Изменить стиль страницы

Rosjanie – niewytrwali, nieobliczalni, niekonsekwentni, chwiejni, miotający się pomiędzy ascezą i anarchją, nie mogą zastąpić żydów, przepojonych nienawiścią, a związanych świadomie lub dziedzicznie instynktem „roju".

Takie było niezłomne przekonanie Lenina.

Nie nacisnął więc guzika dzwonka elektrycznego i czekał cierpliwie aż za ostatnim z izra-elickich kapłanów z cichym szmerem zamknęły się drzwi. Przeszedł się po pokoju, zaciskając zimne palce.

Rozmyślał długo nad słowami cadyków i postanowił nic o swej rozmowie z nimi towarzyszom – żydom nie wspominać.

– Podejrzliwi są i czujni… – rozważał Lenin. – Mogą pomyśleć, że w głębi mojej duszy czają się zarodki antysemityzmu…

Długo nie mógł się uspokoić.

Zdawało mu się, że jeszcze słyszy miękki szelest atłasowych szub i cichy syk oddechu sędziwych starców. Zewsząd pytająco i ostro patrzyły na niego okrągłe, ptasie oczy w czerwonych obwódkach zmęczonych powiek, bielały siwe brody i srebrne i skręty loków, spadających na ramiona. Szemrały ledwie dosłyszalne echa spokojnej, ufnej w swoją siłę i znaczenie pogróżki:

– Z chmury paść może deszcz życiodajny lub… piorun niszczący…

– Skąd ma paść? Kiedy? Na kogo? – pytał siebie Lenin. Za drzwiami, na korytarzu szczęknął karabin szyldwacha. Lenin zaśmiał się cicho.

– Spróbujcie! – szepnął i z mocą zacisnął pięść.

ROZDZIAŁ XXIV.

W Kijowie w domu rabinatu odbywało się potajemne zgromadzenie przedstawicieli izra-elickich. Gmach synagogi i przytykające do niej budynki były bacznie strzeżone przez młodych żydów, czających się na rogach ulic i w pobliskim ogrodzie.

W sali radnej przy okrągłym stole siedzieli rabini i cadyki w szatach rytualnych, poważni, skupieni i strwożeni. W głębokiem milczeniu stali wysłańcy gmin, stłoczeni, nieruchomym, gorejącym wzrokiem wpatrzeni w starszyznę.

Powstał podtrzymany pod łokcie sędziwy cadyk i rzekł:

– Izajasz prorok mówił: „Biada narodowi grzesznemu, ludowi nieprawością obciążonemu, nasieniu złemu, synom złośliwym: opuścili Pana, bluźnili świętego Izraelowego, obrócili się wstecz [5]."

Usiadł, głową sędziwą trząsł i ciężko oddychał.

Podniósł się młody rabin przyjezdny i, zwróciwszy się do zebranych, mówił:

– Sędziowie i wierni prawu Mojżeszowemu! Poleciliście mi zbadać, zgłębić sprawę ważną. Uczyniłem to. Rzucam oskarżenie na głowę ukrywających się pod obcemi nazwiskami, złośliwych synów Izraela. Stwierdziłem, że nieprawości czynią i we krwi chadzają. Zbrodnia to przed Panem, bo izraelska krew przelana została przez nich! Zbrodnia to przed ludem naszym! Rosjanie i inne narody, widząc żydów śród morderców nielitościwych, nienawiścią pałać przeciwko nam zaczynają. Poleje się krew narodu wybranego, zginą winowajcy i niewinni mężowie, niewiasty, dziatki! Ze słowami opamiętania zwróciliśmy się do synów złośliwych, w nieprawości trwających, lecz oni tyłem się odwrócili ku Panu. Nie nachylili uszu ku prośbom i radom kapłanów jego. Serca ich pozostały zimne na proroctwo Izajaszowe, głoszące: „Ziemia wasza ogołocona, miasta wasze ogniem popalone, krainę waszą przed wami cudzoziemcy pożerają i spustoszeje, jako w zburzeniu nieprzyjcielskiem". Oskarżam przeto nieprawych wielkiem oskarżeniem, podług Miszny i Tosefty, zgodnie z tekstem Makkot, albowiem „zetrze złośniki i grzeszniki społem, a którzy Pana opuścili, będą wyniszczeni". Oskarżam i żądam śmierci dla nich, jako że prawo dał nam Mojżesz: „Kto uderzy człowieka, a ten zamrze, ma być śmiercią karany"!

Znowu podnieśli rabini cadyka sędziwego, a ten ręką potrząsnął i rzekł poważnym głosem:

– Powtarzam za Ezechielem słowa Jehowy: „Przetoż i Ja będę czynił w zapalczywości: nie sfolguje oko moje, ani się zmiłuje, a gdy będą wołać do uszu moich głosem wielkim – nie wysłuchania ich"!

– Amen! – wyrzekli rabini i cadyki, pochylając głowy.

– Amen! – westchnął tłum.

