Изменить стиль страницы

Bractwo rosło.

Przed zimą 1959 roku w Rosji było nas już stu osiemnastu.

Nastąpiły burzliwe lata sześćdziesiąte.

Czas płynął szybko.

Pojawiły się nowe możliwości, otworzyły nowe perspektywy.

Nasi zaczęli awansować zawodowo, zajmować odpowiedzialne stanowiska. Bractwo znów przenikało do radzieckiej elity, ale teraz od dołu. Pojawili się trzej nowi bracia w Radzie Ministrów i jeden w KC KPZR. Siostra Czbe została ministrem kultury na Łotwie, bracia Ent i Bo zajęli kierownicze stanowiska w Ministerstwie Handlu Wewnętrznego, siostra Ug wyszła za mąż za dowódcę wojsk obrony przeciwlotniczej, brat Ne został dyrektorem Teatru Małego.

A co najważniejsze – bracia Aub, Nom i Mir zorganizowali na Syberii towarzystwo naukowe do badań FTM (fenomenu tunguskiego meteorytu). Wspierała je Akademia Nauk, a finansował budżet państwa. Praktycznie co rok na miejsce upadku wysyłano ekspedycje.

I znów popłynęły do Moskwy lodowe bryły.

Pracowaliśmy.

W latach siedemdziesiątych wzrosła potęga bractwa.

Odnaleziony brat Lecz został dyrektorem Rady Wzajemnej Pomocy Gospodarczej. Najbardziej zdumiewające było to, że jego córka i wnuk też okazali się nasi. To był pierwszy przypadek, kiedy rodzina była żywa. Lecz, Mart i Bork stali się ostoją bractwa w radzieckiej nomenklaturze. RWPG zarabiało na nas. Dzięki Lecz nawiązaliśmy ścisłe kontakty z braćmi w Europie Wschodniej. Zaczęliśmy im dostarczać lód bezpośrednio, omijając skomplikowane zakonspirowane kanały, stworzone przez Ha jeszcze za Stalina.

Objęłam niewysokie stanowisko kierownicze w RWPG.

To pozwalało mi często wyjeżdżać do bratnich krajów socjalistycznych. Ujrzałam twarze naszych europejskich braci. Poznałam ich serca. Choć mówiliśmy w różnych ziemskich językach, wspaniale się rozumieliśmy.

Wiedzieliśmy, CO i JAK robić.

Bractwo rosło.

W 1980 roku w Rosji było nas siedmiuset osiemnastu.

A na świecie – dwa tysiące czterysta pięciu.

Lata osiemdziesiąte przyniosły wiele kłopotów i przykrości.

Umarł Breżniew. I zaczęło się tradycyjne dla Rosji ponowne przegrupowanie władzy. Czworo naszych straciło poważne stanowiska w KC KPZR i w Radzie Ministrów. Troje z Komisji Planowania zostało zdegradowanych. Brat Jot, wybitny funkcjonariusz Wszechzwiązkowej Centralnej Rady Związków Zawodowych, został wykluczony z partii „za protekcjonizm” (zbyt aktywnie awansował naszych do kierownictwa związków). Dwaj bracia z handlu zagranicznego w wyniku kampanii walki z korupcją zostali skazani na kary długoletniego więzienia. Siostry Fed i Ku straciły stanowiska w KC komsomołu za „niemoralne prowadzenie” (przyłapano je w trakcie rozmowy serc). A Szro, mój wierny, mężny, został skazany za spowodowanie ciężkich obrażeń ciała (jeden z opukanych wyrwał się, uciekł i doniósł).

Ale Lecz ocalał.

A dwaj nasi, Uy i Im, zostali pułkownikami KGB.

Lód wydobywano i eksportowano do dwudziestu ośmiu krajów.

I lodowe młoty stukały w serca.

Umarli Andropow i Czernienko.

Nastał Gorbaczow.

Nadeszła epoka Głasnosti i Pierestrojki.

ZSRR zaczął się rozpadać. Rozwiązano RWPG i prawie od razu umarł Lecz. To była dla nas niepowetowana strata. Nasze serca gorąco pożegnały się z wielkim Lecz. Zrobił dla bractwa wiele dobrego.

Partia coraz bardziej traciła władzę w kraju. W najwyższych sferach władzy wybuchła panika: w nadciągającej demokratyzacji radziecka nomenklatura widziała śmiertelne niebezpieczeństwo, ale nic nie mogła na to poradzić.

Pojawiła się prywatna przedsiębiorczość. Najmądrzejsi przedstawiciele nomenklatury zaczęli przechodzić do biznesu. Wykorzystując stare układy, robili szybkie pieniądze.

NASI też natychmiast się przestawili. Zaczęli tworzyć firmy handlowe, banki i spółki akcyjne.

W sierpniu 1991 roku Związek Radziecki się rozpadł.

O ironio, tego dnia wraz z trzema braćmi znaleźliśmy się na placu przy Łubiance i obserwowaliśmy demontaż pomnika Dzierżyńskiego. Kiedy go obwiązano stalowymi linami i podniesiono w powietrze, przypomniałam sobie areszt, celę-lodówkę, przesłuchania, bursztynowe żmije, złe twarze i martwe serca śledczych.

