Изменить стиль страницы

Krótko mówiąc, przerażali wszystkich, nawet własnych żołnierzy. Ludzie z organizacji i spoza niej zastanawiali się, jak długo Maura zdoła nad nimi panować. Ona sama też czasem się nad tym zastanawiała.

Roy doskonale wiedział, że zachowanie syna może doprowadzić do katastrofalnych następstw. Było to tylko kwestią czasu. Mógł ściągnąć nieszczęście na nich wszystkich i była to przerażająca perspektywa.

– Powiedz mi, synu, co znowu zbroiłeś?

Ben poczuł się dotknięty. Jego błękitne oczy, gdy patrzył na Roya, były niewinne jak oczy dziecka.

– Nic nie zbroiłem, tato. Nic, choć może trudno ci w to uwierzyć.

Wyszedł z domu kilka minut później, a Roy wziął antydepresant, po który sięgał, kiedy miał kłopoty. Podczas rozmowy z synem miał przed oczami twarz zmarłej żony, która tyle razy błagała go, żeby trzymał Bena z dala od rodzinnych interesów. Wiedział, że miała rację. Od dawna się tym zadręczał, lecz czuł się bezradny.

Powtarzał błędy swojej matki, teraz to zrozumiał. Wyhodował szaleńca, podobnie jak ona. Bo Michael też był szaleńcem. Uświadomienie sobie tego było prawie nie do zniesienia.

***

Sheila i Lee wyprawiali dzieci do szkoły. Lee miał je podrzucić swoim nowiutkim busem. Większe auto stało się niezbędne. Pięciu synów i córka to spora gromadka, toteż Sheila wreszcie się ugięła i zgodziła na opiekunkę do dzieci. Dziewczyna była młoda, ładna i chętna do każdej usługi. Gdy uśmiechała się do Lee ponad głowami jego dwóch najmłodszych synów, miał ochotę powiedzieć jej, żeby spieprzała, ale żona ją lubiła i nie pozwoliła powiedzieć na nią złego słowa.

Sheila zmieniła się bardzo od śmierci Janine. Wcześniejsze zabójstwo Terry’ego też zburzyło jej spokój, ale na to, że Maura może ściągnąć na siebie nieszczęście, była przygotowana. Nigdy natomiast nie przychodziło jej do głowy, że oni także mogą być zagrożeni. Zrobiła się nadopiekuńcza w stosunku do dzieci, a niemiła dla Lee i choć wciąż ją kochał, ta sytuacja go męczyła. Do powrotu do domu skłoniły ją narodziny ich piątego syna, Jerome’a, ale wyraziła zgodę dopiero wtedy, gdy znalazł dom przypominający fortecę.

Spełniał wszystkie jej życzenia, ponieważ bardzo ją kochał i uwielbiał dzieci. Przez jakiś czas Sheila była kłębkiem nerwów, ale kiedy Roy przeżywał załamanie nerwowe, to właśnie ona go odwiedzała i pomogła mu z powrotem stanąć na nogi.

Przedmiotem niepokoju Lee stały się bliskie kontakty żony z jego matką. Wiedział, że Sarah za jej plecami stara się wpływać na wnuki i urabiać je na swoją modłę.

Sheila naprawdę wierzyła, że ich samochód ma kuloodporne szyby, a jego wcale to nie śmieszyło, tylko smuciło. Miała nie mniejszą paranoję niż Roy. Zaczynała się też zaniedbywać, a zawsze myślał, że na to sobie nigdy nie pozwoli. Rozumiał, ze po tylu dzieciach miała prawo stracić figurę, ale ona nadal jadła jak koń i było to po niej widać.

Najbardziej jednak martwił się tym, że zmieniła się w stosunku do niego. Traktowała go jak idiotę, co go ścinało z nóg, Dwa razy omal jej nie powiedział, żeby zamknęła jadaczka ale w porę się pohamował. Miała nad nim władzę, wiedziała o tym i wykorzystywała to. Co się stało z jego ukochaną potulną żoną?

Wiedział, że najstarszy syn zaczyna się buntować przeciw narzucanym przez matkę rygorom i rozumiał chłopca. Gabriel oczekiwał, że będzie stawał po jego stronie, ale nie mógł tego robić, jeśli chciał zatrzymać żonę i dzieci przy sobie.

Porozmawia o tym z Maurą. Musi zrzucić to wszystko z serca, a siostra będzie najlepszą powierniczką. Garry by mu poradził, żeby po prostu stłukł Sheilę – i może nie byłoby to od rzeczy. W końcu całe imperium Ryanów oparte było na strachu i Lee dobrze wiedział, że strach zgina karki. Na dzisiaj jednak sam stulił uszy i robił, czego od niego wymagano. Co innego mu pozostało?

