Изменить стиль страницы

– Przyszedł dziś rano – powiedziała Esperanza, wchodząc bez pukania i rzucając Myronowi na biurko kontrakt Jasona.

Myron przebiegł go wzrokiem.

– Daj mi ten ptasi móżdżek na głośnik – zażądała.

Myron włączył głośnik.

– Jason.

– Zejdź z linii, Esperanza. Rozmawiam z Myronem.

– Nie zasłużyłeś na tę wiadomość, ale wiedz, że sfinalizowałam twój kontrakt – odparła, nic sobie z niego nie robiąc. – Masz wszystko, czego chciałeś, a nawet więcej.

Blair przystopował.

– Czterysta tysiaków więcej rocznie?

– Sześćset tysięcy. Plus ćwierć miliona za podpis na kontrakcie.

– Jak… co…

– Skarpety pokpiły sprawę – odparła. – Z chwilą zamieszczenia twojego zdjęcia w folderze reklamowym kontrakt był gotowy.

– Jak to?

– To proste. W folderze było twoje zdjęcie. Skłania to ludzi do zakupu karnetów. Zadzwoniłam więc do dyrekcji klubu i powiedziałam, że zdecydowałeś się podpisać kontrakt z Rangers. Nadmieniłam, że umowa z Teksasem jest prawie gotowa. – Esperanza poprawiła się w fotelu. – Wyobraź sobie, że zarządzasz Red Sox. Jak postąpisz? Jak wyjaśnisz karnetowiczom, że Jason Blair, którego zdjęcie widnieje w najnowszym folderze, nie zagra, ponieważ Texas Rangers przebili twoją ofertę?

Zapadło krótkie milczenie.

– Pal sześć twój tyłeczek i nogi – przerwał jej Jason. – Takiej kiepeły jak twoja w życiu nie widziałem.

– To wszystko, co do mnie masz? – spytał Myron.

– Potrenuj, Myron. Tak wczoraj zagrałeś, że ci się przyda. Chcę omówić z Esperanza szczegóły.

– Z mojego telefonu – powiedziała.

Myron kazał mu zaczekać.

– Dobrze to rozegrałaś – pochwalił ją.

Wzruszyła ramionami.

– Jakiś młody z marketingu Skarpet schrzanił sprawę. Bywa.

– Świetnie to wyczaiłaś.

– Moje falujące łono rośnie z dumy – odparła umyślnie bezbarwnym tonem.

– Idź, dokończ rozmowę. Zapomnij, że cokolwiek mówiłem.

– O nie, chcę być taka jak ty.

– Nic z tego, takiego tyłka jak ja mieć nie będziesz.

– Co racja, to racja – przyznała.

Kiedy wyszła, Myron wziął zdjęcie Brygady Kruka. Rozpoznał troje jej członków wciąż przebywających na wolności – Glorię Katz, Susan Milano i najsławniejszego z nich, tajemniczego przywódcę Kruków, Cole’a Whitemana, który ściągnął na siebie największe gromy i zainteresowanie prasy. Kruki zeszły do podziemia, gdy Myron chodził do podstawówki, ale do dziś pamiętał, co o nich pisano. Wywodzący się z zamożnej rodziny blondyn o arystokratycznych rysach, Cole, mógłby ujść za brata Wina. W przeciwieństwie do niechlujnych, długowłosych towarzyszy ze zdjęcia, był porządnie ostrzyżony, gładko ogolony, a o pewnym ustępstwie na rzecz mody lat sześćdziesiątych świadczyły tylko nieco dłuższe baczki. Nie wyglądał na radykalnego lewicowca z hollywoodzkiego filmu. Ale Win był najlepszym przykładem, że wygląd może bardzo mylić.

Odłożył zdjęcie i zadzwonił do Dimonte’a w komendzie na Police Plaża l. Kiedy ten warknął do słuchawki „halo”, Myron spytał go, czy ma coś nowego.

– Myślisz, że jesteśmy partnerami, Bolitar? – usłyszał.

– Jak Starsky i Hutch.

– Boże, jak mi ich brakuje. Ta ich bryka. Konszachty z Misiem Fuzzy.

– Z Misiem Huggy.

– Co?

– Ich kapuś nazywał się Miś Huggy, nie Miś Fuzzy.

– Tak?

– Czas ucieka. Rolly. Kto daje, ten dostaje.

– Ty pierwszy. Co masz?

Znowu negocjacje. Myron powiedział mu o hazardowym nałogu Grega. A także o podejrzeniu szantażu, bo Rolly też pewnie miał wyciąg rozmów telefonicznych. Ale nie o taśmie wideo. To nie byłoby w porządku, najpierw musiał porozmawiać z Emily. Dimonte zadał mu kilka pytań.

– Dobra, co chcesz wiedzieć? – spytał, zadowolony z odpowiedzi Myrona.

– Znaleźliście coś więcej w domu Grega?

– Nic. Dosłownie. Powiedziałeś, że w sypialni były kobiece drobiazgi, pamiętasz? Ciuchy, kosmetyki, te rzeczy.

– Tak.

