Изменить стиль страницы

Krew była taka rzeczywista, tak czerwona. Spływała potwornym deszczem na zimową trawę wąskiego pola.

– To nie jest prawdziwe.

– Nie wymawiaj tylko tych słów, lecz je zrozum. On kłamie, Layla. Żyje dzięki kłamstwu. To nie jest prawdziwe.

Layla zaczerpnęła tchu i wypuściła powietrze.

– To nieprawda. To kłamstwo. – Odwróciła się i popatrzyła na Foxa. – Jak ty to wytrzymujesz?

– Dzięki wiedzy – tak, jak wiedziałem, że to nie jest prawdziwe – że pewnego dnia, w jakiś sposób, skopiemy mu tyłek.

Layla czuła, jak piecze ją wyschnięte gardło.

– Coś mi zrobiłeś. Kiedy wziąłeś mnie za ramiona i mówiłeś do mnie, coś ze mną zrobiłeś.

– Nie – zaprzeczył bez wyrzutów sumienia, bo zrobił coś dla niej. – Pomogłem ci tylko pamiętać, że to nieprawda. Jedziemy do pani Oldinger. Założę się, że teraz nie pogardzisz herbatką z rumianku.

– A będzie miała do niej jakąś whisky?

– Nie zdziwiłbym się. Quinn widziała już między drzewami dom Cala, gdy usłyszała sygnał esemesa.

– Cholera, dlaczego po prostu do mnie nie zadzwoniła?

– Mogła próbować. W lesie jest mnóstwo miejsc, w których nie ma zasięgu.

– Wcale się nie dziwię. – Przeczytała wiadomość, uśmiechając się lekko na widok skrótowego stylu Cybil.

„Zajęt. ale zaintryg. Powiem więc. jak. Mge być za ok. tydz. najwyż. 2. Zadzw. jak bde mogl. Q? Uważaj. Serio. C”.

– No dobrze. – Quinn schowała telefon i podjęła decyzję, nad którą myślała przez całą powrotną drogę. – Chyba zadzwonimy do Foxa i Layli, jak już wypiję tego ogromnego drinka przy kominku, który rozpalisz.

– Jakoś to wytrzymam.

– W takim razie, skoro jesteś miejscową szychą, najlepiej będzie ciebie poprosić o pomoc w znalezieniu miłego, wygodnego i przestronnego domu do wynajęcia na najbliższych sześć miesięcy.

– A kim będzie lokator?

– Lokatorki. Ja, moja cudowna przyjaciółka Cybil, którą namówiłam, żeby zaangażowała się w sprawę, i najpewniej Layla, nad którą – jak sądzę – będę musiała jeszcze popracować. Ale potrafię być bardzo przekonująca.

– A cóż się stało z „zostaję tydzień na wstępne poszukiwania i wrócę w kwietniu”?

– Plany są po to, żeby je zmieniać – powiedziała lekko Quinn i uśmiechnęła się, gdy weszli na wysypany żwirem podjazd. – Uwielbiam, kiedy tak się dzieje. A ty?

– Niezupełnie. – Ale ruszył za nią na ganek i otworzył drzwi, żeby mogła wejść pierwsza do jego cichego domu.

ROZDZIAŁ 10

Dom, w którym dorastał Cal, był – jego zdaniem – w stanie ciągłej ewolucji. Co kilka lat jego matka uznawała, że ściany wymagają „odświeżenia”, co oznaczało malowanie – a raczej, w języku matki, „kosmetykę”.

Wtedy zabierała się do zrywania tapet, szorowania, ozdabiania i mnóstwa innych zajęć, z których Cal starał się wymigać.

Naturalnie nowy kolor ścian wymagał nowych obić, zasłon i firanek, i – bezspornie – nowej pościeli w sypialni, co nieodmiennie prowadziło do zmiany „układu”.

Cal nie potrafił zliczyć, ile razy przesuwał meble w tę i z powrotem, realizując kolejną wizję matki.

Ojciec mawiał, że Frannie musi zrobić następną rewolucję, za każdym razem gdy doprowadzi dom do stanu, o jakim marzyła.

Pewnego razu Cal doszedł do wniosku, że jego matka majsterkuje, maluje, szyje, dekoruje i redekoruje z nudów. Pomimo że była wolontariuszką, członkinią wielu komitetów i udzielała się w niezliczonych organizacjach, nigdy nie pracowała poza domem. Kiedy Cal miał dziewiętnaście i dwadzieścia lat, bardzo jej współczuł, uważając mamę za niezrealizowaną, na wpół zdesperowaną kurę domową.

Pewnego dnia, poznawszy świat na wylot przez dwa semestry nauki w college'u, usiadł z Frannie sam na sam i wyjaśnił, że rozumie jej poczucie pustki. Śmiała się tak serdecznie, że musiała odłożyć narzutę, którą akurat szyła, i otrzeć łzy.

