Изменить стиль страницы

– Nie.

– Coś niejasnego?

– Nie.

– A może czegoś brakuje? – Zeller wymówił ostatnie słowo, jakby miało nieprzyjemny smak.

– Twoje sprawozdanie było doskonałe, nie wyobrażam sobie lepszego. Chcę po prostu sam wziąć dowody rzeczowe do ręki.

– Ach, oczywiście. Nie widzę przeszkód. – Zeller uważał, że wszyscy agenci pracujący w terenie mają swoje myśliwskie przesądy. Ucieszył się, że może zaspokoić kaprysy Grahama. – Wszystko jest tam, w końcu korytarza.

Graham szedł za nim, mijając długie lady zastawione aparaturą.

– Czytasz Tedeschiego?

– Tak – odpowiedział Zeller przez ramię. – Nie mamy tu, jak wiesz, działu medycyny sądowej, ale u Tedeschiego można znaleźć mnóstwo rzeczy, które się nam przydają. Graham. Will Graham. To ty napisałeś klasyczną monografię na temat możliwości określenia czasu zgonu na podstawie aktywności insektów, prawda? Albo mam przed sobą innego Grahama?

– To ja. – Przerwał. – Masz rację, Mant i Nuorteva u Tedeschiego są lepsi, jeśli chodzi o insekty.

Zeller zdumiał się, słysząc myśl, której nie zdążył wypowiedzieć.

– No cóż, jest tam więcej zdjęć i tablic przedstawiających formacje atakujących owadów. Bez obrazy.

– Oczywiście. Są lepsi. Powiedziałem im to.

Zeller zebrał fiolki i slajdy z szafki i lodówki i położył je na laboratoryjnej ladzie.

– Jeśli będziesz miał jakieś pytania, jestem tam, gdzie mnie znalazłeś. Światło w mikroskopie zapala się z tej strony.

Graham nie potrzebował mikroskopu. Nie miał wątpliwości co do żadnego że znalezisk Zellera. Prawdę mówiąc, sam nie wiedział, czego chce. Podniósł do światła fiolki i slajdy, potem przezroczystą kopertę z dwoma jasnymi włosami znalezionymi w Birmingham. W drugiej kopercie znajdowały się trzy włosy pani Leeds.

Na stole przed Grahamem była ślina, włosy i nasienie. I puste powietrze, miejsce, w którym próbował zobaczyć choćby zarys, choćby twarz tamtego, coś co zastąpiłoby bezkształtny koszmar, który w sobie nosił.

Z głośnika zawieszonego pod sufitem odezwał się kobiecy głos.

– Graham, Will Graham, proszony do biura specjalnego agenta Crawforda. Pilne.

Zastał Sarę że słuchawkami na głowie, stukającą na maszynie. Crawford zaglądał jej przez ramię.

– Chicago dostało ogłoszenie z trzema szóstkami – powiedział półgębkiem. – Dyktują je właśnie. Mówią, że jego część wygląda na szyfr.

Z maszyny do pisania wyłaniał się napis: Drogi Pielgrzymie, uhonorowałeś mnie…

– To on, to on – odezwał się Graham. – Lecter nazwał Szczerbatą Lalę Pielgrzymem, kiedy że mną rozmawiał.

…jesteś bardzo piękny…

– Chryste! – jęknął Crawford.

Odmówię 100 modlitw za twoje bezpieczeństwo.

Pomocy szukaj w Ewangelii św. Jana 6:22, 8:16; 9:1; Łukasza 1:7, 3:1; Liście do Galecjan 6:11, 15:2; Dziejach Apostolskich 3:3, Objawieniu św. Jana 18:7; Księdze Jonasza 6:8…

Sarah pisała teraz wolniej, powtarzając na głos agentowi z Chicago każdą parę cyfr. Kiedy skończyła, lista biblijnych adresów zajęła jedną czwartą kartki. Podpis brzmiał: „Błogosławię cię, 666".

– To wszystko – powiedziała Sarah. Crawford wziął od niej słuchawkę.

– Cześć, Chester, jak poszło z kierownikiem działu ogłoszeń? Nie, zrobiłeś słusznie. Ani pary z ust, w porządku. Zaczekaj chwilę przy telefonie, zaraz wracam.

– Szyfr – powiedział Graham.

– Oczywiście. Mamy dwadzieścia dwie minuty, żeby puścić nasze ogłoszenie, jeśli uda nam się złamać szyfr.

Kierownik drukarni musi być uprzedzony dziesięć minut wcześniej i żąda trzysta dolarów za umieszczenie go w tym wydaniu. Bowman jest teraz w swoim biurze, ma przerwę w rozprawie. Zaprzęgnij go do tego, a ja zadzwonię do speców od kryptografii w Langley. Sarah, wyślij teleksem ogłoszenie do sekcji kryptografi CIA. Zawiadomię ich, że już jest w drodze.