***

Tommy Rifkind jechał autostradą Ml ponad sto pięćdziesiąt na godzinę swoim ulubionym niebieskim rolls-royce’em corniche metalic. Nie mógł się doczekać wieczoru. Miał poznać matkę Maury i czuł, że to wielki krok naprzód. Wiedział, że u Sarah odbędzie się przyjęcie niespodzianka i że nie jest aranżowane przez Maurę, więc fakt, że Lee go zaprosił, wiele dla niego znaczył. Został oficjalnie uznany za kogoś ważnego w życiu Maury Ryan, a właśnie o to mu chodziło.

Joss Campion kręcił się nerwowo na siedzeniu pasażera. Nienawidził, kiedy szef prowadził, bo uważał Tommy’ego za gównianego kierowcę, co zresztą powtarzał przy każdej okazji.

– Girę z gazu, psiakręć, poluzujże, dobra?

Gdy zaczynał panikować, zawsze dochodził do głosu jego liverpoolski żargon.

Tommy zaśmiał się.

– Pamiętaj, że masz się dobrze zachowywać przy jej matce.

– Żadnego chlania i siorbania, jak to masz w zwyczaju, i żadnego bluzgania. Mówią, że jest bardzo religijna.

– Słyszałem to już pięćdziesiąt razy.

Tommy znowu się roześmiał.

– Tobie trzeba w kółko to samo powtarzać, Joss. Sam wiesz, jaki jesteś. Pamiętasz, jak ci się obrywało od mojej żony?

Twarz Jossa złagodniała.

– Brakuje mi Giny, a tobie?

Tommy zwolnił do stu dwudziestu kilometrów i odparł ze smutkiem:

– Jasne, że brakuje. Bardziej, niżbym kiedykolwiek pomyślał. Ale ona odeszła, a ja żyję i mam prawo do życia, stary.

– A gdybyś miał do wyboru: Maura albo z powrotem Gina, którą byś wybrał?

Tommy znowu wcisnął pedał gazu, krzyknąwszy w odpowiedzi:

– Pieprz się! Nie zadawaj więcej głupich pytań.

Był wkurzony i Joss dobrze o tym wiedział. I obaj znali odpowiedź: to nie byłaby Maura.

***

Garry namiętnie pocałował Mary, swoją aktualną dziewczynę, a ona oddała mu pocałunek z impulsywnością siedemnastolatki.

Dziwił się sam sobie, że tak bardzo ją polubił. Odkąd po raz pierwszy zobaczył ją w tańcu erotycznym w swoim klubie, wiedział, że będzie jego. Jak postanowił, tak się stało. Nie zniechęcało go, że była nieletnia, przeciwnie, właśnie to go pociągało.

Od blond włosów po czerwone paznokcie u nóg była uosobieniem wszystkiego, czego wcześniej nie znosił u kobiet, a co teraz, u niej, wydawało mu się szczególnie atrakcyjne. Była dziwką, częściej ujeżdżaną niż słynny Red Rum. Trzymanie jej w cuglach bardzo go kręciło. Nawet gdy nią poniewierał, nigdy nie płakała. Rozpaczliwie walczyła o jego uczucie i była gotowa znieść wszystko.

Był ogarnięty obsesją – oszalał na punkcie jej małych piersi, które pragnęła chirurgicznie powiększyć, i jej ograniczonej inteligencji. Nie umiał trzymać rąk z dala od niej, ale życzył sobie, żeby dalej pracowała. Wiedział, że Mary wolałaby żeby był zazdrosny i nie pozwolił jej tańczyć pięć nocy w tygodniu. Nienawidziła tańca przy rurze i siadania klientom na kolanach. Miało to być tylko środkiem do celu i stało się zbędne, gdy znalazła chodzący portfel, o co jej zawsze chodziło. Zresztą od kiedy wiadomo było, że jest dziewczyną Garry’ego i tak nikt nie chciał się z nią zabawiać.

Tupnęła małą stopką, gdy powiedział jej, że ma dzisiaj pracować, co go rozśmieszyło i znowu ją pocałował. Zerknąwszy na zegarek, uznał, że wystarczy mu czasu na szybki numerek, zanim wyruszy z domu.

Kiedy w nią wszedł, było już po nim. Wiedziała, że tylko taką ma nad nim władzę i wykorzystywała to bezwstydnie.

– Dobrze ci, Gal, co?

Wydał z siebie jęk rozkoszy, ale wyrwał ją z ekstazy, szepcąc jej w ucho, gdy się już z niej wysuwał:

– W twojej norce czuję się jak pieprzony Dyson, król odkurzaczy. – Klepnąwszy ją w pupę, ryknął – Jestem spóźniony jak diabli. Przez ciebie!

Ostatecznie jednak zadowolił ją i zostawił w dobrym nastroju.

***