Изменить стиль страницы

– Will, mamy do wyboru trzy możliwości i musimy zdecydować się już teraz. Możemy wycofać ogłoszenie Lectera z gazety i nie zamieszczać niczego. Możemy dać nasze nie zaszyfrowane ogłoszenie, w którym zapraszamy Szczerbatą Lalę do skrzynki kontaktowej. Albo możemy puścić ogłoszenie Lectera w takim kształcie, w jakim nadeszło.

– Jesteś pewien, że możemy wciąż wycofać ogłoszenie z „Tattlera"?

– Chester uważa, że kierownik drukarni wyrzuci je że składu za jakieś pięćset dolców.

– Nie możemy zamieścić naszego ogłoszenia w nie zaszyfrowanej formie, Jack. Jeśli to zrobimy, Lecter prawdopodobnie nigdy już nie usłyszy od niego ani słowa.

– Tak, ale nie podoba mi się, że pozwalamy na opublikowanie wiadomości Lectera, nie wiedząc, jaka jest jej prawdziwa treść – rzekł Crawford. – Co takiego mógł mu powiedzieć, o czym ten by jeszcze nie wiedział? Jeśli dowie się, że mamy częściowy odcisk jego kciuka, a jego linii papilarnych nie ma w żadnych aktach, może odciąć sobie opuszkę palca, wyrwać zęby i śmiać się z nas w kułak w każdym sądzie.

– Odcisku kciuka nie było w aktach, które widział Lecter. Uważam, że powinniśmy puścić jego ogłoszenie. Zachęci to przynajmniej Szczerbatą Lalę do podtrzymania kontaktu.

– A co będzie, jeśli zachęci go jeszcze do czegoś innego?

– Będziemy tego długo żałować – odparł Graham. – Ale musimy to zrobić.

Piętnaście minut później w Chicago ruszyły wielkie prasy drukarskie „Tattlera". Dudniąc głucho, nabierały szybkości, aż kurz uniósł się w hali maszyn. Wdychając zapach farby i świeżego druku, czekał tam agent FBI. Wyjął z maszyny jeden z pierwszych egzemplarzy.

„PRZESZCZEP GŁOWY" i „ASTRONOMOWIE DOSTRZEGLI BOGA" – to tylko niektóre z tytułów biegnących przez pierwszą stronę.

Agent sprawdził, czy ogłoszenie Lectera znajduje sie na właściwym miejscu, i wsunął egzemplarz do worka z przesyłkami ekspresowymi do Waszyngtonu. Po latach zobaczy tę gazetę ponownie i przypomni sobie smugę, jaką jego kciuk zostawił na pierwszej stronie – w dniu, kiedy podczas wycieczki do kwatery głównej FBI razem że swoimi dziećmi stanie przed gablotą mieszczącą eksponaty specjalne.

15

Godzinę przed świtem Crawford ocknął się z głębokiego snu. Zobaczył ciemny pokój, poczuł obfite siedzenie żony wygodnie wtulone w swój krzyż. Nie wiedział, co go obudziło, dopóki telefon nie zabrzęczał po raz drugi. Na oślep sięgnął po słuchawkę.

– Jack, tu Lloyd Bowman. Złamałem szyfr. Muszę ci to przeczytać od razu.

– W porządku, Lloyd. – Crawford stopami namacał kapcie.

– Słuchaj: „Graham mieszka na Florydzie, w Marathon. Ratuj się. Zabij ich wszystkich".

– Jasny gwint! Muszę lecieć.

– Wiem.

Crawford nie tracił czasu na ubieranie się. Przeszedł do swej nory, dwa razy zadzwonił na Florydę, raz na lotnisko, aż wreszcie połączył się z Grahamem w hotelu.

– Will, Bowman właśnie złamał szyfr.

– No i?

– Zaraz ci powiem. Na razie słuchaj. Wszystko jest w porządku. Już się tym zająłem, więc nie rzucaj słuchawką, zanim nie skończę.

– Wal szybko!

– To był twój adres. Lecter przesłał temu draniowi twój domowy adres. Czekaj! Szeryf wysłał już do Sugarloaf dwa samochody. Celnicy z Marathon pilnują domu od strony morza. Szczerbata Lala miał za mało czasu, żeby coś wykombinować. Nie rozłączaj się. Szybciej się z tym uwiniesz przy mojej pomocy. Słuchaj…

Ludzie szeryfa nie wystraszą Molly. Właśnie zablokowali samochodami drogę prowadzącą do twojego domu. Dwaj z nich będą obserwować dom z bliska. Możesz zadzwonić do niej, jak się obudzi. Przyjadę po ciebie za pół godziny.

– Nie zastaniesz mnie już.

– Najbliższy samolot w tamtym kierunku odlatuje dopiero o ósmej. Szybciej będzie sprowadzić ich tutaj. Mogą zamieszkać w domu mojego brata w Chesapeake. Mam dobry plan, Will, posłuchaj tylko. Jeżeli ci się nie spodoba, to osobiście odstawię cię na samolot.

– Musisz mi załatwić jakąś broń.

– Zajmiemy się tym, jak po ciebie przyjadę.

