Изменить стиль страницы

– Pomóż mi wsadzić go do samochodu, Gal.

Trzydzieści minut później posiadłość Jacka opustoszała, został na niej tylko range rover ze swoją makabryczną zawartością. Nic innego nie wskazywało, że ktokolwiek tu był w ciągu ostatnich dwudziestu czterech godzin. Żadnych odcisków butów koło auta. Garry zadrwił sobie z policji i rozśmieszało go to za każdym razem, gdy tylko o tym pomyślał.

Broń porzucono w pobliżu, żeby znalazł ją przypadkowy przechodzień. Prasa dostanie cynk, że w użyciu były karabiny policyjne, których kradzież nie została wcześniej zgłoszona.

Bena i Abula zjednoczyła śmierć, podobnie jak byli zjednoczeni za życia. Ciało Bena zostało ułożone obok zwłok jego przyjaciela i wyglądali niemal tak, jakby trzymali się za ręce.

***

Sarah nagle poczuła się znacznie lepiej. Rozprostowała ramiona i ból odpuścił. Uśmiechnęła się i nastawiła czajnik. Stała w oknie kuchennym i wyglądała na rozległy ogród Maury. Słońce było już wysoko i zapowiadał się piękny dzień.

Postanowiła, że pójdzie na mszę, by podziękować Bogu za wspaniały dzień i przywróconą energię życiową pulsującą na nowo w jej ciele. Usłyszała, samochód Maury na podjeździe i postawiła na stole drugi talerzyk i filiżankę. Miała przeczucie, że odtąd wszystko już będzie dobrze.

Epilog

– Chodź, Maura, pospiesz się!

Kiedy usłyszała dobiegający z dołu głos Kenny’ego, pozwoliła sobie na ostami rzut oka na odbicie całej swojej sylwetki w dużym lustrze w sypialni. Wyglądała dobrze, wiedziała o tym, ale właśnie dzisiaj było to szczególnie ważne. Wzięła bladoróżową szminkę i przeciągnęła nią po wargach. Na tym zakończyła toaletę i jeszcze raz się do siebie uśmiechnęła.

Jej wzrok powędrował do fotografii stojących na parapecie obok. Roy i Benny, spoglądający na nią swoimi niebieskimi oczami. Ona i Michael w klubie, śmieją się do siebie, oboje młodzi i beztroscy. Jest też stare, wyblakłe, czarno-białe zdjęcie z nimi wszystkimi jako dziećmi, przypominające Maurze wszystkich braci, żyjących i tych, którzy odeszli. Matka i ojciec dumni ze swojego potomstwa. Maura wzruszyła się do łez.

Z powrotem przywołała uśmiech na twarz. Nic nie zepsuje dzisiejszego dnia, nie pozwoli na to.

– Co robisz, Maws? Masz tam na górze drugiego faceta?

Śmiejąc się, zbiegła na dół po schodach swojego nowego domu. Trzymała w ramionach dużego pluszowego misia w szkockim stroju, z tradycyjną skórzaną torbą zawieszoną u pasa.

– Skąd wzięłaś tego pluszaka?

– Zobaczyłam go w Roman Road Market i musiałam mieć. Gdzie ona jest?

– A jak myślisz? Pewnie u niemowlaka.

Przeszli przez dom do nasłonecznionego pokoju dziennego i nie mogli się nie uśmiechnąć na widok Alicii, z zachwytem przyglądającej się malutkiemu synkowi Carli, Michaelowi.

– Kocham tego dzidziusia, Maws. Zobacz, uśmiecha się do mnie!

Alicia uwielbiała bawić się z małym Michaelem.

– On też przepada za tobą, Ali. Patrz, jak jego buźka się rozpromienia, gdy cię widzi.

Carla obrzuciła je spojrzeniem i uśmiechnęła się blado. Była teraz inną kobietą. W pewnym sensie szczęśliwszą, a w każdym razie pogodzoną z losem. Ale Maura często całą siłą woli powstrzymywała się od rozprawienia się z nią na dobre. Wiedziała jednak, że tego nie zrobi, nie mogła. Chociaż malutki Michael był wykapanym Tommym Rifkindem, nie przeszkadzało jej to bezgranicznie go kochać.

Kenny obserwował Carlę. Uważał, że to tylko kwestia czasu, kiedy odda dziecko ciotce, jak ją samą kiedyś oddała matka. Historia lubi się powtarzać. Carla już spotykała się z jakimś asfaltem z Deptford, cwanym facetem, który obiecywał jej złote góry, a w zamian Maura miała dopilnować jego zawodowej kariery – choć nikt jeszcze nie ustalił, jaka jest jego profesja. Jedno było pewne: gdyby sprzedawał skuna równie efektywnie, jak go jarał, dla wszystkich byłoby to korzystne.

Nikt z braci Ryanów nigdy nie przebaczy Carli ani Joeyowi, ale Maura zachowywała się tak, jakby im darowała, i jej bracia musieli to przełknąć.

