– W zeszłym tygodniu doktor mówił, że mogłoby być niższe, ale mieści się w normie.
– Czy wspominał coś o toksemii?
Jen obrzuciła ją zaniepokojonym wzrokiem.
– Myślisz, że choruję na coś takiego? Świetnie! Czy to zaszkodzi dzieciom?
– Nie jestem ginekologiem. Będziesz musiała zapytać o to swojego lekarza.
Pół godziny później Morgan siedziała już w poczekalni przed gabinetem Brada, na przemian przeglądając jakieś pismo i wpatrując się tępo w akwarium. Postanowiła tym razem nie towarzyszyć siostrze podczas badań. Jen była dorosła i powinna sama sobie radzić. Na dźwięk otwieranych drzwi gabinetu Morgan odwróciła się. Brad przywołał ją gestem ręki.
– Mogę panią na chwilę prosić, doktor Robinson?
– Oczywiście. – Weszła za nim do gabinetu. – Czy z Jen coś jest nie w porządku?
– Pani siostra ma stan przedrzucawkowy – powiedział Brad. – Jej ciśnienie wynosi sto czterdzieści na dziewięćdziesiąt, pojawił się widoczny obrzęk, a w moczu jest białko.
Morgan powoli pokiwała głową.
– Czy to duży powód do niepokoju?
– Na razie nie. Stan przedrzucawkowy może przebiegać w sposób łagodny lub ostry. W przypadku ostrego przebiegu musielibyśmy jak najszybciej doprowadzić do porodu. Przy łagodnym zazwyczaj gramy na zwłokę. Przez „grę na zwłokę" rozumiem odpoczynek – ciągnął Brad – dużo odpoczynku. Niektórzy lekarze woleliby umieścić pani siostrę w szpitalu, ale moim zdaniem w domu też jej będzie dobrze. Próbowałem skontaktować się z mężem Jennifer, ale jest zajęty. Dlatego zwróciłem się do pani.
– Chce pan, żebym pomagała jej odpoczywać?
– Doktor Robinson, proszę. Wiem, że zajmuje się pani zarządzaniem ochroną zdrowia, ale nie może być pani aż tak naiwna.
Morgan najeżyła się. Jej policzki zapłonęły żywym ogniem, ale spojrzenie było lodowate.
– Naiwna?
– Nie powinienem tego pani nawet tłumaczyć. Może, pracując w wieży z kości słoniowej, zapomniała pani o podstawowych rzeczach. Chryste, każdy choć trochę znający się na swoim fachu lekarz powinien zdawać sobie sprawę, jak ważny jest odpoczynek dla kobiety w takim stanie.
– Boże, co za bezczelność! – wybuchnęła. – Co? Niby jestem niekompetentna? To chce pan powiedzieć?
Brad drgnął niespokojnie pod jej przenikliwym spojrzeniem.
– Przepraszam. Ma pani rację. Cały ten system finansowania opieki zdrowotnej strasznie działa mi na nerwy i czasami mówię rzeczy, których nie powinienem. – Uśmiechnął się przepraszająco.
Morgan westchnęła.
– Dobrze, dobrze, zapomnijmy o tym. Jak mogę pomóc?
– Powiem pani, w czym rzecz. Kiedy zalecam odpoczynek, chodzi mi o to, że pacjentka ma leżeć w łóżku i wstawać tylko do toalety, rozumie pani? Na ogół, o dziwo, zostaję źle zrozumiany. Bez względu na to, jak jasno się wyrażam, przeciętna pacjentka myśli sobie, że nic się nie stanie, jeśli ugotuje mężowi kolację lub wyskoczy do sklepu, wystarczy że resztę dnia spędzi w łóżku. Nie dociera do niej, że nawet kilka minut na nogach może zniweczyć wszelkie korzyści z odpoczynku. Dlatego muszę szukać pomocy członków rodziny. To oni pilnują przestrzegania moich zaleceń.
Morgan wyczytała w jego oczach autentyczną troskę i szczerość. Nieco udobruchana, pokiwała głową.
– Mogę i ja to robić. Jak długo moja siostra ma odpoczywać w domu?
– Dam jej, powiedzmy, dziewięćdziesiąt sześć godzin. Potem obejrzęją i sprawdzę ogólny stan. Jeśli nie nastąpi poprawa, skieruję pani siostrę do szpitala.
Morgan skinęła głową.
– Rozmawiał pan z nią o tym wszystkim?
– Tak, ale liczę na panią i pani szwagra.
– Damy sobie z nią radę – zapewniła go Morgan, wstając.
– Doktor Robinson? Jeszcze jedna sprawa. Nie wiem, czy słyszała pani o tym, ale właśnie mieliśmy kolejny zgon na oddziale intensywnej terapii noworodków.
Morgan zatrzymała się, zaskoczona.
– Nie, nic nie słyszałam. To bardzo przykre.
