Изменить стиль страницы

Przywódca austrjackich socjalistów, Wiktor Adler, powiadomiony przez nich o całej sprawie, miał drugą rozmowę z prezesem rady ministrów, hrabią Sturgkhiem; gorąco z patosem dowodził, że uwięzienie tak znanego wodza wywoła niechybnie oburzenie rosyjskich sfer robotniczych, biernie lub nawet wrogo względem wojny usposobionych, wskazywał na niezliczone korzyści pozostawienia na wolności Lenina, pracującego nad wybuchem rewolucji w Rosji w okresie toczącej się wojny.

Wyjaśnienia Adlera trafiły do przekonania ministra, który po raz pierwszy posłyszał wtedy

0 partji i programie bolszewików, natychmiast informując o wszystkiem swój sztab generalny i rząd niemiecki.

Z Wiednia wysłano rozkaz uwolnienia Włodzimierza Uljanowa-Lenina.

Podczas trwania korespondencji w jego sprawie Lenin przebywał w więzieniu.

Siedział w głębokiej zadumie w celu, gdzie został umieszczony jeszcze jeden więzień.

Był to również Rosjanin, – prosty chłop bez ziemi, ciemny, niepiśmienny. Przybył do Au-strji przed rokiem na roboty polne, gdyż w domu przymierał z głodu. Opowiedział o tem wszystkiem Leninowi i dodał, że został aresztowany kiedy przechodził granicę.

Zapytany przez patrolujących żołnierzy, dokąd idzie, odparł ze szczerością, że jako rezerwista, powraca do ojczyzny, aby stanąć do wojska w dobie wojny.

Podczas rewizji znaleziono u niego list z planami dróg szosowych i wyliczeniem pułków austrjackich, stojących w pobliżu granicy rosyjskiej.

– Kto wam dał ten list? – wykrzyknął Lenin, słuchając opowiadania towarzysza niedoli.

– Rządca posiadłości, w której pracowałem, jako robotnik – odpowiedział. – Dał mi list

1 kazał doręczyć w Moskwie swemu znajomemu. Nie wiedziałem, co w tym liście pisał, a teraz powiadają mi, że byłem szpiegiem.

Skończył i westchnął ciężko.

Lenin więcej nie słuchał chłopa i nie rozmawiał z nim. Myślał nad sprawami, znacznie ważniejszemi od losu ciemnego wieśniaka, nikomu niepotrzebnego.

Układał w myślach plan nieomylnego ataku na drugą Międzynarodówkę.

Gdy wreszcie praca została ukończona w najdrobniejszych szczegółach, zaczął się przysłuchiwać temu, co mówił leżący na pryczy chłop. Biedak, widocznie, czuł nieprzepartą potrzebę wynurzenia się z myśli, trapiących go. Mówił bez przerwy, przeskakując z przedmiotu na przedmiot.

Pewnego ranka przyszedł po niego patrol i odstawił do sądu.

Chłop powrócił dopiero pod wieczór. Był spokojny i dziwnie pogodny. Oczy jarzyły mu się niezwykłym blaskiem, radość biła z rozjaśnionej twarzy.

– No, jak tam sprawa wasza? – spytał go Lenin obojętnie.

– Skończona… – odpowiedział, uśmiechając się łagodnie.

– Widzę, że dobrze poszło? – rzekł Włodzimierz. – Zwolnili was? Chłop chytrze spojrzał na mówiącego i szepnął:

– Wyrok śmierci…

Lenin drgnął i podniósł na niego zdumione oczy. Nie spostrzegł najmniejszego wzruszenia i niepokoju na ogorzałej, głębokiemi, niby brózdy na roli, zmarszczkami pociętej twarzy chłopa.

Stał wyprostowany i palcami rozczesywał rudawą brodę, spadającą mu na pierś. Uśmiechnął się z jakimś dziwnym wyrazem na twarzy i cicho spytał:

– W Boga i Syna Bożego wierzysz?

– Boga nie znam, a Jezusa z Nazarei poważam, bo strachu napędził możnym i nieprawym – odparł Lenin, z wymuszonym śmiechem.

– Boga znać nikt nie może, Jego potrzeba czuć! Głęboko ukrył się On w człowieku, bracie… oj, głęboko! A człowiek, to mocna rzecz, potężna… Przez jego skorupę nawet Bogu nie łatwo się przedostać!

Pomyślał chwilę i dorzucił:

– Dobrze to, że Chrystusa poważasz… pochwalam!…

– Zaco? – spytał Lenin, dziwiąc się sobie, że o obcych mu pojęciach podtrzymuje rozmowę.

– Zato, że czujesz w człowieku najnędzniejszym jaśniejącego Boga!… Syn ubogiej dziewicy, o której sąsiedzi z pewnością sobie powtarzali ohydne, sprośne rzeczy, i nagle – Syn boży! Nikt nie wiedział, dlaczego jest Synem Boga. Sam też objaśnić nie mógł, a wierzył w to, inni też uwierzyli i wierzą wieki całe… Dlatego tak się dzieje, że każdy człowiek jest Synem Bożym, bratem Chrystusowym…

– I Zbawicielem, do którego modły zanoszą ludzie ciemni, ulegając namowom popów! -dodał Lenin ze złym śmiechem.

