Изменить стиль страницы

Tommy Rifkind mieszkał w dużym domu w Chester, przy tej samej przecznicy co trzech piłkarzy Liverpoolu i dwóch dobrze znanych baronów narkotykowych. Kochał to miejsce. Gina, jego żona od trzydziestu lat, sprowadziła dekoratora wnętrz i teraz dom wyglądał jak z magazynu Space Ace. Nie był w jego guście, ale wiedział, że robi odpowiednie wrażenie na gościach.

Miał też dziewczynę o imieniu Simone, półkrwi Angielkę, z burzą włosów i sarnimi oczami, gotową wyjść za niego, byleby tylko o to poprosił. Nie wiedziała, że to się nigdy nie zdarzy. Gina była jego najlepszą przyjaciółką i sprawdzoną partnerką życiową, chorowała na raka piersi, o czym nikomu nie mówili. Uwielbiał ją, a ona jego. Simone była tylko przelotnym flirtem, a Gina, mądra kobieta, zdawała sobie sprawę, że facet typu Toma potrzebuje od czasu do czasu młodszej partnerki, więc przymykała na to oko. Przekonana, że mąż nigdy jej nie opuści, czuła się bezpieczna.

Ich jedyne dziecko, Tommy Junior, nie kontaktował się z ojcem od ponad dziesięciu lat, kiedy to Tommy Senior stanął przed sądem za napad z bronią w ręku i przynależność do gangu. Junior, który studiował wtedy na uniwersytecie, był przekonany, że ojciec jest biznesmenem. Pracował teraz jako chemik, ożenił się z miłą dziewczyną i miał dwóch małych chłopców. Senior widywał ich tylko dzięki wstawiennictwu Giny i kochał ją za to jeszcze bardziej. Czuł żal do Juniora, że odpłaca mu się czarną niewdzięcznością, choć zapewnił mu lepszy start w życiu niż miał sam.

Nieślubny syn Tommy’ego Seniora ze związku z niejaką Lizzie z Toxteh wrodził się za to w ojca, tyle że nie miał jego sprytu. Był zwykłym oprychem, co Tommy’ego bardzo martwiło. Też miał na imię Tommy, ale mówiono o nim Tommy bo nosił panieńskie nazwisko matki – Bradshaw. Był przez Ginę mile widziany w ich domu i również za to Tommy Senior ją kochał.

Z uśmiechem na twarzy obserwował dwóch wnuków chlapiących się w krytym domowym basenie. Krzyknął do swojego adiutanta Jossa Championa:

– Spróbuj wydzwonić tego bękarta jeszcze raz, słyszysz?

Joss, potężny mężczyzna, który z uwagi na swój wygląd mógłby grać w filmach studia Hammer Horror, wzruszył masywnymi ramionami.

– Właśnie próbowałem, nadal nikt nie odpowiada.

Tommy wyglądał na zaniepokojonego.

Przeszli do jednego z przestronnych salonów i gdy Tommy nalewał sobie drinka, usłyszał, że otwierają się drzwi wejściowe.

Uśmiechnął się do Jossa.

– Pojawił się nareszcie, najwyższy czas, do licha.

Odwrócił się w stronę drzwi i zdębiał, gdy zamiast syna ujrzał Maurę Ryan, która wyglądała w obramowaniu framugi jak na portrecie. Przez sekundę nie mógł jej rozpoznać.

– Co do…

– Witaj, Tommy, dawno się nie widzieliśmy.

Na dźwięk jej głosu stracił rezon. Tak było zawsze. Od lat mu się podobała, choć czuł się w jej obecności stremowany. Miała w sobie to coś. I pociągał go jej chłód. Wiedział, że pod wieloma względami jest do niej podobny.

Joss, zawsze onieśmielony przy kobietach, zrobił się czerwony jak burak. Maura spojrzała na niego, uśmiechnęła się lekko i rzekła:

– Nie rozbieraj mnie oczami, Joss, bo się przeziębię.

Tommy roześmiał się, a Maura mu zawtórowała.

– Co cię sprowadza?

– Może byś najpierw zaproponował mi drinka?

– Oczywiście.

Maura przyglądała mu się. Nawet po pięćdziesiątce Tommy był nadal przystojnym facetem, brunetem z jasną cerą i tylko oczy zdradzały jego pochodzenie. Jego dziadek był dokerem z zachodnich Indii. Tommy miał elegancką sylwetkę i lubił nosić szyte na miarę garnitury. Maura z przykrością pomyślała o tym, co musi mu za chwilę powiedzieć. Zawsze lubiła Toma. Ale gra szła o rodzinę i Tommy będzie musiał zrozumieć, że to nie żarty.

Gdy podawał jej szkocką, zapytał:

– Twoja wizyta oznacza kłopoty, tak?

Wzięła podany jej trunek i kiwnęła głową.

– Obawiam się, że tak, Tom. Duże kłopoty.

