Изменить стиль страницы

W głowie mignął mu obraz walca drogowego toczącego się w stronę obitej brzoskwini.

– Mmm… z przyjemnością wypiłbym yoo-hoo.

– Już się robi.

Wielka Cyndi w podskokach dopadła lodówki. Myron podszedł do Esperanzy.

– Ona świetnie masuje plecy – powiedziała.

– Wierzę ci na słowo.

– Powiedziałam Wielkiej Cyndi, że to ty zatrudniłeś ją na pełny etat.

– Pozwól, że następnym razem sam wyciągnę jej cierń z łapy.

– Wstrząsnąć, panie Bolitar? – spytała Wielka Cyndi, unosząc w górę puszkę yoo-hoo.

– Dzięki, Cyndi, dam sobie radę.

– Tak, panie Bolitar.

Gdy wracała do niego w podskokach, przerażony przypomniał sobie scenę z wywracającym się statkiem z Tragedii Posejdona. Wielka Cyndi podała mu yoo-hoo i znowu się uśmiechnęła. A bogowie zakryli oczy.

– Coś nowego w sprawie sprzedaży Lestera? – spytał Esperanzę.

– Nie.

– Połącz mnie z Ronem Dixonem. Spróbuj zadzwonić do jego domu.

– Już się robi – zgłosiła się Wielka Cyndi.

Esperanza wzruszyła ramionami. Wielka Cyndi wystukała numer i przemówiła z angielskim akcentem. Głosem Maggie Smith grającej w sztuce Noela Cowarda. Myron wszedł z Esperanzą do gabinetu. Wielka Cyndi przełączyła rozmowę.

– Ron? Tu Myron Bolitar, jak się masz?

– Wiem, kto dzwoni, głupku. Od twojej recepcjonistki. Jest niedziela, Myron. Niedziela to mój dzień wolny. Niedziela to dzień poświęcony rodzinie. Czas zarezerwowany dla najbliższych. Szansa, żeby lepiej poznać dzieci. Więc dlaczego dzwonisz do mnie w niedzielę?

– Sprzedajesz Lestera Ellisa?

– Dzwonisz do mnie w niedzielę do domu z takiego powodu?

– Czy to prawda?

– Bez komentarzy.

– Obiecałeś, że go nie sprzedasz.

– Niezupełnie. Obiecałem, że nie będę o to zabiegał. Przypominam ci, superagencie, że to ty chciałeś wstawić do kontraktu klauzulę o sprzedaży Lestera za twoją zgodą. Proszę bardzo, powiedziałem, ale za pięćdziesiąt patyków z jego zarobków. Odmówiłeś. A kiedy sprawa powraca, to żal ci pupę ściska, wielki menago?

Myron poprawił się w fotelu. Żal ścisnął mu pupę, że ha.

– Komu go sprzedajesz?

– Bez komentarzy.

– Nie rób tego, Ron. To wielki talent.

– Jasne. Szkoda, że nie wielki bejsbolista.

– Wygłupisz się. Pamiętasz wymianę Nolana Ryana za Jima Fregosiego? Pamiętasz, jak Babe Ruth został… – Myron zapomniał, na kogo go wymieniono – sprzedany przez Red Sox?

– Porównujesz Lestera Ellisa z Babe’em Ruthem?

– Porozmawiajmy.

– Nie mamy o czym. A teraz, wybacz, ale dzwoni żona. Dziwne.

– Co?

– Czas zarezerwowany dla najbliższych. Na lepsze poznanie dzieci. Wiesz, co odkryłem, Myron?

– Co?

– Że nie ich nie znoszę.

Ron Dixon rozłączył się. Myron spojrzał na Esperanzę.

– Połącz mnie z Alem Toneyem z „Chicago Tribune”.

– Lestera sprzedają do Seattle.

– Zaufaj mi.

– Nie proś mnie. – Esperanza wskazała telefon. – Poproś Wielką Cyndi.

Myron włączył interkom.

– Wielka Cyndi, możesz mnie połączyć z Alem Toneyem? Powinien być w redakcji.

– Tak, panie Bolitar – odparła i niebawem oznajmiła: – Al Toney na linii pierwszej.

– Al? Tu Myron Bolitar.

– Cześć, Myron, co się stało?

– Mam u ciebie dług.

– Żeby jeden.

– Chcesz bombę?

– Już twardnieją mi sutki. Poświntusz, kochanieńki.

– Znasz Lestera Ellisa? Jutro sprzedają go do Seattle. Jest uszczęśliwiony. Przez cały rok wiercił Yankees dziurę w brzuchu, żeby go sprzedali. Jesteśmy w siódmym niebie.

– I ty to nazywasz bombą?

– To ważny temat.

– Może w Nowym Jorku i Seattle. Ale nie w Chicago.

– Pomyślałem jednak, że cię zainteresuje.

– Pomyliłeś się. Wciąż masz u mnie dług.

– A może najpierw obmacasz swoje sutki?

– Chwileczkę… Miękkie jak przejrzałe winogrona. Ale jeżeli się upierasz, to za kilka chwil obmacam je jeszcze raz.