– No, więc ktoś je zwinął. Ani śladu kobiecych łaszków. Teoria z kochanką w tle znów daje o sobie znać, pomyślał Myron. Kochanka wraca do domu, usuwa krew, żeby ochronić Grega, a potem zaciera swoje ślady, aby ich związek nie wyszedł na jaw.

– A co ze świadkami? Czy w domu, gdzie mieszkała Liz Gorman, ktoś coś widział?

– Nie. Wypytaliśmy sąsiadów. Nikt nic nie widział. Wszyscy się uczyli itd. Aha, jeszcze jedno: morderstwo zwąchała prasa. Napisali o nim w porannych gazetach.

– Podałeś im prawdziwe nazwisko Gorman?

– Coś ty głupi? Uznali, że to kolejne zabójstwo z włamaniem. Ale dziś rano dostaliśmy anonimowy cynk. Zasugerowano, żebyśmy przeszukali dom Grega Downinga.

– Żartujesz.

– Nie. Dzwoniła kobieta.

– Wrabiają go, Rolly.

– Co ty powiesz, Sherlocku. Na pewno jakaś dupa. To morderstwo nie było sensacją. Upchnęli je na dalszych stronach, jak inne nieefektowne zabójstwa w tym bagnie. Zyskało nieco rozgłosu, bo zdarzyło się w pobliżu kampusu.

– Zbadaliście ten trop? – spytał Myron.

– Jaki trop?

– Bardzo blisko jest Uniwersytet Columbia. W latach sześćdziesiątych źródło połowy ruchów kontestacyjnych. W kadrze uniwersyteckiej z pewnością nadal są ich sympatycy. Może któryś pomógł Liz Gorman.

Dimonte westchnął dramatycznie.

– Bolitar, czy ty całą policję masz za debili?

– Nie.

– Myślisz, że tylko ty na to wpadłeś?

– Miałem opinię zdolnego – odparł Myron.

– Nie w dzisiejszej konkurencji. Trafiony!

– Czego się dowiedzieliście?

– Wynajęła to mieszkanie od jakiegoś popaprańca, fanatyka, lewaka, komucha, tak zwanego profesora, niejakiego Sidneya Bowmana.

– Jakiś ty tolerancyjny, Rolly.

– Zawsze się robię taki, gdy opuszczam zebrania Amerykańskiego Związku Obrony Praw Obywatelskich. W każdym razie, ten lewak udaje Greka. Twierdzi, że tylko wynajął jej lokal, a ona zapłaciła gotówką. Wiemy, że kłamie. Federalni wzięli go w obroty, ale od wykręcenia się sianem ma całe stado pedalskich, liberalnych papug. Nazwali nas bandą nazistowskich świń itd.

– Na wypadek gdybyś nie wiedział, Rolly, to nie jest komplement.

– Dzięki za wskazówkę. W tej chwili śledzi go Krinsky. Na razie bez efektu. Ten Bowman to nie debil. Połapał się, że za nim chodzimy.

– Co jeszcze o nim wiecie?

– Rozwiedziony, dwoje dzieci. Wykłada egzystencjalne pierdoły, nieprzydatne w normalnym życiu. Według Krinsky’ego, większość czasu spędza, pomagając bezdomnym. Przesiadywanie z włóczęgami w parkach i schroniskach to jego codzienny rytuał. Jak mówiłem, popapraniec.

Do gabinetu wszedł bez pukania Win, skierował się do kąta i otworzył szafę z dużym lustrem na drzwiach. Przejrzał się w nim, przygładził fryzurę, z której nie odstawał ani jeden włos, rozstawił lekko nogi i opuścił ręce. Ściskając w nich wyimaginowany kij golfowy, powoli zamachnął się zza głowy, sprawdzając w lustrze, czy ręka z przodu jest wyprostowana, a chwyt swobodny. Robił to bez przerwy, nawet przed wystawami sklepów na ulicy. Myron podejrzewał, że jest to golfowy odpowiednik nawyku ciężarowców, prężących mięśnie, ilekroć widzą swoje odbicia. Strasznie go to irytowało.

– Masz jeszcze coś, Rolly?

– Nie. A ty?

– Nic. Pogadamy później.

– Nie mogę się doczekać, Hutch – odparł Dimonte. – Wiesz co? Krinsky jest taki młody, że nie pamięta tego serialu. Smutne, nie?

– Ta dzisiejsza młodzież. Za grosz kultury.

Myron zakończył rozmowę.

– Wprowadź mnie w sytuację – poprosił Win, nie przestając podziwiać w lustrze swoich uderzeń.

Myron zrelacjonował mu wypadki.

– Ta Fiona, była dziewczyna miesiąca, to chyba idealna kandydatka na przesłuchanie jej przez Windsora Horne’a Lockwooda Trzeciego? – zagadnął Win.

– Mhm – mruknął Myron. – Ale może najpierw opowiesz mi o przesłuchaniu Maggie Łomot przez Windsora Horne’a Lockwooda Trzeciego.

Patrząc na siebie w lustrze, Win zmarszczył brwi i poprawił chwyt.

– Nie była elokwentna – odparł. – Więc obrałem specjalną taktykę.