Изменить стиль страницы

Jeden z dozorców wydał nagle przeraźliwy krzyk:

– Ach, nierządnico, rozpustna wiedźmo, djablico! W przytułku taka ohyda?!

Włodzimierz ostrożnie podniósł głowę. Ujrzał stojącą w świetle latarek niemłodą już kobietę o twarzy zniszczonej, pijackiej. Rozwirzchone włosy spadały na chude, obnażone ramiona i wynędzniałą pierś. Stała, szeroko otwierając wydęte wargi i szczerząc zgniłe, połamane zęby.

Patrzyła wzrokiem szyderczym, złym, twardym.

– Precz stąd, do kobiecej izby! – krzyczał dozorca, tupiąc nogami i błyskając jednem okiem. – Taka parszywa owca całe stado psuje!

Kobieta śmiała się bezczelnie.

– E-e! macie tu, jak widzę, nie jedną parszywą owcę! – zaśmiał się policjant i zwlókł z pryczy drobną, może piętnastoletnią dziewczynę, o dziecinnej jeszcze twarzyczce. Zupełnie nagie, szczupłe, wiotkie ciało wiło się, jak wąż, w rękach tęgiego mężczyzny.

Uljanow z ciekawością przyglądał się całemu zajściu.

Dozorca okładał pięściami olbrzymiego draba, obok którego znaleziono dziewczynę i krzyczał:

– Zabieraj swoje szmaty i precz z przytułku, natychmiast, bo każę wyrzucić ciebie na zbity łeb!

– Zaco? – pozornie zdumionym głosem pytał drab, niby nic nie rozumiejąc. – Gdyby wypadła mi z kieszeni kopiejka, dozorca nie gniewałby się na mnie, a trzeba było na nieszczęście wypaść dziewczynie – zaraz gwałt! Dziwny charakter ma pan dozorca!

Dziewczyna tymczasem, bluzgając, niby błotem, wstrętnemi słowami, wyrywała się i szukała wśród porozrzucanych łachmanów koszuli swojej i spódnicy, patrząc dokoła wściekłe-mi, groźnemi i bezwstydnemi oczami. Były to oczy dziecka. Ich wyraz budził jednak trwogę. Zdawało się, że żmija jadowita wbija nieruchome, mściwe, nie migające i nie znające strachu źrenice.

Dziewczyna znalazła wreszcie swoje brudne szmaty, szybko się ubrała i stanęła, podparłszy się pięściami w boki.

Głos jej, niby stłuczone szkło, dzwonił ostro i przenikliwie. Krzyczała, odchodząc od zmysłów:

– Psy nieczyste, katy, padło cuchnące! Zagnaliście mnie do ciemnej jamy i nie pozwalacie bronić się, jak mogę, przed śmiercią głodową! Żeby was stryczek nie minął! Oby was zła choroba spotkała! Oj, biada wam! Przyjdzie na was czas, gdy za wszystko przed ludem odpowiecie! Wtedy ja stanę przed nim i powiem to, co wiem o was, psy, zbóje, oprawcy, mę-czyciele! Tfu! Tfu!

Pluta na policjantów, dozorców i rzucała coraz straszliwsze i ohydniejsze słowa. Wypchnięto ją z izby.

Rewizja przeszła pomyślnie. Wszyscy mieli dokumenty w porządku. Jeden tylko „chrześcijanin" wzbudził podejrzenie jakąś niedokładnością w paszporcie. Zabrano go do policji. Włodzimierz uśmiechnął się złośliwie i pomyślał:

– Dobrze mu tak! Niech teraz cierpi i milczy… Prorok, psia krew, rabia dusza zgniła! Reszta nocy minęła w spokoju.

O świcie dozorcy przynieśli kubki, duży czajnik z herbatą i chleb. Po posiłku wypędzono nocujących z przytułku. Uljanow wyszedł, kryjąc się w ich tłumie. Szedł, myśląc o dziewczynie-dziecku, mającej groźne oczy żmii.

– Chciałbym ją spotkać! Dałbym jej ulotki do rozrzucenia, bo taka już niczego się nie ulęknie. Niema nic do stracenia…

Jednak nie spotkał jej. Przez labirynt mało uczęszczanych uliczek i wąskich zaułków dążył w stronę Newskiej rogatki. Miał tam przyjaciół. Powiedziano mu jednak, że nie może tu pozostać, gdyż mieszkania poddano pod dozór policji. Wskazano zato szkołę, gdzie w charakterze robotnika, pobielającego sufity i ściany, mógłby zmylić szpiclów.