– Będzie jeszcze gorzej, kiedy trafi to do prasy. Dyrekcja szpitala próbowała tego uniknąć, ale o całej sprawie dowiedział się jakiś dziennikarz. Jutro wszystko będzie opisane na pierwszych stronach gazet.
– Czy było tak samo jak w pozostałych przypadkach?
– Dokładnie. – Zawiesił głos. – Wie pani, tak sobie pomyślałem, że moglibyśmy w spokoju porozmawiać o tej sprawie. Może razem udałoby się nam coś wymyślić.
Morgan spojrzała na zegarek.
– To interesująca propozycja, ale muszę wracać do pracy. Może znajdę trochę czasu…
– Nie miałem na myśli spotkania w godzinach pracy – przerwał jej. -Kończy pani o piątej, prawda?
Po nocnej rozmowie z Brittenem była aż za bardzo czujna.
– Chyba pana nie rozumiem.
– Chodzi mi o to, że mógłbym po panią przyjechać i znaleźlibyśmy jakieś ustronne miejsce do rozmowy. Morgan prychnęła cicho.
– Nie sądzę, doktorze Hawkins. Wyglądał na autentycznie zdumionego.
– Dlaczego? Wydawało mi się, że interesuje się pani tą sprawą?
– Interesuję się, owszem, ale nie jestem głupia. – Spojrzała znacząco na jego dłoń. – Nosi pan obrączkę, a na ścianie gabinetu wiszą rodzinne fotografie.
Brad popatrzył na swoją obrączkę. Na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
– Cóż, może jestem staroświecki… moja żona umarła sześć lat temu. Morgan ponownie się zaczerwieniła.
– Teraz czuję się jak idiotka. Dobrze, może być o piątej. I nie zapomnij, że masz zwracać się do mnie po imieniu.
Początkowo Alyssa Cutrone myślała, że zrobiła siusiu. Majtki miała mokre, a po jej udach spływała jakaś ciepła ciecz. Kiedy poszła do łazienki, okazało się, że to krew.
Alyssa była przerażona. Niewiele wiedziała o przebiegu ciąży i gdy występowały u niej jakieś niepokojące objawy, musiała polegać na zapewnieniach innych, że wszystko jest w porządku. Jednak krwotok nie wróżył nic dobrego. Przerażona, zadzwoniła do męża, ale ten już wyszedł z pracy. Skontaktowała się więc z doktorem Schubertem, który kazał jej natychmiast przyjechać do szpitala.
Mimo to postanowiła zaczekać na męża. Wkrótce chwyciły ją skurcze, które nasiliły się w drodze do Szpitala Uniwersyteckiego. Kiedy szła z parkingu do budynku szpitala i potem, podczas jazdy windą na siódme piętro, mąż musiał j ą podtrzymywać, by nie zginała się wpół z bólu.
Schubert przygotował się na jej przyjęcie i pielęgniarki z porodówki od razu zaprowadziły Alyssę na salę. Po sprawdzeniu czynności życiowych płodu wezwały jednego z lekarzy. Badanie wykazało, że krew wydobywała się z szyjki macicy, która była już rozwarta na kilka centymetrów.
Alyssa rodziła.
Lekarz nic nie powiedział. Niech Schubert sam przekaże jej tę wiadomość. Alyssa nie mogła znieść bólu, ale jeszcze gorszy był ogarniający ją strach. Pielęgniarki podłączyły kroplówkę i podały pacjentce demerol, który trochę pomógł.
Przyszedł Schubert, w żółtym fartuchu narzuconym na ubranie. Uśmiechał się od ucha do ucha.
– Wygląda na to, że sprawy idą naprzód nieco szybciej, niż się spodziewaliśmy – powiedział. Włożył rękawicę i przeprowadził ostrożne badanie przez pochwę. – To dobry znak. Pozbędziesz się niepotrzebnego płodu i nie będziesz musiała więcej się nim przejmować.
– Czy ona rodzi? – spytał mąż Alyssy.
– Cóż, i tak, i nie – odparł Schubert. – Organizm usuwa płód „A". Potem szyjka macicy prawdopodobnie zaciśnie się z powrotem.
– Prawdopodobnie? A jeśli sienie zaciśnie? – spytała Alyssa. – Czy mogę stracić oboje dzieci?
– To raczej wykluczone. Na razie odpocznij sobie i nie przejmuj się tym. – Wyszedł z sali. Uśmiech ani na chwilę nie zniknął mu z twarzy.
Alyssa denerwowała się. Choć Schubert cieszył się znakomitą reputacją, był najbardziej zarozumiałym człowiekiem, jakiego znała. Jeszcze trochę, a powiedziałby jej, żeby nie przemęczała swojej główki myśleniem.
Tymczasem przed salą Schubert wyjaśnił wezwanemu lekarzowi, że choć płód jest mały, Alyssa prawdopodobnie ma przed sobą cztery do pięciu godzin porodu. Zatroszcz się o wygodę pacjentki, powiedział. Daj jej tyle demerolu, żeby była spokojna.