Ktoś kiedyś powiedział: „Trzymaj przyjaciół blisko, lecz wrogów jeszcze bliżej”. Mądry człowiek, nieważne, kim był, pomyślał Kenny.

Maura jeszcze raz pochyliła się nad niemowlakiem, a chłopczyk ścisnął jej palec. Był silnym dzieckiem, więc wyrośnie na silnego mężczyznę – i oczywiście będzie nosił nazwisko Ryan.

Uśmiechnęła się do tej myśli.

– Czy to dla mnie?

Alicia od dłuższej chwili nie spuszczała wzroku z pluszaka.

– Oczywiście, że dla ciebie. Ja jestem już za duża na misia, nie sądzisz?

Uklękła, a dziewczynka mocno ją uścisnęła. Czując małe pulchne rączki wokół szyi, Maura znowu się wzruszyła.

– Gdzie jest Sarah? – zapytała.

Carla skrzywiła się.

– Zgadnij, do trzech razy sztuka.

– Chyba nie robi kolejnej herbaty!

Nawet Kenny się zaśmiał.

– Powiedz jej, żeby wyjęła szampana. Za chwilę wszyscy tu będą.

Maura wzięła Alicie za rękę i poszła z nią do ogrodu.

– Wyglądasz ślicznie, wiesz?

Dziewczynka napuszyła się, dumna z pochwały.

– Czy od jutra będziesz moją mamą? – zapytała.

Kiedy Kenny słuchał tej rozmowy, serce omal mu nie eksplodowało z nadmiaru miłości i szczęścia.

– Skoro chcesz, żebym była twoją mamą, to z radością nią zostanę – odparła Maura.

Kenny widział, że Alicia zdobyła jej serce.

– Kocham cię, Mauro Ryan – wyszeptała.

Zaśmiała się cichutko.

– Wkrótce będę Maura Smith.

– A więc, Mauro Smith, kocham cię.

Rozpromieniła się.

– Wiem.

– Mogę pójść do babci Sarah i pokazać jej misia?

– Oczywiście, że tak, skarbie.

Dziewczynka wybiegła, kurczowo trzymając pluszaka.

– Jesteś szczęśliwa, Maws?

Popatrzyła na poważną twarz Kena. Całując go delikatnie w usta, potwierdziła:

– Szczęśliwsza niż kiedykolwiek w życiu.

Uśmiechnął się do niej ciepło, a ona pomyślała, że los wynagrodził ją wreszcie przyzwoitym człowiekiem. Nie najprzystojniejszym na tym świecie, ale – jak oboje żartowali – mała Alicia, na szczęście odziedziczyła urodę po matce. Za to był godny zaufania i Maura była dumna, że wychodzi za niego za mąż. Uwielbiała go i uwielbiała jego córkę.

– Kocham cię bardziej, niż możesz to sobie wyobrazić, Ken.

Był jej przeznaczeniem, oboje to wiedzieli.

***

Eileen Smith i Sarah Ryan weszły w bliską komitywę ku uciesze ich dzieci. Sarah pokochała Kenny’ego za jego siłę i niezawodność, a Eileen Maurę za to, że nie była dziewiętnastoletnią idiotką w rodzaju tych, jakie jej syn zaczął sprowadzać do domu po śmierci Lany.

– Kiedy wrócimy z kościoła, zajmiemy się dostawcami, dobrze?

Eileen skinęła głową na znak zgody, a mistrz kucharski, Frankie Barber, odpowiedzialny za weselne śniadanie, westchnął ciężko. Nie zaproszono tłumu gości, ale wszystko musi być zapięte na ostami guzik. Bez względu na to, co te dwa babska jeszcze wymyślą. Oczywiście nie wychylał się z uwagami, nie był głupi. W końcu te staruchy były matkami tylu bandytów, że mogliby zaludnić miasto wielkości Chicago!

Sarah, wzdychając z zadowolenia, przyglądała się córce i przyszłemu zięciowi, spacerującym po rozległym terenie otaczającym ich nowy dom w Essex.

Nareszcie jej Maura wychodziła za mąż. W wieku pięćdziesięciu jeden lat porzucała nazwisko Ryan i Sarah była przekonana, że znajdzie wreszcie spokój w ramionach Kennetha Smitha.

Carla cały czas obserwowała Maurę. Sarah zauważyła to kątem oka i uśmiechnęła się do wnuczki.

– Wszystko u ciebie w porządku, kochanie?

Wiedziała, że będzie jej dzisiaj ciężko.

– Ładnie razem wyglądają, prawda, mamo?

Słysząc głos Garry’ego, obydwie podskoczyły. Sarah odwróciła się. W drzwiach stał jej syn i ta mała, z którą aktualnie żył. Leonie była ubrana w najlepszą kreację, jaką miał do zaoferowania Versace, a mimo to nadal wyglądała, jakby brała od mężczyzn pieniądze za godzinę. Sarah zawstydziła się tą refleksją i przytuliła dziewczynę. W gruncie rzeczy ją lubiła.