Sługa synagogalny umieścił na stole urnę. Wszyscy obecni stłoczyli się dokoła. Rabin oskarżyciel czytał nazwiska, a drążcy, wiekowy cadyk wyjmował z urny kartki. Cisza zaległa salę. Rabin wykrzykiwał:

– Salomon Szur! Cadyk odpowiadał:

– Biała kartka.

– Mojżesz Rozenbuch!

– Biała…

Trwało to długo. Ogłaszano coraz to inne nazwiska, a po nich odzywał się słaby głos starca:

– Biała…

Nareszcie, gdy rabin odczytał:

– Dora Frumkin…

Cadyk podniósł nad głową kartkę i rzekł uroczyście:

– Czarna!…

Prawie do północy odbywało się głosowanie. Czarne kartki wykonawców wyroku śmierci padły na Dorę Frumkin, Kanegissera, Fanię Kapłan, Jankiela Kulmana, Mojżesza Estera i pięciu innych członków gmin żydowskich, które dostarczyły synhedrjonowi nazwisk ochotników, gotowych zgładzić zbrodniarzy, ściągających na cały naród izraelski nienawiść i zemstę świata chrześcijańskiego.

Sala powoli opustoszała. Tylko cadyki, kiwając głowami, długo pozostawali w niej, szeptali coś do siebie i wzdychali.

Tej nocy w tajemnicy zapadł wyrok.

Nikt o nim nie wiedział, bo gmina, jak rój pszczół, umiała działać społem, milczeć i ukrywać zamiary swoje.

jednocześnie w innem też miejscu była postanowiona śmierć znienawidzonych komisarzy ludowych, srożących się coraz bardziej.

Lenin ani na chwilę nie przerywał swojej pracy. Wytężał wszystkie siły i zdolności swoje, aby zburzyć to, co przeszkadzało mu w budowie nowego życia.

Zwierzał się z planów swoich przed Nadzieją Konstantynówną, właściwie przed samym sobą.

Siedziała milcząca, nieruchoma. Czuła się przedmiotem, niezbędnym w tej chwili wynurzeń Lenina.

– Socjalizm… socjalizm – to mrzonka! – mówił. – Dla niego nie dość rozwoju kapitalistycznego przemysłu i proletaryzowania społeczeństwa. Nie! Dla socjalizmu konieczne jest jeszcze coś, co ma się zrodzić tu i tu!

Z temi słowami uderzył się w czoło i pierś.

– Nie chodzi mi o socjalizm!… Jest niemożliwy, bo ludzkość nie posiada poczucia i potrzeby ofiarności…

Spostrzegłszy, że żona podniosła na niego oczy z milczącem pytaniem, zawołał:

– Tak! Tak! Jestem tylko lawiną, przebijającą gwałtem drogę dla socjalizmu w przyszłości! Teraz chcę zburzyć przeszkody: własność prywatną, indywidualność, kościół i rodzinę. Są to przeklęte twierdze, wstrzymujące postęp! O kapitalistach i burżujach nie myślę. Za miesiąc lub dwa nic z nich nie pozostanie. Nie byli ani zorganizowani, ani nie mieli odwagi przeciwstawić się nam. Idą jak barany pod nóż! Cha! Cha! Trudno będzie z chłopami, bo są najmocniejszymi drobnymi burżujami! Pazurami i zębami trzymają się ziemi…

– Masz jakiś plan? – wtrąciła nieśmiałym głosem Krupskaja. – Wybuchnął wesołym śmiechem i odparł:

– Już zabiłem im klina do głowy, opublikowawszy dekret o wykonaniu wywłaszczenia ziemi samorzutnie przez chłopów bez udziału jakiejkolwiek władzy! Już tam piękne iluminacje urządzają nasi potulni, pobożni chłopkowie, podrzynają gardziele i pieką swoich panów" w palących się dworach! Teraz udało mi się rozbić partję socjal-rewo-lucjonistów, przeciągając na swoją stronę ich lewy odłam. Skusiłem ich służbą w „czeka", gdzie mogą wypuścić, ile zechcą krwi z posiadaczy dużych obszarów ziemi! Będą się starali! Teraz wbijamy w chłopskie łby przeświadczenie, że konstytuanta, jak dziurawa, znoszona podeszew, nikomu nie jest potrzebna, bo ziemię już posiedli na wieczyste władanie!

– Znowu dużo piszesz… nocami – szepnęła nadzieja Konstantynówna, z niepokojem spoglądając na żółtą twarz męża.

– Cóż chcesz, moja droga? Nasza dyktatura stała się dyktaturą dziennikarzy! – zaśmiał się. – My dopiero odwodzimy potęgi drukowanego słowa, które coprawda natychmiast popieramy czynem!

Odezwał się dzwonek telefonu. Lenin zdjął trąbkę z aparatu. Po chwili wesołym, radosnym głosem mówił do kogoś:

– Bardzo się cieszę! Proszę przyjść. Czekam! Zwracając się do żony rzekł:

вернуться

[5] Proroctwo Izajaszowe, I. 4.