Molly i Willy jako jedni z pierwszych wysiedli na lotnisku krajowym w Waszyngtonie. Widząc Grahama w tłumie oczekujących, Molly nie uśmiechnęła się, lecz odwróciła do chłopca i powiedziała coś, idąc szybko na czele strumienia pasażerów wracających z Florydy.

Zmierzyła Grahama od stóp do głów, podeszła i cmoknęła go lekko. Poczuł na policzku jej chłodne, opalone palce.

Czuł, że chłopiec przygląda mu się badawczo. Willy wyciągnął rękę i uścisnął mu dłoń.

W drodze do samochodu Graham zażartował, że walizka Molly jest okropnie ciężka.

– Ja poniosę – zaofiarował się chłopiec od razu. Brązowy chevrolet z rejestracją stanu Maryland ruszył za nimi z parkingu.

W Arlington Graham przejechał przez most i wskazał na pomniki Lincolna, Jeffersona i Waszyngtona, po czym skręcił na wschód, ku zatoce Chesapeake. Dziesięć mil za Waszyngtonem brązowy chevrolet zrównał się z nimi na lewym pasie. Kierowca, z ręką przy ustach, spojrzał na nich i nie wiadomo skąd doleciał ich głos:

– Fox Edward, jesteś czysty jak łza. Szerokiej drogi. Graham wyciągnął mikrofon ukryty pod deską rozdzielczą.

– Zrozumiałem, Bobby. Dzięki wielkie. Chevrolet został w tyle i włączył kierunkowskaz.

– Tylko sprawdzali, czy ktoś nas nie śledzi, na przykład prasa – wyjaśnił Graham.

– Rozumiem – bąknęła Molly.

Pod wieczór zatrzymali się na kolację w przydrożnej restauracji. Jedli kraby.

– Przepraszam, Molly – rzekł Graham, gdy Willy poszedł obejrzeć akwarium z homarami. – Nie mogę sobie tego darować.

– On teraz poluje na ciebie?

– Na razie nic na to nie wskazuje. Tyle że Lecter mu to podsunął, namawiał go do tego.

– Obrzydliwe uczucie, niedobrze się robi.

– Wiem. U brata Crawforda będziecie z Willym bezpieczni. Oprócz mnie i Crawforda nikt nie wie, gdzie was szukać.

– Chwilowo wolałabym nie wypowiadać się na temat Crawforda.

– Spodoba ci się tam, zobaczysz.

Odetchnęła głęboko. Zdawało się, że cały gniew uszedł z niej wraz z powietrzem, siedziała zmęczona, apatyczna. Nagle uśmiechnęła się do męża łobuzersko.

– Cholera, przez chwilę myślałam, że mnie krew zaleje.

Czy my naprawdę musimy znosić jakichś tam Crawfordów?

– Nie. – Przesunął koszyk z grzankami i ujął ją za rękę. – Czy Willy coś wie?

– Nawet dużo. Matka jego kolegi przyniosła że sklepu jakiegoś szmatławca. Tommy pokazał tę gazetę Willy'emu. Dużo o tobie pisali, chociaż wszystko na opak. O Hobbsie, gdzie trafiłeś później, o Lecterze, wszystko. Bardzo się przejął. Proponowałam mu, że możemy o tobie porozmawiać, ale spytał tylko, czy wiedziałam o tym od samego początku. Wyjaśniłam, że kiedyś o tym rozmawialiśmy i że powiedziałeś mi wszystko przed ślubem. Chciałam mu wytłumaczyć, jak to było naprawdę, ale powiedział, że sam cię o to spyta.

– To mi się podoba. Zuch chłopak. Jaka to była gazeta, „Tattler"?

– Chyba tak, nie jestem pewna.

– Piękne dzięki, Freddy. – Wściekły na Freddy'ego Loundsa, Graham wstał, poszedł do toalety i przemył twarz zimną wodą.

Sarah zegnała się właśnie w biurze z Crawfordem, kiedy zadzwonił telefon. Odłożyła torebkę i parasolkę i podniosła słuchawkę.

– Biuro agenta specjalnego Crawforda. Nie, pana Grahama tu nie ma, ale może… Proszę poczekać, chętnie… Tak, powinien wpaść jutro po południu, ale…

Słysząc jej ton, Crawford wyszedł zza biurka. Trzymała słuchawkę, jak gdyby umarła jej w ręku.

– Pytał o Willa i powiedział, że może zadzwoni jutro po południu. Próbowałam zatrzymać go przy telefonie.

– Kto to był?

– Powiedział: „Niech pani przekaże Grahamowi, że dzwonił Pielgrzym".

Tak przecież doktor Lecter nazwał…

– Szczerbatą Lalę – dokończył za nią Crawford.

Gdy Molly i Willy rozpakowywali bagaże, Graham poszedł na zakupy. Wracając kupił na targu owoce. Zaparkował przed domem po przeciwnej stronie ulicy i przez jakiś czas siedział z rękami na kierownicy. Wstydził się, że z jego powodu Molly musiała opuścić swój ukochany dom i znaleźć schronienie u obcych.