Изменить стиль страницы

– To było w środku akapitu pełnego komplementów – powiedział Graham. – Nie mógł się zdobyć na to, żeby nie pozostał po nich żaden ślad. Dlatego w ogóle zostawił sobie ten list. – Pomasował skronie kostkami kciuków.

– Bowman sądzi, że Lecter posłuży się „Tattlerem", żeby odpowiedzieć Szczerbatej Lali. Twierdzi, że tak to prawdopodobnie zostało urządzone. Czy myślisz, że on w ogóle odpowie?

– Z pewnością. Uwielbia pisać listy. Ma korespondencyjnych przyjaciół wszędzie, gdzie tylko można.

– Jeżeli posłużą się „Tattlerem", Lecter nie zdoła chyba zamieścić swojej odpowiedzi w wydaniu, które drukują dziś wieczorem, nawet jeśli wysłał ją ekspresem tego samego dnia, kiedy dostał list od Lali. W drukarni,,Tattlera" jest już Chester z naszego biura w Chicago. Sprawdza ogłoszenia. Zecerzy właśnie składają numer.

– Boże, spraw, żeby,,Tattler" tego nie rozdmuchał – powiedział Graham.

– Kierownik drukarni myśli, że Chester jest agentem od nieruchomości, który chce mieć wcześniejszy dostęp do ogłoszeń. Sprzedaje mu próbne szpalty, w miarę jak schodzą z maszyny, tak żeby nikt nie widział. Bierzemy wszystko, wszystkie ogłoszenia drobne, po to, żeby nie wiadomo było do czego zmierzamy. No dobrze, powiedzmy, że wykryjemy metodę, jakiej użył Lecter, żeby odpowiedzieć i będziemy w stanie się nią posłużyć. Będziemy mogli wysłać Lali fałszywą wiadomość – ale co w niej zawrzemy? Jak to wykorzystamy?

– Trzeba spróbować go skłonić, żeby skorzystał że skrzynki kontaktowej, to oczywiste – powiedział Graham – Czymś go tam zwabimy, czymś, czego chce się dowiedzieć. „Ważny dowód rzeczowy", o którym Lecter dowiedział się w rozmowie że mną. Jakiś błąd, który popełnił i na którego powtórzenie czekamy.

– Musiałby być idiotą, żeby dać się na to złapać.

– Wiem. Chcesz usłyszeć, co byłoby najlepszą przynętą?

– Najlepszą przynętą byłby sam Lecter – powiedział Graham.

– Ale jak to zorganizować?

– To będzie piekielnie trudne, wiem o tym. Przeniesiemy Lectera pod jurysdykcję federalną – inaczej Chilton w Chesapeake nigdy nie dałby nam spokoju – i ukryjemy go w warunkach gwarantujących maksymalne bezpieczeństwo w szpitalu psychiatrycznym w Virginii. Upozorujemy ucieczkę.

– Chryste!

– W przyszłym tygodniu, po,,wielkiej ucieczce", wyślemy Szczerbatej Lali za pośrednictwem „Tattlera" wiadomość. Lecter poprosi go o spotkanie.

– Dlaczego ktoś, na miłość boską, chciałby się spotykać z Lecterem? Nawet Szczerbata Lala?

– Żeby go zabić, Jack. – Graham wstał. W pokoju nie było okna, przez które można by wyjrzeć podczas rozmowy. Stanął przed plakatem przedstawiającym „Dziesięciu Najbardziej Poszukiwanych", jedyną dekoracją w biurze Crawforda. – Zrozum, tylko w ten sposób Lala może go w siebie wchłonąć, połączyć się z nim, stać się kimś więcej, niż jest teraz.

Mówisz, jakbyś był tego pewien.

Nie jestem pewien. Kto wie? W swoim liście napisał:

„Mam pewne rzeczy, które pragnąłbym panu pokazać. Któregoś dnia, być może, jeśli okoliczności pozwolą". To chyba jest poważne zaproszenie. Nie sądzę, żeby to była zwykła grzecznościowa formułka.

– Nie zastanawia cię, co on chce pokazać? Ofiary były nienaruszone. Nic im nie brakowało oprócz małego kawałka skóry i włosów, które zostały prawdopodobnie… jak ujął to Bloom?…

– Połknięte – powiedział Graham. – Bóg jeden wie, co on tam ma. Tremont, pamiętasz kostiumy Tremonta w Spokane? Był przywiązany do noszy, a jeszcze starał się pokazać je podbródkiem policjantom w Spokane. Nie jestem pewien, czy Lecter zwabi do nas Szczerbatą Lalę. Twierdzę jedynie, że to najlepsze co, możemy zrobić.

– Wywołamy niesamowitą panikę, jeśli ludzie uwierzą, że Lecter wydostał się na wolność. Gazety podniosą larum. Może to i najlepsza rzecz, ale zachowajmy ją na sam koniec.

– Prawdopodobnie nie podejdzie zbyt blisko do naszej skrzynki kontaktowej, ale może być na tyle ciekaw, zęby rzucić na nią okiem i sprawdzić, czy Lecter go nie zdradził. Jeśli będzie mógł to zrobić z dużej odległości. Możemy wybrać miejsce, które z daleka obserwować można tylko z kilku punktów i wystawić tam posterunki. – Brzmiało to dla Grahama nieprzekonywająco już w chwili, gdy to mówił.

