Изменить стиль страницы

Milicja i patrole wojskowe polowały na ubogich, wynędzniałych „spekulantów", odbierały ich lichy zarobek i wtrącały do lochów „czeki", gdzie gnano ich pod ziejący kulami karabin maszynowy, ustawiony w groźnem okienku suteryny. Nikt nie miał czasu zajmować się drobnemi sprawami, karać więzieniem i żywić w okresie szalejącego głodu. Załatwiano się szybko i raz na zawsze. Kulomiot przez całe noce rzygał kulami.

Czarny samochód wyrzucał ze swego wnętrza nowe stosy trupów, odwożąc je za miasto.

Od czasu do czasu przez ulice Moskwy pędziły limuzyny dworskie z komisarzami w skórzanych kurtkach i z nieodstępnemi teczkami pod pachą, godłem władzy nad życiem i śmiercią zwalczonego i uciemiężonego społeczeństwa.

Po nocach do głodnych wilków podobne sunęły patrole, wdzierały się do mieszkań wystraszonych obywateli, przeprowadzały rewizje, zabierały ze sobą mężczyzn, kobiety, dzieci, gnały ich na poniewierkę i śmierć.

Po napadzie władz skradały się inne gromady. Byli to bandyci; pod postacią komisarzy wdzierali się do domów prywatnych, dokonywali gwałtów i grabieży, staczali walki z milicją i zrozpaczonymi mieszkańcami znękanej stolicy.

Milczały dzwony kościelne, a na placach i Moście Kuźnieckiem orkiestry wojenne hałaśliwie grały „Międzynarodówkę", Cerkwie, muzea, uniwersytet stały zamknięte, opustoszałe, lecz w teatrach i teatrzykach najlepsi artyści, z niedawnym ulubieńcem cara, Teodorem Szalapinym na czele, śpiewali, grali, tańczyli i dawali przedstawienia przed gawiedzią uliczną, pijanemi od krwi żołnierzami, wyrzutkami, ciemnemi i zbrodniczemi, wynurzającemi się z dna rosyjskiego życia.

Lenin po pamiętnej nocy, spędzonej u Dzierżyńskiego, z Kremlu nie wyjeżdżał.

Posiadał ścisłe wiadomości, że po Moskwie grasuje nieuchwytny Borys Sawinkow, odważny terorysta, przygotowujący zamachy. Dowodziły tego codziennie niemal znajdywane trupy zabitych komisarzy i agentów rządu.

Na Dzierżyńskiego i Fedorenkę, idących w przebraniu, na jednej z ludnych ulic uczyniła napad grupa Polaków, zabijając dawnego żandarma i raniąc prezesa „czeki". żydowska organizacja tajna tępiła swoich rodaków, pracujących w moskiewskiej „czeka", którą kierował podstępny i okrutny Guzman. Młody oficer Klepikow, nieodstępny towarzyszu Sawinkowa, celnemi strzałami kładł trupem ludzi w skórzanych kurtkach, w sposób niepojęty unikając pościgu i zasadzek.

Trockij, Kamieniew, Rykow i Bucharin bez silnej eskorty nie mieli odwagi pokazać się za murami strzeżonego przez Łotyszów i Finnów pałacu Kremlińskiego.

Zaczęły kursować wieści, niepokojące, straszne dla nowych władców.

Powstał jakiś nieznany jeszcze „związek ratowania ojczyzny i wolności", przygotowujący powstanie i marzący o zdobyciu Moskwy, zgniecionej krwawemi rękami Lenina, Trockiego i Dzierżyńskiego, oraz Piotrogrodu, gdzie szalał Zinowjew.

„Czeka" porywała coraz to nowe setki, tysiące winnych i niewinnych ludzi i miażdżyła ich kołami swej krwawej maszyny.

Do Moskwy nadchodziły protesty z zagranicy, na co Rada komisarzy ludowych odpowiadała pełnemi wykrętów i fałszu notatkami, podyktowanemi przez Lenina, a Guzman dokonywał napadów, zamordował angielskiego kapitana Kromy, kilka rodzin francuskich, wreszcie polecił swemu agentowi Blumkinowi, aby sprowokował zamach socjal-rewolucjonistów na posła niemieckiego w Moskwie, barona Mirbacha…

Lenin, czytając energiczne protesty w pismach cudzoziemskich, mrużył oczy i śmiał się, mówiąc:

– Wszystko to obłudne sztuczki! Europa upiła się krwią i wszystko zniesie, wytrzyma i ze wszystkiem nie pogodzi! Przecież, bojąc się nas, rzucając gromy przekleństw, kokietuje nas, jak stara prostytutka! Pamiętacie, jak błagalnie i służalczo zaglądali nam w oczy przedstawiciel Francji – kapitan Sadoul, angielski agent Lockart, Amerykanin Robins, podesłany przez posła Stanów Zjednoczonych? Nie udało im się powstrzymać nas od podpisania traktatu pokojowego i przeszkodzić organizacji armji dla celów rewolucyjnych, więc się miotają i odgrażają. Ale, powiada wam, towarzysze, dość kiwnąć na nich palcem i oznajmiać, że, chociaż nie uznajemy żadnych umów cara z nimi, jednak damy im koncesje na Kaukazie lub Uralu, – natychmiast przybiegną i, jak psy, ogonem merdać zaczną!…

Nadchodziły do Kremlu stosy listów i podań z prośbami o litość dla ludzi, umierających w więzieniach i skazanych na karę śmierci.