Nauczycielką szkoły była znajoma Uljanowa od kilku lat – Nadzieja Konstantynówna Krupskaja, partyjna socjaldemokratka, posiadająca obszerne stosunki, a śmiała i czynna, chociaż milcząca i wstydliwa.

Spotykał ją u socjalistów, „skowronków liberalnej burżuazji", u Kałmykowoj i u Knipowicz.

Nie piękna, raczej nawet brzydka, pozostawiała jednak po sobie ciepłe i radosne wspomnienie. Zależało to od równowagi ducha, spokoju, nigdy nie znikającej pogody i głębokiej wiary w ideje, którym służyła.

Cicha, skromna, małomówna nauczycielka umiała słuchać i rozumiała każdy odruch myśli i nastroju spotykanych ludzi.

Uljanow wiedział, że należała do jego nielicznych przyjaciół z warstw inteligencji rewolucyjnej; słyszał nawet, że staczała o niego zażarte spory ze Struwem i innemi socjalistami petersburskimi.

Spędził w szkole kilka dni.

Rozmawiali ze sobą dużo.

Włodzimierz, który zawsze pamiętał o swoim celu i w rozmowach nigdy nie dawał porwać się uniesieniu, frazeologii, marzycielstwu, i, napozór wydając się zupełnie szczerym, z panią Krupską zapomniał o surowym rygorze względem siebie i zwierzał się jej z najtajniejszych myśli.

Ujrzawszy w jej spokojnych, rozumnych oczach głębokie współczucie dla siebie i niemy zachwyt, nagle się zamyślił.

Wydała mu się stworzoną na żonę dla niego. Tak, jak on, niczego od życia nie żądała dla siebie. Gotowa była w każdej chwili wszystko poświęcić dla sprawy. Czytała dużo, miała dar krytyki i orjentacji, znała języki obce i niczego się nie bała.

Mogła się stać najlepszą pomocnicą, idealnym wprost, najwierniejszym przyjacielem.

Popatrzył na nią uważnie i spytał, mrużąc oczy:

– Coby towarzyszka powiedziała, gdyby dowiedziała się, że uczyniłem coś takiego, co społeczeństwo określa słowem podłość lub zbrodnia?

Podniosła na niego spokojny, pogodny wzrok i natychmiast odparła prosto, bez afektacji:

– Nie wątpiłabym, że uczyniliście to dla dobra idei. Uljanow cicho się roześmiał i zatarł ręce.

– A gdybym zawołał nagle z patosem, jak Czernow [4]: „Nadziejo Konstantynówno, będę dyktatorem Wszechrosji"?! – spytał ze śmiechem.

– Uwierzyłabym bez wahania! – odpowiedziała, patrząc na niego łagodnie i szczerze.

– Hm, hm! – mruknął. – W takim razie myślę, że może, uczynilibyśmy mądrze, związawszy nasze życie i idąc przez nie razem aż do końca… do szubienicy, czy… do dyktatury, Nadziejo Konstantynówno!

Spuściła na chwilę oczy i spokojnie, bez żadnego wzruszenia rzekła:

– Powiedziałabym – tak, jeżeli wam to dogadza, towarzyszu!

– Dogadza!

Więcej o tem nie mówili. Zresztą nie mogli nawet mówić, bo w nocy do Krupskiej wpadł posłany przez Babuszkina robotnik i powiadomił, że koło szkoły już się kręcą szpicle.

Uljanow umknął w stronę cesarskiej fabryki porcelany; w kilka dni później przeniósł się do śródmieścia, gdzie w wypadkach zaostrzonego pościgu czuł się najbezpieczniej.

Jednak policja była już na jego tropie.

W grudniu uczyniono na niego obławę w całem mieście. Zrewidowano mieszkania wszystkich podejrzanych osób, nie wyłączając nawet liberałów. Uljanow został schwytany i osadzony w więzieniu.

Krupskaja dostarczała mu książek i powiadomiła Marję Aleksandrównę o areszcie syna. Staruszka przyjechała do Petersburga i odwiedziła Włodzimierza. Uspokoił ją, że nic poważnego mu nie grozi, gdyż żandarmi mieli tylko podejrzenia, nie znalazłszy żadnych obciążających go dowodów.

Tak też było w istocie. Uljanowa nawet nie oddano pod sąd i zarządzeniem władz policyjnych zesłano na Sybir na przeciąg lat trzech.

– Jadę na urlop wypoczynkowy i na polowanie! – powiadomił Krupską z więzienia, przesyłając jej wypożyczoną książkę z listem, napisanym mlekiem pomiędzy drukowanemi linja-mi.

вернуться

[4] Znany rosyjski działacz z partii socjalistów-rewolucjonistów.