***

Janine nadal walczyła o życie, a Roy siedział przy jej łóżku i delikatnie trzymał ją za rękę. Posiniaczona Sarah stała obok, przesuwając paciorki różańca. Ten szmer był jedynym słyszalnym dźwiękiem w pokoju, nie licząc cichego szumu monitorów.

O dziwo, jej obecność dodała Royowi otuchy. Przypomniało mu się dzieciństwo i czas burzy. Matka zasłaniała wtedy lustra, zaciągała zasłony, a wszystkie dzieci siedziały w ciemności odmawiając różaniec. Michaela i Garry’ego doprowadzało to do szału, ale on to lubił. Czuł się wtedy bezpieczny.

Twarz Janine była blada i cierpiąca, a on zdawał sobie sprawę, że był powodem każdej wyrytej na niej zmarszczki. Ogarnęło go wielkie poczucie winy, chętnie zająłby jej miejsce na szpitalnym łóżku, żeby nie musiała znosić bólu. Po raz Pierwszy od lat poczuł wobec niej opiekuńcze uczucia.

Do pokoju weszła pielęgniarka, wytrącając go z tego nastroju. Puścił dłoń żony i rozparł się na krześle.

– Idź napić się kawy. Podoglądam jej za ciebie, synu. Potrzebujesz chwili wytchnienia – powiedziała Sarah.

Wstał z wdzięcznością.

– Dzięki, mamo. Doceniam to.

Sarah wzruszyła ramionami.

– Zawsze byłam w pogotowiu, żeby nad wami czuwać, tylko czy wy to zauważaliście?

– Przynieść ci filiżankę herbaty, mamo?

Skinęła głową.

– Robię się na to wszystko za stara. Już niedługo pociągnę i szczerze mówiąc, nie mogę się doczekać końca. Twój biedny ojciec, Panie świeć nad jego duszą, ma przynajmniej tę pociechę, że jego synowie spoczywają przy nim w pokoju wiecznym.

Łzy napłynęły jej do oczu i głos uwiązł w gardle. Roy objął ją. Znowu uświadomił sobie, że jest bardzo stara i bardzo krucha.

– Synu, czy choć przez chwilę możesz sobie wyobrazić, co ja czułam przez te wszystkie lata? Chowałam do ziemi dziecko za dzieckiem, i to nie z powodu choroby, nie. Moi synowie byli mordowani, zarzynani jak zwierzęta, a ja musiałam żyć z tą świadomością dzień po dniu. A teraz patrz na Janine, patrz na matkę swojego syna, wplątaną w to wszystko tylko dlatego, że nie potraficie być normalnymi ludźmi, choć lat wam przybyło. Nie umiecie żyć jak przyzwoici mężczyźni i przyzwoite kobiety. Benny idzie tą samą drogą i codziennie modlę się do Boga, żebyś nigdy nie musiał identyfikować w kostnicy ciała z twojej krwi i kości.

Odwróciwszy się od niego, przyoblekła twarz w spokój. Roy wyszedł z sali. Ale jej słowa, tak jak przewidywała, towarzyszyły mu, gdy szedł po herbatę. Po wyjściu syna znów zaczęła się modlić:

– Święta Mario, Matko Boża, spraw, by mój syn przejrzał i zrozumiał, że błądzi. Spraw, by choć jedno moje dziecko stanęło przed Chrystusem w pokorze i z miłością Boga w sercu.

***

Benny i Abul zostali zatrzymani na Al3, gdy dojeżdżali do wiaduktu w Canning Town. Zatrzymali ich dwaj młodzi policjanci we fiacie panda. Funkcjonariusze byli na luzie i najwyraźniej chcieli się trochę rozerwać. Mieli się wkrótce przekonać, co oznacza konfrontacja z dwoma podobnie usposobionymi facetami, którzy na dodatek nie mają elementarnego poszanowania dla władzy.

Benny zatrzymał się, a Abul pstryknął peta przez okno.

– Czym możemy służyć, panowie policjanci? – zapytał Benny.

Prowokował ich szyderczym tonem i bezczelną miną. Obydwaj policjanci nie mieli co do tego wątpliwości.

– Wysiadać z samochodu.

Benny i Abul spojrzeli na siebie z niedowierzaniem.

– Słucham? A na mocy jakiego prawa tego żądacie? Jechaliśmy z przepisową prędkością, ostrożnie, mamy zapięte pasy. Jako obywatel demokratycznego kraju mam prawo wiedzieć, dlaczego zostałem zatrzymany.

Abul już rechotał. Zawsze pękał ze śmiechu, gdy Benny udawał dżentelmena.

– Co was tak do cholery śmieszy?

Abul natychmiast przestał się śmiać, co policjanci zaliczyli jako ważny punkt dla siebie w tej rozgrywce. Zaraz potem jednak, gdy Benny i Abul odpięli pasy, zorientowali się, że sytuacja staje się groźna. Po wyjściu z samochodu obaj mężczyźni podeszli prosto do bagażnika i za parę sekund pojawili się ponownie z kijami baseballowymi owiniętymi taśmą izolacyjną.