Napad na bank → szantaż.
Mówiąc wprost: co sprawiło, że po napadzie Gorman przyjechała na Wybrzeże Wschodnie i zaszantażowała Grega Downinga? Zapisała ewentualności:
1) Downing zamieszany w napad na bank. Podniosła wzrok. Uznała, że to możliwe. Potrzebował pieniędzy na spłatą długów. Mógł zrobić coś niezgodnego z prawem. Ale ta hipoteza nie wyjaśniała najważniejszego: jak zawarli znajomość? Co związało ze sobą Liz Gorman i Grega Downinga?
Tu był pies pogrzebany. Zapisała dwójkę. Zaczekała. Co jeszcze mogło łączyć jedno z drugim? Ponieważ nic nie przyszło jej na myśl, postanowiła spróbować z drugiego końca. Zacząć od szantażu i cofnąć się. Żeby zaszantażować Downinga, Gorman musiała natrafić na coś, co go obciążało. Kiedy? Narysowała drugą strzałkę:
Napad na bank ↔ szantaż.
Poczuła mrowienie. Napad na bank. Podczas napadu na bank znaleźli coś, co skłoniło ich do szantażu!
Szybko przekartkowała akta, wiedząc, że nie znajdzie w nich odpowiedzi. Podniosła słuchawkę i wybrała numer. Odezwał się mężczyzna.
– Masz spis najemców skrytek bankowych? – spytała.
– Gdzieś jest – odparł. – Czyżbyście ich potrzebowali?
– Tak.
Westchnął głęboko.
– No dobrze. Zacznę szukać. Ale przypomnij Myronowi, że ma u mnie dług. Duży dług.
– Jesteś sama? – spytał Myron, kiedy Emily otworzyła drzwi.
– Tak, a bo co? – odparła kokieteryjnie. – Masz na myśli coś konkretnego?
Przecisnął się obok niej. Z ustami otwartymi ze zdziwienia zatoczyła się do tyłu. Myron podszedł wprost do szafy w przedpokoju i otworzył ją.
– Co robisz?! – krzyknęła.
Nie raczył odpowiedzieć. Zaczął rozgarniać wieszaki. Nie zajęło mu to długo. Wyciągnął na wierzch długi płaszcz z marszczonym kołnierzem.
– Kiedy kogoś znowu zabijesz, pozbądź się ciuchów, w których chodzisz – rzekł.
Cofnęła się o dwa kroki, jej dłoń pofrunęła do ust.
– Wynoś się! – wysyczała.
– Daję ci okazję powiedzenia prawdy.
– Mam gdzieś, co mi dajesz. Wynoś się z mojego domu! Uniósł w górę jej płaszcz.
– Nie tylko ja o tym wiem. Policja ma cię nagraną na taśmie z miejsca przestępstwa. Jesteś w tym płaszczu.
Zwiotczała. Jej twarz wykrzywił grymas, jakby oberwała w splot słoneczny.
Myron opuścił płaszcz.
– Podrzuciłaś narzędzie zbrodni do swojego dawnego domu. Wymazałaś krwią suterenę. – Myron obrócił się, szybko wszedł do salonu i wskazał plik wciąż leżących tam dzienników brukowych. – Szukałaś w gazetach wiadomości o morderstwie. Kiedy przeczytałaś o znalezieniu zwłok, zadzwoniłaś anonimowo na policję.
Spojrzał na Emily. Oczy miała niewidzące i szkliste.
– Wciąż myślałem o pokoju zabaw dla dzieci – ciągnął. – I zadawałem sobie pytanie: czy Greg zszedłby po morderstwie właśnie tam? W tym rzecz, że nie zszedłby, bo po co. Mogłyby minąć tygodnie, nim ktoś odkryłby krew w suterenie.
Emily zacisnęła dłonie w pięści, wreszcie odzyskała głos.
– Nie rozumiesz – powiedziała.
– To mi wyjaśnij.
– Chciał mi zabrać dzieci.
– Dlatego wrobiłaś go w morderstwo.
– Nie.
– Nie czas kłamać, Emily.
– Ja nie kłamię. Nie wrobiłam go.
– Podrzuciłaś narzędzie…
– Tak – przerwała mu – w tym przypadku masz rację. Ale go nie wrobiłam. – Zamknęła oczy i otworzyła je jak przy minimedytacji. – Nie można wrobić kogoś w coś, czego dokonał.
Myron zesztywniał. Emily wpatrywała się w niego z kamienną twarzą i z dłońmi wciąż zaciśniętymi w kułak.
– Twierdzisz, że Greg ją zabił?
– Oczywiście. – Przysunęła się ku niemu niespiesznie, wykorzystując biegnące sekundy niczym bokser liczony do ośmiu po niespodziewanym lewym haku. Wzięła płaszcz. – Naprawdę mam go zniszczyć czy mogę ci ufać?
– Najpierw mi wszystko wyjaśnij.
– Napijesz się kawy?
– Nie – odparł.
– Ja muszę się napić. Chodź. Pogadamy w kuchni.
