespołem Downa. Okazało się jednak, że oboje dzieci to dziewczynki. Najwyraźniej podczas badania zaszła jakaś pomyłka. Stanowiło to pewne utrudnienie, ale niezbyt duże. Według raportu z laboratorium, znajdujące się na dole dziecko „A" miało zespół Downa. To właśnie „A" Schubert badał jako pierwsze i w pęcherzu płodowym powinny zostać resztki barwnika. Byłoby jeszcze łatwiej, gdyby płody nie zmieniły położenia. Schubert, wciąż poirytowany rozmową telefoniczną, wziął raport i wstał zza biurka.
Pacjentka czekała w pokoju badań numer jeden. Po rozmowie ze swoim adwokatem Schubert nie musiał się wysilać, by przywołać na twarz posępną minę. Od razu przeszedł do rzeczy. Uniósł trzymaną w dłoni kartkę.
– Obawiam się, że nie mam dobrych wiadomości, Alysso. Przerażona kobieta uniosła dłonie ku szyi.
– To znaczy?
– Nie będę owijał w bawełnę. Wygląda na to, że jedno z dzieci ma zespół Downa.
– O mój Boże. – Jej drżący głos przeszedł w szept. – Które?
– To, które jest niżej, ułożone głową w dół. Łzy napłynęły jej do oczu.
– Och, nie, tylko nie dziewczynka! – Miała już dwóch synów.
– Prawdę mówiąc, według wyników analiz to dziewczynki. Kobieta otarła oczy, zaskoczona.
– A przecież mówił pan, że…
– Tak, myśleliśmy, że „B" jest chłopcem, ale czasami zdarzają się takie pomyłki przy sonografli. To, co wygląda na mosznę, może być w rzeczywistości spuchniętymi wargami sromowymi. – Postukał palcem w kartkę. -Badania laboratoryjne są prawie w stu procentach pewne.
– Czy to możliwe, że popełniono jakiś błąd?
– No cóż, zawsze istnieje taka możliwość, ale odkąd sięgam pamięcią, laboratorium jeszcze nigdy się nie pomyliło. Skoro wyniki badań wskazują, że dziecko ma trisomię, to nie można tego podawać w wątpliwość. – Zawiesił głos, patrząc jej w twarz. – Chcesz, żebym zadzwonił do twojego męża? Alyssa zrezygnowana pokręciła głową.
– Nie, ja… my już o tym rozmawialiśmy. Co teraz będzie?
– Jest kilka możliwości. Nie wiem, czy zdajesz sobie z tego sprawę, ale jednym z powodów, dla których inni lekarze kierują pacjentki takie jak ty do mnie, jest fakt, że jestem specjalistą od selekcji płodów. Wiesz, na czym to polega?
– Coś o tym słyszałam, ale…
– Mówiąc krótko – tłumaczył Schubert – jest to zabieg pozwalający kobietom w ciąży mnogiej usunąć jeden lub większą liczbę płodów. Słyszałaś o dzieciach z probówki, prawda? Początkowo selekcję stosowano w przypadkach komplikacji po zapłodnieniu i/i vitro, gdy kobietom wszczepiano cztery, pięć czy sześć płodów i nieoczekiwanie wszystkie razem zaczynały się rozwijać. Tego rodzaju ciąże mogą sprawiać matkom wielkie trudności. Takie kobiety jak ta, która niedawno urodziła zdrowe siedmioraczki, są wyjątkami. W ogromnej większości przypadków tego typu występują powikłania mogące zagrozić życiu wszystkich dzieci, na przykład przedwczesny poród.
Alyssa nic nie powiedziała, patrzyła tylko na niego, przygnębiona.
– Zabieg ten jest także skuteczny w przypadku bliźniąt – powiedział. – Chcesz, żebym powiedział ci, jak to wygląda? Potrząsnęła przecząco głową.
– Niech pan robi, co uzna za konieczne.
– Czyli chcesz, żebym wykonał zabieg?
Jej podbródek zaczął drżeć. Po chwili pokiwała głową. Następnie spojrzała Schubertowi w oczy.
– Myśli pan, że podjęłam właściwą decyzję? Skinął głową.
– Alysso, na twoim miejscu postąpiłbym tak samo.
Wiedział, że w normalnych okolicznościach powinien powiedzieć jej o zagrożeniach i korzyściach związanych z zabiegiem, potencjalnych powikłaniach i alternatywnych sposobach leczenia. Jednak Arnold Schubert konsekwentnie zmierzał do celu. Cierpiał na chroniczny brak pieniędzy, a płacono mu za to, by pomagał przychodzącym doń kobietom podjąć taką decyzję, jaką przed chwilą podjęła Alyssa.
W odróżnieniu od Morgan, swojej szwagierki, Richard Hartman nie miał pojęcia, co u kobiety w ciąży jest normalne, a co nie. Nie powstrzymywało go to przed wypowiadaniem na głos swoich spostrzeżeń.