– Kochanie – powiedziała – nie ma we mnie ani grama pustki. Uwielbiam kolory i tkaniny, wzory i smaki. I, och, wiele innych rzeczy. Traktuję ten dom jak studio, projekt naukowy, laboratorium i salon wystawowy. Jestem dyrektorem, projektantem, wykonawcą i gwiazdą całego przedstawienia. Nie potrzebujemy więcej pieniędzy, więc dlaczego miałabym chcieć stąd wyjść i znaleźć pracę – czy zrobić karierę – w jakiejś firmie, gdzie ktoś inny mówiłby mi, co mam robić?

Pokiwała na syna palcem tak, że musiał pochylić się w jej stronę, i położyła mu dłoń na policzku.

– Jesteś taki kochany, Caleb. Kiedyś zrozumiesz, że nie wszyscy chcą tego, czego społeczeństwo – zależnie od mody i nastroju – każe im pragnąć. Uważam siebie za szczęściarę, to przywilej, że mogłam dokonać wyboru i zostać w domu, wychowując dzieci. I mam szczęście, że wyszłam za mężczyznę, który nie ma nic przeciwko temu, żebym wykorzystywała swój talent – a mam cholerny talent – do zaśmiecania jego cichego domu próbkami farby i belami materiału za każdym razem, gdy poczuję na to ochotę. Jestem szczęśliwa. I wniebowzięta, że ty martwisz się moim szczęściem.

Z czasem zrozumiał, że miała absolutną rację. Robiła to, co chciała, i była w tym świetna. Zobaczył też, że gdy przyszło co do czego, to ona była głową domu. Tata przynosił pieniądze, ale to matka nimi zarządzała. Ojciec prowadził interesy, a matka dom.

I właśnie taki układ im odpowiadał.

Dlatego Cal nie próbował nawet jej przekonać, żeby nie zawracała sobie zbytnio głowy niedzielnym obiadem – tak, jak nie starał się odwieść jej od pomysłu zaproszenia Quinn, Layli i Foxa. Jego matka uwielbiała się starać i urządzać wytworne obiady dla gości, nawet jeśli ich nie znała.

Fox sam się ofiarował, że pojedzie do miasta po dziewczyny, więc Cal pojechał prosto do domu rodziców. Specjalnie chciał być wcześniej, żeby wprowadzić ich w sytuację – i dać kilka wskazówek, jak mają postępować z kobietą zamierzającą napisać książkę o Hollow, w którym mieszkało wielu ludzi, w tym i jego rodzina.

Frannie stała przy piekarniku i sprawdzała temperaturę polędwicy wieprzowej. Najwyraźniej usatysfakcjonowana, podeszła do blatu, żeby dokończyć swoje słynne przekąski.

– Zatem, mamo – zaczął Cal, otwierając lodówkę.

– Podaję wino do obiadu, więc nie szukaj tam żadnego piwa. Zbesztany zamknął drzwi lodówki.

– Dobrze. Chciałem tylko powiedzieć, żebyś nie zapominała, że Quinn pisze książkę.

– A czy ja kiedykolwiek o czymś zapomniałam?

– Nie. – Ta kobieta miała pamięć absolutną, co bywało trochę przerażające. – Mam tylko na myśli, że wszystko co powiemy, może znaleźć się w książce.

– Hmm. – Frannie ułożyła pepperoni na provolone *. – Spodziewasz się, że ja albo ojciec powiemy przy przekąskach coś kompromitującego? A może poczekamy do deseru, na który, notabene, podaję szarlotkę.

– Nie, ja… Upiekłaś szarlotkę?

Popatrzyła na niego z wszechwiedzącym uśmiechem.

– To twoje ulubione ciasto, prawda, kochanie?

– Tak, ale może straciłaś pazur. Powinienem spróbować kawałek, zanim goście przyjadą. Ocalę cię przed kompromitacją, jeśli ciasto będzie niedobre.

– To nie działało, nawet jak miałeś dwanaście lat.

– Wiem, ale zawsze mówiłaś, że „nawet jeśli ci się nie uda…”.

– Próbuj dalej, kochanie. Dlaczego martwisz się, że ta dziewczyna, z którą widziano cię parę razy w mieście, przychodzi do nas na obiad?

– To nie jest tak. – Cal nie był pewien, jak. – Chodzi o to, po co ona w ogóle tu przyjechała. Nie możemy o tym zapominać, tylko tyle chcę powiedzieć.

– Ja nigdy nie zapominam. Jak mogłabym? Musimy żyć naszym życiem, obierać ziemniaki, odbierać pocztę, kichać, kupować nowe buty, pomimo tego wszystkiego, co się dzieje, a może przez to wszystko. – Cal usłyszał żal w jej głosie. – A to życie obejmuje niedzielny obiad w miłym towarzystwie.

– Tak bardzo bym chciał, żeby było inaczej.

– Wiem, ale nie jest. – Nie przestając szykować przekąsek, popatrzyła na syna. – I, Cal, mój przystojny chłopcze, nie możesz zrobić nic ponad to, co robisz. Czasami wolałabym, żebyś mógł robić mniej. Ale… Powiedz mi, lubisz tę dziewczynę? Quinn Black?

вернуться

* provolone – twardy ser.