Изменить стиль страницы

– Co wam się stało, Grzegorzu? – zapytał pewnego razu Uljanow, podchodząc do stróża.

– Niech to wszyscy czarci wezmą! – ryknął ze wściekłością. – Ziemi mało, a i ta rola, co nam pozostała, nic nie rodzi! W mieście w zimie żadnego zarobku! Brat bezrobotny siedzi u mnie na karku i ja muszę go karmić… Skąd wziąć?!

Włodzimierz usiadł tegoż wieczora i napisał dwie ulotki – każdą w pięciu egzemplarzach. Jedną o proletaryzacji włościan, drugą – o bezrobociu. Ukrył je w skrzyni z ziemniakami i poszedł do Grzegorza. Długo wysłuchiwał jego skarg, wypytywał o życie na wsi i o ciężki los bezrobotnego, opowiadał, objaśniał, radził.

Rezultat był nieoczekiwany i szybki. Bracia stali się jego pomocnikami i starannie roznosili ulotki po okolicznych wsiach i po fabrykach.

W drugim roku wygnania, Włodzimierz poznał mieszkającą w tymże domu dziewczynę.

Mała, śniada, o czarnych oczach i wydatnych wargach uśmiechała się do niego bezczelnie i zachęcająco.

Dowiedział się od Grzegorza, że trudniła się szyciem sukien, lecz nie pogardzała innym, bardziej łatwym zarobkiem, przyjmując u siebie mężczyzn. Spotkawszy ją na schodach, Uljanow spytał:

– Panienka ma na imię Grusza?

– Skąd pan wie? – odparła pytaniem i zaśmiała się zaczepnie.

– Gubernator poinformował mnie o tem! – odpowiedział żartobliwie.

– Ten do mnie nie przychodzi… – odparła. – Moi goście – nie tacy wielcy panowie! Może i pan wstąpi do mnie?

– Wstąpię! – zgodził się. – A kiedy?

– Chociażby dziś wieczorem… – szepnęła.

Przyszedł. Rozejrzał się po pokoiku. Zwykłe legowisko biednej prostytutki.

Szerokie łóżko, stolik, dwa krzesełka, umywalka, na ścianach dwa oleodruki, przedstawiające nagie kobiety i kilka fotografij pornograficznych.

Dodatek niezwykły stanowiła maszyna do szycia i obraz Chrystusa w kącie z palącą się przed nim lampką olejną.

– Ha! – zawołał Uljanow wesołym głosem. -A co tu robi Syn Boży? Napatrzył się biedak na różne hece, odbywające się na tem łożu!

Dziewczyna, już rozpinająca na sobie bluzkę, nagle spoważniała. Iskry mrocznego gniewu zamigotały w jej oczach.

– Niech patrzy, niech! – szepnęła. – Musi wiedzieć, że zbawiał świat, a biednych ludzi nie potrafił z nędzy wyrwać! Muszą oni sami dawać sobie radę, kto jak może: jeden z nożem w ręku, a ja – na tem łóżku. Niechże patrzy!

Uljanow zamyślił się. Wyobraził sobie tę prostytutkę, pełną nienawiści i zrozumienia własnej nędzy, w chwili gdyby jej dano nóż do rąk i powiedziano:

– Idź i mścij się bezkarnie! Pohulałaby ona!

Uśmiechnął się mimowoli i ze współczuciem spojrzał na dziewczynę.

Sama o tem nie wiedząc, nauczyła go wielkiej rzeczy – wykorzystać potęgę nienawiści.

Spostrzegła jego uśmiech i zapytała podejrzliwie:

– Dlaczego się śmiejesz?

Żeby nie zdradzić się przed nią ze swoich myśli, odpowiedział:

– Chrystus dla panienki był nielitościwy, a pomimo to pali się przed nim lampka. Z tego się śmiałem…

Wzruszyła niedbale ramionami i mruknęła:

– Niech wie, że i ja mam w sercu dobroć… Spojrzała na gościa i rzekła poważnie:

– No, cóż? Mam się rozbierać? E-e, kiedy ty jakiś dziwny, niesamowity jesteś!

– Pogadamy ze sobą bez rozbierania się – odparł wesoło. – Niech panienka nie obawia się – zapłacę!

– Głupi jesteś! Ja tylko za pracę biorę pieniądze! – zawołała. – Nie jestem żebraczką która stoi pod cerkwią z wyciągniętą ręką…

Z Gruszą Uljanow prędko się zaprzyjaźnił.

Bywał u niej i jako jej klient, płacąc regularnie, a wtedy mówiła do niego poufale – „ty" i traktowała go dość brutalnie. Częściej jednak odwiedzał ją, jako znajomy i sąsiad. Częstowała go wtedy herbatą z obwarzankami, rozmawiała poważnie, skupiona i zawstydzona. Przed jego odwiedzinami sprzątała łóżko i wynosiła umywalkę do sieni. Zwracając się do niego, mówiła z szacunkiem: „Włodzimierz Iljicz" i nie pozwalała sobie na żadną poufałość, ani nawet na żart.

