Felder znów niczego po sobie nie pokazał. Albo wiedza Myrona nie była dla niego zaskoczeniem, albo potrafił zapanować nad mimiką twarzy.
– Dobrze wiesz, że nie mogę ci tego powiedzieć. Nie mogę nawet potwierdzić, czy Greg wyjął taką sumę. – Znów klepnął dłońmi w uda i uśmiechnął się. – Zrób coś dla nas obu. Przemyśl moją propozycję i zostaw tę drugą sprawę. Greg wkrótce się pojawi. Jak zawsze.
– To wcale nie jest pewne – odparł Myron. – Tym razem wpadł w poważne kłopoty.
– Jeżeli mówisz o jego domniemanych długach hazardowych…
– Nie o nich.
– To o czym?
Na razie Felder nie puścił farby. To, że przyznał się do wiedzy o hazardzie Grega, było celowe. Zorientował się bowiem, że Myron wie o nałogu jego klienta. Gdyby się tego wyparł, wyszedłby na osobę niekompetentną albo nieuczciwą. Marty Felder był bystry. Nie robił fałszywych kroków.
– W jakim celu sfilmowaliście żonę Grega? – spytał Myron, zmieniając kierunek rozmowy.
Felder zamrugał oczami.
– Słucham?
– ProTec. Tak nazywa się agencja, którą wynajęliście. Nakręcili potajemnie wideo w hotelu Glenpointe. Chciałbym wiedzieć dlaczego.
– Pomóż mi to zrozumieć, Myron – rzekł Felder, bliski rozbawienia. – Najpierw mówisz, że mój klient ma poważne kłopoty. Twierdzisz, że chcesz mu pomóc. A potem stawiasz zarzuty w sprawie jakiegoś wideo. Przyznam, że się pogubiłem.
– Ja tylko staram się pomóc twojemu klientowi.
– Najbardziej mu pomożesz, mówiąc mi wszystko, co wiesz. Jestem jego adwokatem, Myron. Dbam o jego interesy, a nie o interesy Smoków, Clipa i kogo tam jeszcze. Powiedziałeś, że Greg ma kłopoty. Jakie?
Myron pokręcił głową.
– Najpierw powiedz mi o taśmie wideo.
– Nie.
No i klapa. Popisowe negocjacje wróciły do punktu wyjścia. Wprawdzie zachowali przyjazne miny, ale byli o krok od pokazania sobie języków. Grali na przeczekanie. Kto pierwszy ustąpi. Myron przeanalizował sytuację. Kardynalna zasada negocjatora brzmiała: nie trać z oczu własnego celu i celu przeciwnika. Dobrze. Co chciał uzyskać od Marty’ego Feldera? Informacje o pięćdziesięciu tysiącach dolarów, taśmie wideo i być może kilku innych rzeczach. Co mógł uzyskać od niego Felder? Niewiele. Zaciekawił go wzmianką o wielkich kłopotach Grega. Nawet jeżeli je znał, pragnął o nich usłyszeć z cudzych ust. Koniec analizy: na zdobyciu informacji bardziej zależało jemu niż Marty’emu. Ruch należał do niego. Czas podbić stawkę. Dość cackania się.
– Te same pytania co ja może ci zadać ktoś inny – powiedział.
– O czym mówisz?
– Może ci je zadać detektyw z wydziału zabójstw. Felder nie drgnął, ale źrenice dziwnie mu się rozszerzyły.
– Słucham?
– Pewien detektyw z wydziału zabójstw jest o tyle – Myron zbliżył palec wskazujący do kciuka – od wydania listu gończego za Gregiem.
– Detektyw z wydziału zabójstw?
– Tak.
– A kogo zabito?
– Najpierw taśma – zażądał Myron.
Felder nie należał do wyrywnych. Rozplótł i splótł dłonie na kolanach, podniósł wzrok, stuknął stopą. Nie śpieszyło mu się, rozważał wszystkie za i przeciw, koszty, zyski i resztę. Myron wcale by się nie zdziwił, gdyby tamten zabrał się do zrobienia wykresu.
– Nigdy nie praktykowałeś jako prawnik, co, Myron?
– Zrobiłem aplikację. To wszystko.
– Szczęściarz. – Felder westchnął i machnął ręką. Wiesz, dlaczego ludzie wymyślają żarty o prawnikach szujach? Bo to są szuje. Nie ich wina. Naprawdę. To kwestia systemu. To system zachęca do oszustw, łajdactw i kłamstw. Przypuśćmy, że jesteś na meczu ligi szkolnej. Przypuśćmy, że mówisz dzieciakom: dziś nie będzie sędziów, posędziujecie sobie sami. Doprowadzi to do zachowań nieetycznych? Prawdopodobnie. A potem mówisz tym małym urwisom, że muszą wygrać za wszelką cenę. Że ich obowiązkiem jest wygrana, że mają zapomnieć o zasadach sportowej walki i fair play. Taki właśnie jest nasz system sądownictwa, Myron. Dopuszczamy fałsz i nieuczciwość w imię abstrakcyjnego nadrzędnego dobra.