– Poddaję się, Al, dzięki. Wprawdzie wątpiłem, czy załapiesz się na temat, ale zawsze warto próbować. Między nami mówiąc, Yankees bardzo zależy na jego sprzedaży. Chcą, żebym ją rozreklamował. Myślałem, że mi w tym pomożesz.

– Dlaczego? Kogo kupują?

– Nie wiem.

– Lester to bardzo dobry gracz. Surowy, ale dobry. Dlaczego Yankees chcą się go pozbyć?

– Nie wydrukujesz tego?

W słuchawce zaległa cisza. Myron niemal słyszał, jak Alowi pracuje mózg.

– Nie, jeśli mnie poprosisz.

– Ma kontuzję. Miał wypadek w domu. Uszkodził kolano. Trzymają to w tajemnicy, ale po sezonie Lester będzie wymagał operacji.

Znowu zapadła cisza.

– Nie wydrukujesz tego, AL

– Żaden problem. No, muszę kończyć.

Myron uśmiechnął się.

– Do usłyszenia – powiedział.

– Czy robisz to, co podejrzewam? – spytała Esperanza, wpatrując się w niego.

– Al Toney to mistrz luk w przepisach – wyjaśnił. – Obiecał, że tego nie wydrukuje. I nie wydrukuje. Ale nie ma sobie równych, jeśli chodzi o wymianę świadczeń z kolegami po fachu.

– No i?

– W tej chwili dzwoni do znajomka z „Seattle Times” i przehandlowuje mu wiadomość. Pogłoska o kontuzji trafi do gazet przed sfinalizowaniem sprzedaży i po transakcji.

– Wysoce nieetyczne zagranie – powiedziała z uśmiechem.

Myron wzruszył ramionami.

– Powiedzmy, że nieczyste.

– Ale podoba mi się.

– Zawsze pamiętaj o credo RepSport MB: klient jest najważniejszy.

– Nawet w łóżku – dopowiedziała.

– Jesteśmy agencją świadczącą wszelkie usługi. – Myron wpatrywał się w nią dłuższą chwilę. – Mogę cię o coś spytać?

Przechyliła głowę.

– Nie wiem. A ty?

– Dlaczego nienawidzisz Jessiki?

Zachmurzyła się. Wzruszyła ramionami.

– Czy ja wiem? Z przyzwyczajenia.

– Pytam serio.

Założyła nogę na nogę i zaraz ją zdjęła.

– Poprzestanę na wtykaniu jej szpilek, zgoda?

– Jesteś moją najlepszą przyjaciółką. Chcę wiedzieć, dlaczego jej nie lubisz.

Esperanza westchnęła, ponownie skrzyżowała nogi i zatknęła za ucho luźny kosmyk włosów.

– Jessica jest błyskotliwa, inteligentna, zabawna. Jest świetną pisarką i nie wyrzuciłabym jej z łóżka za okruszki po krakersach.

Biseksualistki!

– Ale ona cię rani.

– I co z tego? Nie jest pierwszą kobietą, która pobłądziła.

– To prawda – przyznała Esperanza. Klepnęła się w kolana i wstała. – Pewnie źle ją oceniam. Mogę odejść?

– To dlaczego wciąż żywisz urazę?

– Bo lubię. To łatwiejsze od wybaczenia.

Myron pokręcił głową i wskazał fotel.

– Co mam ci powiedzieć? – spytała.

– Powiedz mi, dlaczego jej nie lubisz.

– Jestem upierdliwa. Nie bierz tego poważnie.

Znów pokręcił głową.

Esperanza przyłożyła dłoń do twarzy i na chwilę odwróciła wzrok.

– Jesteś za miękki – powiedziała.

– Co masz na myśli?

– Za miękki na taki ból. Większość ludzi go wytrzymuje. Ja. Jessica. Z całą pewnością Win. Ale nie ty. Brak ci twardości. Jesteś nieprzystosowany.

– Więc być może to moja wina.

– Pewnie, że twoja. Przynajmniej częściowo. Przede wszystkim za bardzo idealizujesz swoje związki. Jesteś za wrażliwy. Za bardzo się odsłaniałeś. Byłeś za szczery.

– A czy to takie złe?

Zawahała się.

– Nie. W sumie dobre. Nieco naiwne, ale o wiele lepsze od postawy tych durniów, którzy wszystko duszą w sobie. Moglibyśmy skończyć ten temat?

– Nie odpowiedziałaś mi na pytanie.

Esperanza uniosła dłonie.

– Zrobiłam, co mogłam – odparła.

Myron powrócił myślami do szkolnej ligi bejsbolowej. Odkąd Joey Davito trafił go piłką w czoło, trudno mu było ustać z pałką w bazie-matce. Skinął głową. Za bardzo się odsłaniał, powiedziała. Czy to się zmieniło?

Esperanza wykorzystała milczenie, żeby przejść do innego tematu.

– Zbadałam sprawę Elizabeth Bradford – powiedziała.

– I?

– Nie znalazłam nic, co budziłoby podejrzenia, że to nie był wypadek. Możesz pojechać do jej brata. Mieszka w Westport. Ale wątpię, czy coś ci powie. Jest blisko związany ze szwagrem.