Z wysoko podniesioną głową ruszyła tym samym krokiem, jaki zobaczył na taśmie. Wszedł za nią do jasnej białej kuchni ze lśniącymi kafelkami. Większość ludzi pewnie marzyła o takim wystroju, ale jemu kojarzył się on z pisuarem w luksusowej restauracji.
Emily wyjęła modną zaparzarkę do kawy.
– Na pewno się nie napijesz? To Starbucks. Hawajska mieszanka Kona.
Myron pokręcił głową. Emily zdążyła odzyskać zmysły. Znów nad sobą panowała. Nie przeszkadzał jej w tym. Kto nad sobą panuje, więcej mówi, a mniej myśli.
– Zastanawiam się, od czego zacząć. – Wlała gorącą wodę do zaparzarki. W kuchni natychmiast zapachniało kawą. Gdyby grali w reklamówce, jedno z nich w tej chwili już wzdychałoby „Aaaach!”. – Tylko nie ponaglaj mnie, bo zacznę krzyczeć.
Podniósł ręce na znak, że nic takiego nie zrobi. Nacisnęła tłok, napotkała opór, znowu nacisnęła.
– Któregoś dnia podeszła do mnie w supermarkecie – ciągnęła. – Ni stąd, ni zowąd. Sięgam po mrożone bajgłe, a ta nagle oznajmia mi, że odkryła coś, co może zniszczyć mojego męża. Grozi, że jeżeli nie zapłacę, pójdzie z tym do gazet.
– Co odpowiedziałaś?
– Spytałam, czy potrzebuje ćwierć dolara na telefon. – Emily zaśmiała się, przerwała tłoczenie i wyprostowała się. – Wzięłam to za żart. Odparłam, że proszę bardzo, niech zniszczy tego drania. Skinęła głową i powiedziała, że się skontaktuje.
– To wszystko?
– Tak.
– Kiedy to było?
– Czy ja wiem. Dwa, trzy tygodnie temu.
– A kiedy odezwała się ponownie?
Emily otworzyła szafkę i wyjęła kubek z jakąś postacią z kreskówki i napisem NAJWSPANIALSZA MAMA NA ŚWIECIE.
– Kawy wystarczy na dwoje – powiedziała.
– Nie, dziękuję.
– Na pewno?
– Tak. Co było potem?
Pochyliła się i zajrzała do zaparzarki jak do szklanej kuli.
– Kilka dni później Greg zrobił mi coś… – Urwała. – Jak ci już mówiłam – podjęła zmienionym tonem, wypowiadając słowa ostrożniej i wolniej – zrobił coś strasznego. Szczegóły nie są ważne.
Myron skinął głową, lecz nic nie powiedział. Nie było sensu mówić jej o nagraniu z hotelu i zbijać z tropu. Należało ułatwić zwierzenia.
– Tak więc kiedy się do mnie zgłosiła, informując, że Greg gotów jest dużo zapłacić za milczenie, odparłam, że dam jej więcej za mówienie. Usłyszałam, że będzie mnie to słono kosztowało. Powiedziałam, że nie dbam o to ile. Próbowałam zaapelować do niej jak kobieta do kobiety. Posunęłam się do tego, że opisałam jej, jak się sprawy mają, że Greg chce mi odebrać dzieci. Chyba mi współczuła, ale dała do zrozumienia, że nie może sobie pozwolić na filantropię. Za informację muszę zapłacić.
– Wymieniła sumę?
– Sto tysięcy dolarów.
Myron wstrzymał się od gwizdnięcia. Podwójne oskubanie. Albo Liz Gorman zamierzała ciągnąć pieniądze od obojga i doić ich tak długo, jak się da, albo walnąć ich po kieszeni raz a dobrze, przewidując, że znów będzie musiała się ukryć. Tak czy siak, z jej punktu widzenia należało wycisnąć dolary od wszystkich zainteresowanych – Grega, Clipa i Emily. Wziąć forsę za milczenie. Wziąć forsę za mówienie. Szantażyści są tak lojalni jak politycy w roku wyborów.
– Wiesz, czym szantażowała Grega? – spytał.
– Nie powiedziała.
– Ale byłaś gotowa zapłacić jej sto tysięcy.
– Tak.
– Nawet nie wiedząc za co?
– Tak.
– Skąd wiedziałaś, że nie masz do czynienia z wariatką? – Wzmocnił to pytanie gestem.
– Szczerze? Nie wiedziałam. Ale groziło mi, że utracę dzieci! Byłam w desperacji.
Pomyślał, że Liz Gorman wykorzystała jej desperację do maksimum.
– I nadal nie wiesz, czym go szantażowała?
– Nie.
– Mogło chodzić o hazard Grega?
Jej oczy się zwęziły.
– W czym rzecz? – spytała zdezorientowana.
– Wiedziałaś, że Greg uprawiał hazard?
– Jasne. I co z tego?
– Wiedziałaś, jak wysoko grał?
– Nie bardzo. Raz na jakiś czas jeździł do Atlantic City. Obstawiał za pięćdziesiąt dolarów zakłady futbolowe.
– Tak myślałaś?
Powiodła oczami po jego twarzy, próbując odgadnąć, co myśli.