– Chybiona analogia.
– Dlaczego?
– Ze względu na sędziów. Prawnicy muszą stawać w sądzie przed ich obliczem.
– Niewielu. Większość spraw załatwia się, nim trafią na wokandę. Przecież wiesz. Tak czy siak mam rację. System zachęca adwokatów do kłamstw i przeinaczeń pod płaszczykiem obrony interesów klienta. Ta bzdura o obronie interesów stała się uniwersalnym wykrętem usprawiedliwiającym stosowanie wszelkich chwytów. Niszczy nasz system prawny.
– Fascynujące – pochwalił Myron. – I to wszystko ma związek z tym wideo?
– Bezpośredni – odparł Felder. – Adwokatka Emily Downing skłamała, wypaczyła prawdę. Było to zupełnie niepotrzebne i w najwyższym stopniu nieetyczne.
– Mówisz o sprawie opieki na dziećmi? – spytał Myron.
– Tak.
– Co zrobiła?
Felder uśmiechnął się.
– Podpowiem ci. W Stanach oskarżenie to pojawia się w jednym na trzy procesy o przyznanie opieki nad dziećmi. Choć niszczy ludziom życie, stało się praktyką tak powszechną, jak rzucanie ryżu na ślubach.
– Znęcanie się nad dziećmi?
Felder nie odpowiedział.
– Uznaliśmy, że należy ukręcić łeb tym podłym, groźnym kłamstwom. Zrównoważyć szale, by tak rzec. Nie jestem z tego dumny. Nikt z nas nie jest. Ale się tego nie wstydzą. Nie można walczyć uczciwie, jeśli przeciwnik wali cię raz po raz mosiężnym kastetem. Żeby przeżyć, musisz chwytać się wszystkiego.
– Co zrobiliście?
– Nagraliśmy Emily Downing w mocno niezręcznej sytuacji.
– Niezręcznej, czyli jakiej?
Felder wstał, wyjął z kieszeni klucz, otworzył szafkę, wyciągnął z niej kasetę, otworzył drugą szafkę z telewizorem i magnetowidem, włożył taśmę do magnetowidu i wziął pilota.
– Twoja kolej – oznajmił. – Powiedziałeś, że Greg jest w wielkich kłopotach.
Przyszedł czas na małe ustępstwo. Kolejna kardynalna zasada negocjacji: nie bądź świnią i nie tylko bierz. Bo za jakiś czas uderzy to w ciebie rykoszetem.
– Podejrzewamy, że pewna kobieta szantażowała Grega – rzekł Myron. – Używała kilku nazwisk. Zwykle występowała jako Carla, ale też jako Sally lub Liz. W sobotę wieczorem ktoś ją zamordował.
Na tę wieść Felder osłupiał. A może tylko udał osłupienie.
– Policja z pewnością nie podejrzewa Grega…
– Podejrzewa – odparł Myron.
– Ale dlaczego?
Myron przedstawił w skrócie fakty.
– Greg był ostatnią osobą, z którą widziano ją w wieczór morderstwa. Na miejscu zbrodni znaleziono odciski jego palców. A w jego domu policja znalazła narzędzie, którym ją zabito.
– Przeszukali jego dom?
– Tak.
– Nie mogli.
– Uzyskali nakaz – powiedział Myron tonem adwokata gotowego do krętactw. – Znałeś tę kobietę? Tę Carlę czy Sally?
– Nie.
– Nie wiesz, gdzie jest teraz Greg?
– Pojęcia nie mam.
Myron nie potrafił orzec, czy Felder kłamie. Bardzo rzadko można poznać, czy ktoś kłamie, patrząc mu w oczy, śledząc język ciała i tym podobne. Zdenerwowani, wytrąceni z równowagi ludzie też mówią prawdę, a dobry kłamca będzie sprawiał wrażenie tak szczerego jak Alan Alda w charytatywnym teletonie. Tak zwani badacze języka ciała zwykle dawali się wystrychnąć na dudka.
– Po co Greg wyjął z konta pięćdziesiąt tysięcy dolarów w gotówce? – drążył dalej Myron.
– Nie pytałem – odparł Felder. – Już mówiłem, że nie wtrącam się do takich rzeczy.
– Pomyślałeś, że na hazard.
Felder znowu nie odpowiedział. Oderwał wzrok od podłogi.
– Mówisz, że ta kobieta go szantażowała?
– Tak – potwierdził Myron.
– Wiesz czym? – spytał Felder, wpatrując się w niego.
– Nie wiem. Chyba tym, że się hazarduje.
Felder skinął głową. Nie oglądając się za siebie, wymierzył pilota w telewizor za plecami i nacisnął kilka guzików. Na ekranie pojawił się szary śnieg, a potem czarno – biały obraz. Pokój hotelowy. Kamera filmowała z poziomu podłogi w górę. W pokoju nie było nikogo. Cyfrowy licznik pokazywał czas. Ustawienie kamery przypomniało Myronowi nagranie, na którym burmistrz Waszyngtonu Marion Barry popalał fajkę z crackiem.