– Secret Service ma takie miejsce, nigdy go nie używali. Pozwolą nam je wykorzystać. Ale jeśli nie zamieścimy ogłoszenia dzisiaj, będziemy musieli czekać aż do następnego wydania w poniedziałek. Prasy drukarskie ruszają o piątej naszego czasu. To daje naszym ludziom z Chicago godzinę i piętnaście minut na podrzucenie nam ogłoszenia Lectera, jeśli je w ogóle wysłał.

– A co z zamówieniem, z listem, który Lecter wysłał do,,Tattlera". Czy nie możemy dostać go wcześniej?

– Nasi ludzie wymyślili na użytek szefa drukarni całą legendę – powiedział Crawford. – Poczta jest zamknięta w biurze kierownika działu ogłoszeń drobnych. Nazwiska i adresy zwrotne sprzedaje się różnym kombinatorom, którzy wysyłają tam swoje oferty, zachwalając produkty dla ludzi samotnych, uroki miłości, tabletki na podniesienie potencji, spotkania z „pięknymi azjatyckimi dziewczętami", kursy rozwoju osobowości i podobne bzdury. Możemy zaapelować do poczucia obywatelskiego obowiązku kierownika działu ogłoszeń, zajrzeć do jego poczty, poprosić go, żeby siedział cicho, ale nie chcę ryzykować, że „Tattler" obsmaruje nas wszystkich w następnym wydaniu. Żeby wejść tam i przetrząsnąć pocztę, potrzebny jest nakaz. Zastanawiam się nad tą możliwością.

– Jeśli nasi ludzie w Chicago niczego nie odkryją, możemy tak czy owak zamieścić nasze ogłoszenie. Jeśli nawet mylimy się co do „Tattlera", to przecież nic na tym nie tracimy – powiedział Graham.

– Ale jeśli nie mylimy się, że właśnie w „Tattlerze" ma się ukazać odpowiedź, jeśli zamieścimy nasze ogłoszenie opierając się na jego liście i zrobimy coś nie tak, jak trzeba, a Szczerbata Lala nabierze podejrzeń, to jesteśmy z powrotem w lesie. Nie zapytałem cię o Birmingham. Znalazłeś coś?

– Birmingham to sprawa skończona. Dom Jacobich został na nowo pomalowany, urządzony i wystawiony jest na sprzedaż. Ich rzeczy są w magazynie i czekają na potwierdzenie prawomocności testamentu. Przetrząsnąłem wszystkie skrzynie. Ludzie, z którymi rozmawiałem, nie znali Jacobich zbyt dobrze. Jedna rzecz, o której zawsze wspominali, to uczucie, z jakim Jacobi odnosili się do siebie wzajemnie. Bez przerwy się głaskali. Nic teraz po nich nie zostało oprócz pięciu palet w magazynie załadowanych gratami. Życzyłbym sobie…

– Daj spokój życzeniom, zajmij się teraźniejszością.

– Co że znakiem na drzewie?

– „Uderz to w głowę"? Nic mi to nie mówi – powiedział Crawford. – Tak samo Czerwony Smok. Beverly gra w madżonga. Ma dobre oko, ale nie potrafi tu nic dostrzec. Wiemy na podstawie jego włosa, że nie jest Chińczykiem.

– Uciął gałąź szczypcami do cięcia metalu. Nie widzę…

Na biurku zadzwonił telefon. Crawford odebrał i rozmawiał z kimś krótko.

– Laboratorium ma gotowe wyniki na temat listu, Will. Chodźmy na górę, do biura Zellera. Jest większe i nie takie szare.

Na korytarzu dołączył do nich Lloyd Bowman, bez kropli potu na czole mimo upału. W obu dłoniach miał mokre fotografie. Poruszał nimi, żeby szybciej wyschły. Pod pachą trzymał plik odbitek z telefaksu.

– Jack, muszę być w sądzie piętnaście po czwartej – powiedział. – To sprawa tego fałszerza Niltona Eskew i jego narzeczonej Nan. Potrafiła od ręki narysować banknot studolarowy. Od dwóch lat doprowadzali mnie do szaleństwa, sporządzając własne karty kredytowe na kolorowej kserokopiarce. Bez nich nie wrócę. Zdążę na czas, czy powinienem wezwać prokuratora?

– Zdążysz – odparł Crawford. – No, jesteśmy na miejscu.

Beverly Katz posłała Grahamowi uśmiech z kanapy w biurze Zellera, pewnie jako antidotum na zdegustowaną minę siedzącego obok Pricea.

Szef działu analiz naukowych Brian Zeller był dość młody jak na swoje stanowisko, ale włosy przerzedziły mu się już nieco i nosił dwuogniskowe okulary. Na półce za jego biurkiem Graham dostrzegł książkę H. J. Wellsa na temat kryminalistyki, wielką trzytomową „Medycynę sądową" Tedeschiego i stare wydanie „Upadku Niemiec" Hopkinsa.