Demontażem pomnika kierował jasnowłosy chłopak w marynarskiej koszulce w paski i hełmie czołgisty. Miał niebieskie oczy. Poznaliśmy się, a po kilku godzinach w specjalnie urządzonej piwnicy opukaliśmy Siergieja. I jego serce wypowiedziało prawdziwe imię: Dor.

Tak Dzierżyński pomógł nam odnaleźć brata.

Popłynęły szybkie lata dziewięćdziesiąte.

Rozpoczęła się wesoła i straszna epoka Jelcyna.

Dla bractwa nastały złote czasy. Osiągnęliśmy to, o czym marzyliśmy: na trwałe weszliśmy do władzy, stworzyliśmy silne struktury finansowe, założyliśmy szereg wspólnych przedsiębiorstw.

Ale największym sukcesem bractwa było przeniknięcie naszych do wyższych struktur władzy.

Brat Uf, odnaleziony pod koniec lat siedemdziesiątych w Leningradzie, w ciągu dwóch lat zrobił fantastyczną karierę: od docenta instytutu inżynieryjno-ekonomicznego do wicepremiera rosyjskiego rządu. Kierował reformami ekonomicznymi i prywatyzacją własności skarbu państwa. Sprzedaż setek zakładów i fabryk przechodziła przez ręce Uf. Praktycznie w pierwszej połowie lat dziewięćdziesiątych był potentatem na rynku nieruchomości Rosji.

Nie da się przecenić jego wkładu w dzieło bractwa. Dzięki rudemu Uf staliśmy się naprawdę niezależni finansowo. Kwestia pieniędzy została rozwiązana raz na zawsze. A pieniądze na planecie maszyn z mięsa napędzały wszystko.

Ubóstwiałam rudego Uf.

Jego niewielkie, lecz nieokiełznane serce często rozmawiało z moim.

Uf stanął na czele radykalnego skrzydła bractwa. Radykałowie starali się wszelkimi środkami zwiększyć liczbę naszych i dożyć do Wielkiego Przeobrażenia.

W odróżnieniu od nich my nie byliśmy aż tak egoistyczni i pracowaliśmy dla przyszłych pokoleń.

Ale Uf swoim wielkim skokiem ekonomicznym przybliżył przyszłość: 1 stycznia 2000 roku na całym świecie było NAS osiemnaście tysięcy sześćset dziesięcioro.

I po raz pierwszy uwierzyłam, że DOŻYJĘ!

Sylwestra spędzaliśmy w wąskim gronie na daczy Uf. Było to jedyne możliwe do przyjęcia święto spośród wszystkich świąt maszyn z mięsa: przecież każdy nowy rok zbliżał godzinę Wielkiego Przeobrażenia.

Po niedługiej rozmowie serc siedzieliśmy na dywanie wokół góry owoców i jedliśmy w milczeniu. W ogóle staraliśmy się nie rozmawiać językiem maszyn z mięsa.

I nagle Uf zamarł, trzymając w ręku śliwkę. Zmrużył szaroniebieskie oczy i rozchylił małe, uparte usta:

– Za rok i osiem miesięcy wszyscy staniemy się promieniami światłości!

Zamarłam. Pozostali również.

Uf ogarnął nas wszystkich przeszywającym spojrzeniem. I dodał twardo:

– Ja to wiem!

Oczy mu zwilgotniały, usta zadrżały, śliwka wypadła z rąk. Łzy popłynęły po policzkach.

Rzuciłam się ku niemu, objęłam go.

I zalewając się łzami, zaczęłam całować jego piegowate ręce.

Obudziłam się jak zwykle rano.

Zbudził mnie czuły dotyk siostry Tbo. Głaskała moją twarz.

I od razu sobie przypomniałam: dziś jest szczególny dzień. Dzień Powitania.

Otworzyłam oczy: moja obszerna sypialnia z jasnobłękitnymi ścianami i złotym sufitem, niebieskooka twarz Tbo, jej miękkie ręce. Zabrzmiała cicha muzyka. Tbo zdjęła ze mnie kołdrę. Odwróciłam się na brzuch. Ręce siostry zaczęły masować moje niemłode ciało.

Bezszelestnie weszli bracia Mef i Por. Zaczekali, aż Tbo skończy masaż, po czym zanieśli mnie do łazienki. Tam pomogli mi opróżnić jelita i pęcherz moczowy. Następnie zanurzyli mnie w wannie z bulgoczącym krowim mlekiem. Po dziesięciu minutach wyjęli mnie, spłukali mleko, natarli mi pierś olejkiem sezamowym, nałożyli na twarz maseczkę ze spermy młodych maszyn z mięsa. Siostra Wihe ułożyła mi włosy, zrobiła makijaż. Przeniosłam się do garderoby, gdzie Wihe pomogła mi wybrać suknię na dzisiejszą uroczystą chwilę.