Bowman położył ogłoszenie na biurku, starannie wyrównał brzegi, tak żeby spoczywało dokładnie na podkładce. Bardzo długo, tak przynajmniej wydawało się Grahamowi, czyścił szkła swoich pozbawionych oprawek okularów.

Bowman miał opinię szybkiego. Przyznawano to nawet w sekcji materiałów wybuchowych i wybaczano mu, że nie jest byłym żołnierzem piechoty morskiej.

– Mamy dwadzieścia minut – powiedział Graham.

– Rozumiem. Skontaktowaliście się z Langley?

– Crawford do nich dzwonił.

Bowman wielokrotnie przeczytał ogłoszenie, popatrzył na nie z góry, z dołu i z boku, przejechał palcem po marginesie. Wyjął z półki Biblię. Przez pięć minut słychać było tylko oddech obu mężczyzn i trzepotanie cienkich jak bibułki kartek.

– Nie – powiedział. – Nie uda nam się złamać szyfru w tym czasie. Spróbujcie zadziałać inaczej, jeśli macie jeszcze jakąś alternatywę.

Graham pokazał mu puste ręce.

Bowman obrócił się, spojrzał Grahamowi w twarz i zdjął okulary. Po obu stronach nosa miał różowe plamki.

– Czy jesteś całkowicie pewien, że list jest jedyną wiadomością, jaką Lecter dostał od Szczerbatej Lali?

– Tak.

– W takim razie szyfr wydaje się prosty. Muszą tylko zabezpieczyć się przed przypadkowymi czytelnikami. Z perforacji w liście do Lectera wynika, że szerokość wydartego miejsca wynosiła tylko siedem centymetrów. To daje niewiele miejsca na instrukcje. Cyfry nie odpowiadają stukanemu szyfrowi więziennemu. Domyślam się, że to szyfr książkowy.

Dołączył się do nich Crawford.

– Szyfr książkowy?

– Na to wygląda. Pierwsza liczba, te „sto modlitw", może oznaczać numer strony. Pary liczb odnoszące się do rozdziałów Biblii mogą oznaczać wiersz i literę. Ale co to za książka?

– Nie Biblia? – zapytał Crawford.

– Nie, nie Biblia. Z początku myślałem, że tak. Zmylił mnie List do Galacjan 6:11. „Patrzcie, jak wielkimi literami własnoręcznie do was napisałem". Brzmi to sensownie, ale to czysty zbieg okoliczności, bo potem idzie adres 15:2. List do Galacjan ma tylko sześć rozdziałów. To samo mamy w przypadku Księgi Jonasza 6:8 – ta księga liczy tylko cztery rozdziały. Układając szyfr nie posługiwał się Biblią.

– Może tytuł książki zawarty jest w nie zaszyfrowanej części listu Lectera – podsunął Crawford.

Bowman potrząsnął głową.

– Nie sądzę.

– W takim razie książkę wskazał Szczerbata Lala. Wymienił jej tytuł w swoim liście do Lectera – powiedział Graham.

– Na to wygląda – powiedział Bowman. – Co myślicie o tym, żeby przycisnąć Lectera? W szpitalu psychiatrycznym mógłbym zastosować środki farmakologiczne…

– Trzy lata temu podali mu amytal sodu, próbując uzyskać informacje, gdzie zakopał studenta z Princeton. Dał im przepis na roztwór do kąpieli. Poza tym, kiedy go przyciśniemy, stracimy łączność. Jeżeli to Szczerbata Lala wybierał książkę, to taką, o której wiedział, że Lecter ma ją w swojej celi.

– Wiem na pewno, że ostatnio nie zamawiał ani nie pożyczał od Chiltona żadnej książki.

– Co mamy na ten temat w dokumentach, Jack? Na temat książek posiadanych przez Lectera?

– Że ma książki medyczne, psychologiczne, kucharskie.

– W takim razie to może być jakaś klasyczna pozycja z każdej z tych dziedzin. Coś podstawowego, coś co, według Szczerbatej Lali Lecter z całą pewnością posiada -stwierdził Bowman. – Potrzebna nam jest lista książek Lectera. Mamy ją?

– Nie. – Graham patrzył na czubki swoich butów. -Mógłbym zadzwonić do Chiltona… zaraz, zaraz. Rankin i Willingham. Kiedy przeszukiwali celę, zrobili zdjęcia Polaroidem, żeby potem dokładnie wszystko poukładać z powrotem.

– Czy mógłbyś poprosić ich, żeby spotkali się że mną i przynieśli fotografie książek? – powiedział Bowman pakując swoją teczkę.

– Gdzie?

– W Bibliotece Kongresu.

Crawford ostatni raz porozumiał się z sekcją kryptografii CIA. Komputer w Langley wciąż sprawdzał nowe kombinacje, podstawiając litery w miejsce liczb i próbując rozmaitych szyfrów alfabetycznych. Bez rezultatu. Pracownik sekcji podzielał zdanie Bowmana, że jest to prawdopodobnie szyfr książkowy.

Crawford spojrzał na zegarek.