Podania te były skierowywane najczęściej do Lenina, niektóre – do żony wszechwładnego dyktatora.

Pewnego razu Krupskaja przyszła do męża i nieśmiałym głosem mówić zaczęła:

– Słyszałam, że Dzierżyński, Wołodarskij, Urickij i Guzman dopuszczają się niebywałych okrucieństw… Chciałam prosić, abyś się wdał w te sprawy, bo to, przecież, są rzeczy okropne, nie do zniesienia, hańbiące proletarjat, naród, rząd!

Lenin opuścił głowę.

Krupskaja spostrzegła, że koło uszu męża wyrosły potężne guzy mięśni: Nagłym ruchem zwrócił do niej wykrzywioną gniewem i rozpaczą twarz i krzyknął cienkim głosem:

– Ja tylko mogę wszystko znieść… wszystko zdławić w sobie, a oni – wrogowie narodu zasługują na miłosierdzie?! Naturalnie! Ja muszę zacisnąć serce, w dzień i w nocy odpędzać od siebie czarne, straszliwe myśli, bo to – Lenin, potwór, oprawca, warjat, a oni – biedni, niewinni, skrzywdzeni! Odejdź precz i nie waż się mówić mi o litości!

Maksymowi Gorkiemu, napadającemu na straszliwą „czeka", odpowiedział listem opryskliwym i raz na zawsze zmusił pisarza nie tylko do milczenia, ale nawet do obłudnych tłumaczeń okrucieństwa rosyjskiego narodu.

W dziennikarz swoich dyktator opublikował oświadczenie, żeby nie zwracano się do niego lub do żony w sprawach uwięzionych, gdyż prośby skutki mieć nie będą.

W marcu nadeszły pierwsze doniesienia o zbrojnych powstaniach przeciwko władzy Sowietów. Długi okres wojny domowej, niezdecydowanie i opieszale podtrzymywanej przez dawnych aljantów, rozpoczął Jarosław, po długiej walce utopiony we krwi powstańców, gdyż, oprócz zabitych w bitwach, stracono z wyroku sądu doraźnego 3500 oficerów.

W Penzie jeńcy wojenni – Czesi, sformowawszy pod dowództwem generałów Czeczeka, Syrowoja i Hajdy, swoje pułki, rozpoczęli marsz na Ural.

Podnosili się kozacy na Donie, Kubani, w Orenburgu, w Zabajkalu. Wypływały na widownię dziejową znane imiona „białych" wodzów: Korniłow, Kaledin, Krasnow, hetman Dutow, Denikin, Wrangel.

Zdemoralizowani żołnierze i niesforne tłumy robotników, należących do czerwonej armji, cofały się wszędzie w nieładzie, ściągając ku Moskwie.

Na zachodzie-północy i na Syberji zaczynali działać generałowie, Judenicz, Miller, Ałma-zow, Kołczak, hetman Siemionow i groźny szaleniec i mistyk „biały Dzierżyński" – Ungern-Sternberg.

Uciemiężony naród podnosił głowę. Wszyscy wyglądali zbawców i byli gotowi dopomóc im.

Rada komisarzy ludowych traciła głowę. W panice przybiegali towarzysze do swego wodza i krzyczeli, rwąc na sobie włosy:

– Ostatnia bije godzina! Śmierć idzie… Co powiecie, Włodzimierzu Iljiczu? Co z nami będzie?

Lenin uśmiechał się szyderczo i mówił:

– Co będzie? Was powieszą biali za złodziejstwo i morderstwo, mnie – za ideę, a wszystkich ryczałtem – za szyję! Nie chcecie tego? No, to trzeba skończyć z udawaniem wielkich administratorów. Do pracy się bierze, towarzysze, tak, jak to było w dni rewolucji październikowej! Trockij, dobry organizator, niech bierze Tuchaczewskiego, Brusiłowa, Budennoja, Bluchera, Frunzego i Ejche, niech tworzy na gwałt prawdziwą armję, agituje, przyciąga do naszych szeregów wszelkimi sposobami i obietnicami niemieckich, austrjackich, węgierskich jeńców wojennych i byłych cesarskich oficerów, niech rozpoczyna wojnę obronną i zaczepną! Ogłosić musimy „wojenny komunizm" i rzucić hasło: wszystko dla wojny w imię zwycięstwa proletarjatu!

– Kontr-rewolucja posiada znaczne siły i zostanie podtrzymana przez Francję, Anglję i Ja-ponję – zauważył Kamieniew. – Mam wiadomości od naszych agentów Joffego, Woronow-skiego, Litwinowa, Radka, że interwencja już postanowiona w Paryżu i Londynie, mówią nawet o możliwości blokady w celu zagłodzenia Rosji…