Gdy wybuchnął strajk na fabryce Złokazowych, Uljanow napisał ulotkę o taktyce robotników i sabotażu, a te ulotki rozdawała Grusza, mająca tam licznych znajomych. Zaaresztowano ją, odstawiono do wydziału śledczego, głodzono, bito, żądając wskazania organizacji, do której należała.

Nic nie powiedziała i Włodzimierza nie wydała.

Skazano ją na dwa lata więzienia.

Uljanow wkrótce zapomniał o niej. Była dla niego małą, malutką, ledwie dostrzegalną wiechą na drodze jego, biegnącej w nieznaną dal, gdzie tylko on jeden wyraźnie widział swój cel, niczem nie zamglony, zawsze jasny.

Przypomniał mu o dziewczynie brat stróża, powracający z więzienia, gdzie odwiedzał jakiegoś wieśniaka.

– Grusza kazała pozdrowić pana i powiedzieć, że dla niej jest obojętne, gdzie zgnić -w szpitalu, czy w więzieniu…

Uljanow wzruszył ramionami, jakgdyby mówiąc:

– No, to i dobrze!

Nie miał czasu zaprzątać sobie głowy takiemi drobiazgami, odłamkami życia.

Otoczony słownikami i samoukami studjował w tym okresie języki obce.

Miałżeż myśleć o śmiesznej prostytutce, palącej lampkę ofiarną przed świętym obrazem, spoglądającym na łoże rozpusty?

Nie miał w sobie ani cienia sentymentalności. Nie był zdolny do porównania tej dziewczyny upadłej z małą lampką ofiarną. Dla niego była ona drzazgą, odłupaną przy rąbaniu lasu życia.

Miałżeż zastanawiać się nad losem każdej drzazgi, gdy chodziło mu o knieję, – gęsty, mroczny, nieprzebyty bór?

ROZDZIAŁ VII.

Wesołość i radosne uczucie wolności nie opuszczało Włodzimierza Uljanowa. Nic nie mogło zabić lub chociażby zachmurzyć tego nastroju. Otrzymane przez niego wiadomości

0 śmierci siostry Olgi, rozpaczy i chorobie matki ślizgały się po nim, jak chwilowe cienie, znikające bez śladu.

Czuł się tak, jak wódz na polu bitwy.

Wszystko zostało zbadane dokładnie, obmyślane, przygotowane. Wróg, w swoim czasie otoczony z czterech stron otrzyma miażdzący cios. Zwycięstwo wyczuwało się tak wyraźnie, że na myśl o bitwie, jakiś rozkoszny dreszcz przeszywał wodza.

Wyglądał niecierpliwie końca pobytu w Samarze.

Nareszcie nastał upragniony dzień. Uljanow natychmiast wyjechał do Petersburga; niedawno złożył podanie o dopuszczenie go do egzaminu dyplomowego na uniwersytecie.

Z nikim nie podtrzymując stosunków w stolicy, złożył egzamina i zapisał się do adwokatury.

Czytając papier o tem, uśmiechał się zagadkowo. Przypomniał sobie niebieskie oczy i złotowłosą główkę, pochyloną nad stołem. Przemknęła myśl:

– Helena mieszka w Petersburgu. Mógłbym pójść do niej i powiedzieć, że jeden drobny etap przeszedłem i że przejdę wszystkie, bo tak postanowiłem!

Skrzywił usta pogardliwie i szepnął:

– Poco?

Powrócił do Samary, gdzie zamieszkała Marja Aleksandrówna, i rozpoczął karjerę adwokacką.

Pierwszą sprawą, oddaną mu, była obrona robotnika, oskarżonego o kradzież. Uljanow odwiedził swego klienta w więzieniu. Mały, o złych, biegających oczach człowiek, ujrzawszy adwokata, zaczął przysięgać na wszystkie świętości, że nie dotknął niczego

1 że kupiec oskarżył go o kradzież przez szczególną do niego nienawiść.

– Kiedyś na wiecu, panie adwokacie, powiedziałem, że on łupi nas ze skóry i pije krew. Zemścił się na mnie teraz… – twierdził robotnik.

Tego było dość dla młodego obrońcy.

Wystąpił na sądzie i dowodził, że kradzież w pewnych okolicznościach nie może być karaną, bo robotnik mógł był potajemnie zabrać jakąś drogą część maszyny i spieniężyć ją, gdyby posiadał instynkty zbrodnicze, z punktu widzenia utartego prawa. Nie uczynił tego, dowodząc uznawanej przez ogół moralności; dopiero teraz, z powodu wrogich dla niego uczuć handlarza, został postawiony pod pręgierzem ciężkiego oskarżenia.

Stary, poważny prokurator, uśmiechnął się pobłażliwie, wskazywał na nieodparte poszlaki i dowody, świadczącego przeciwko podsądnemu.