– Nie, miły człowieku, nie! Zbawiciel był jeden… A wiesz, dlaczego?

– Mówisz, jak bardzo oczytany mnich… – zauważył Włodzimierz.

– Jaki ja oczytany?! – podnosząc chude ramiona, odparł chłop. – Gdy swój zagon straciłem, włóczęgą byłem długie lata, w klasztorach żyłem, pracując na kawałek chleba, z mnichami uczonymi lubiłem rozmawiać…

– Oni to nauczyli cię cerkiewnych bredni? – wtrącił pytanie Lenin. Chłop potrząsnął głową i szepnął:

– Nie! Nie oni. Od pewnego pustelnika, kryjącego się w lasach na Kamie, poznałem prawdę.

– Do sekciarzy należysz?

– Nie! – zaprzeczył wieśniak. – Szukałem u nich prawdy, ukojenia, pociechy, – nie znalazłem nic. Same oszukaństwo!…

– Spodziewam się! – zawołał Lenin. – Nie powiedziałeś jednak, dlaczego Jezusa uważasz za prawdziwego Syna Bożego?

Chłop usiadł na pryczy i, oparłszy głowę na ręku, odpowiedział:

– Dlatego, że miał zuchwałość tworzenia… Zuchwałość boską, albowiem tworzył prawdę wśród nieprawości, uczynił apostołów – z nędzarzy, wieśniaków, rybaków; umarłych wskrzeszał, a później przykazał: „N i e s ą d ź c i e!"

– Nie rozumiem… – przyznał się Lenin, z zaciekawieniem patrząc na towarzysza.

– Proste to! – odparł, dotykając jego ramienia. – Posłuchaj! Bóg nie jest Bogiem tylko dlatego, że pozostaje na niebie sam w sobie, wszechpotężny, wszechwiedzący, że śmiertelny Twórca. Nie! Jest takim dlatego, że razem z Nim potęgę, wiedzę i tworzenie noszą w sobie archanioły, anioły, duchy złe i ludzie słabi. Każdy z nich ma swój los i swoje przeznaczenie… coś jakby termin i zadaną pracę do wykonania. Chrystus zrozumiał to pierwszy i jedyny. Nie myślał o tem, że tylko On cierpi, znosi znój i mękę, raduje się i płacze; wiedział, że każdy człowiek tak samo, a, może, jako słabszy, jeszcze więcej cierpi, głębiej się raduje. Chrystus poznawał, pojmował, miłował, w poszanowaniu miał i jawnogrzesznicę, i Marję, i Martę, i Judasza, i Jana-Apostoła, i cesarza rzymskiego. „Nie sądźcie!" – pouczał, tylko nie dodał jeszcze: „zajrzyjcie w każde serce, w każdą duszę!…"

– Dlaczegoż nie dodał? – spytał Lenin.

– Gdyż w tedy nie przyszedł był czas – szepnął chłop. – Ludzie nie okupili grzechu pierworodnego… Musieli przejść przez drogę krzyżową, którą wskazał im Chrystus, Zbawiciel nasz.

Słuchając dziwnego towarzysza więziennego, Lenin przypomniał sobie żebraka wiejskiego, „Ksenofonta w żelazie" i uśmiechnął się rzewnie. Chłop spostrzegł to i ucieszył się. Zaczął mówić śmielej i głośniej:

– Musimy przejść panowanie Antychrysta i pokusy jego. Z Bożej woli przyjdzie on, jako drugi syn Boży; poprzedzać go będą wojny, bunty, mór, choroby i zbrodnie. Wtedy ludzie zaczną poznawać jeden drugiego, łączyć się dla walki i obrony, jak żołnierze, stawiając nad sobą wodzów, tworząc kompanje, pułki, armje, i – przetrwają! Ci, których nie dosięgły słowa Zbawiciela, jak stado wieprzy, opętanych przez szatanów, skoczą do morza i otchłań pochłonie ich. Pozostali utworzą na ziemi „gród święty"„,Niebiańskie Jeruzalem… "

– W Rosji „świętej"? – zapytał Lenin.

– Ech! Co znaczy Rosja w takiej sprawie?! Drobne ziarnko piasku, kropla w morzu! -odpowiedział chłop. – Rosja może zginąć, lecz my – naród głosić prawdę będziemy wszystkim ludom! My im tę prawdę damy!

– My! – zaśmiał się Lenin. – Rosyjska prawda?

– A jakaż inna? – zdziwił się wieśniak. – Powiedz, kto inny może to uczynić?! inne narody żyją w dostatku i pysze, myślą, że są równe aniołom potężnym. Nie! Z naszych borów ciemnych, z naszych stepów, gdzie dokoła niebo łączy się z ziemią, z naszych chat kurnych, słomą krytych, z naszych więzi, gdzie dzwonią łańcuchami niewinni, ciemni ludzie – stamtąd ona przyjdzie, jasna i potężna Prawda! Tylko my ludzie od sochy, młota i kajdan mamy zuchwałość tworzenia. Mamy miejsca poddostatkiem, się niespożyty zasób, u siebie nie znajdujemy nic do roboty, jesteśmy robotnikami świata. Tylko krzyknąć, a zbudujemy pałac, czy świątynię, jakich nikt nie oglądał dotąd!