Изменить стиль страницы

Obydwaj biali łowcy ciekawie przyglądali się przygotowaniom do uroczystości. Prym wiodły tutaj kobiety. Jedne tłukły na miałki puder wysuszoną czerwoną glinę, inne przygotowywały oryginalne pieluchy i gąbki. Surowiec stanowiły liście i kwiaty bananowców. Kobiety młóciły duże liście tak długo, dopóki nie odpadły z nich wszystkie twarde i ostre cząstki. W końcu w liściu pozostawały tylko elastyczne włókna. W ten sposób liść przeistaczał się w miękką i chłonną pieluszkę. Gąbki natomiast sporządzano z kwiatu bananowego, przypominającego wielką, ważącą kilka kilogramów szyszkę. Wyciągano rdzeń kwiatu. Murzynki ubijały go na miazgę, przykrywały liśćmi bananowymi i udeptywały. Gdy sok liści przesycił zmiażdżony rdzeń kwiecia, gąbka była już gotowa do użycia.

Sposób sporządzania pieluch i gąbek przypominał Tomkowi przygody rozbitka Robinsona Kruzoe, który był zdany jedynie na własną pomysłowość. Wchodził więc Tomek do chat murzyńskich, oglądał sprzęty, wypytywał o ich zastosowanie i ani się spostrzegł, gdy zapadł zmrok.

Nagle rozbrzmiał głos gongu zwołujący wszystkich mieszkańców wioski. Łowcy natychmiast udali się na plac poza kręgiem chat.

Na środku stały słupy z wysoko zawieszoną poprzeczką. Z tego poprzecznego drąga zwisała na rzemieniach kamienna płyta, w którą stara, siwa Murzynka, przybrana w skóry i pióra, zawzięcie uderzała dużą, drewnianą maczugą. Obok na ziemi leżały fetysze w postaci ulepionych z gliny lalek, przedstawiających kobietę i mężczyznę, a także skóry zwierzęce, pazury, wypchane ptaki oraz gliniane naczynia i rogi bydlęce napełnione jakimiś płynami i maściami.

Na odgłos gongu pojawiła się gromada brunatnych dziewcząt. Tanecznym krokiem podbiegły do staruchy i wybijając rytm na bębnach rozpoczęły taniec. Stara Murzynka coraz szybciej uderzała w gong. Zmęczone dziewczęta przykucnęły dookoła rozpalonego ogniska i dalej biły w bębny. Dopiero teraz z małej glinianej chatki, stojącej na skraju placu, kobiety wyniosły na noszach młodą matkę. Wolno zbliżały się do ogniska. Na placu zaległa cisza.

– Życie, życie, życie! – zawołała położnica, a za nią okrzyk ten powtórzyły wszystkie tancerki.

Matkę uroczyście zaniesiono z powrotem do małej chatki, gdzie razem z dzieckiem miała pozostać przez długi czas. Przy wejściu poustawiano fetysze, aby odpędzały złe demony. Oczywiście Tomek nie omieszkał zajrzeć do chatki. Zdziwił się niepomiernie, gdy zamiast Murzyniątka ujrzał białego noworodka. Zaraz odciągnął na bok Smugę i zwierzył mu się ze swych podejrzeń.

– Oni na pewno porwali dziecko białej kobiecie! A może też zabili jego matkę?

Smuga roześmiał się i odparł:

– Uspokój się, Tomku. Chociaż wydaje się to dziwne, każde Murzyniątko przychodzi na świat białe. Jak wszystkie dzieci murzyńskie, i to maleństwo ściemnieje dopiero później65[65Barwa skóry człowieka zależy między innymi od ilości i jakości barwnika (pigmentu) zawartego w skórze. Murzyn posiada w swej skórze bez porównania więcej pigmentu niż Europejczyk. Pigment Murzyna ma więcej ziarnek bardzo ciemnych. Natomiast noworodki mają jeszcze tak mało pigmentu, iż nawet noworodki murzyńskie są barwy różowej, niewiele ciemniejszej od naszych nowo narodzonych dzieci.].

Tomek był tak zaskoczony tym odkryciem, że jeszcze raz wrócił do chatki przyjrzeć się dokładnie maleństwu, a ponieważ była to dziewczynka, pozostawił dla niej kilka sznurków szklanych korali.

Nazajutrz łowcy omówili plan łowów na żyrafy. Murzyni zgodzili się wziąć udział w obławie w zamian za kilka żyraf, które Smuga obiecał dla nich zastrzelić. Termin rozpoczęcia polowania ustalono na ranek za dwa dni.

Około południa Smuga i Tomek znajdowali się już w drodze powrotnej do obozu. Sambo nie chciał się rozstawać z podróżnikami aż do chwili zakończenia łowów. Biegł teraz razem z bratem obok jadącego na koniu Tomka i bez przerwy opowiadał o nadzwyczajnych czynach białych buanów.

W niewielkiej odległości od obozu łowcy napotkali dość rozległą kępę karłowatych mimoz o czerwonawej korze. Niespokojne zachowanie Dinga skłoniło ich do zaglądnięcia w gąszcz. Pozostawili wierzchowce pod opieką Murzynów, a sami zagłębili się w mimozowy gaj. Dingo strzygł uszami i węsząc przy ziemi doprowadził ich do legowiska jakichś zwierząt. Mimozy, gęsto rosnące dookoła, były tak równo obgryzione,że zdawały się tworzyć żywopłot obcięty nożycami przez ogrodnika. Pod drzewkami leżało dużo zwierzęcego gnoju. Smuga zaledwie rzucił wzrokiem na legowisko, natychmiast uwiązał Dinga na smyczy i ruchem ręki nakazał chłopcu milczenie. Ostrożnie wycofali się w step. Teraz dopiero odezwał się do Tomka:

– Czy domyślasz się już, jakich zwierząt legowiska znajdują się w gąszczu mimoz?

– Nie, proszę pana, chociaż sądząc po śladach pozostawionych na ścieżkach muszą to być duże zwierzęta – odparł Tomek.

– To legowiska nosorożców. Tylko one objadają mimozy w ten sposób, że drzewka tworzą później jakby żywopłot. Nosorożce mają szczególne upodobanie do karłowatych mimoz o czerwonej korze. Musimy sporządzić tu kilka odpowiednich pułapek.

– W jaki sposób przygotowuje się pułapki na nosorożce? – zapytał Tomek.

– Siadajmy na konie, opowiem ci o tym po drodze.

Gdy wierzchowce ruszyły stępa, Smuga odezwał się:

– Nosorożce zazwyczaj przez dłuższy czas przebywają w jednym legowisku. Na wydeptanych przez nie ścieżkach lub też pod drzewem, pod którym zwykły odpoczywać, wykopuje się okrągłą jamę. Następnie umocowuje się w dole obręcz ściśle przystającą do brzegów, sporządzoną ze sprężystego drewna. W obręczy tej jak szprychy u koła zamocowane są ostre kolce wystrugane z drewna, zbiegające się wśrodku. Z kolei na obręcz należy położyć grubą rzemienną pętlę, której wolny koniec uwiązuje się do wielkiego, ciężkiego kloca wkopanego poziomo w ziemię. Pułapkę z obręczą, jak i kloc należy starannie zasypać ziemią, a powierzchnię wygładzić gałęzią, aby nosorożce nie zwietrzyły ludzi. Potem dobrze jest na pułapkę narzucić trochę gnoju. Jeżeli nosorożec nie odkryje zasadzki, wtedy wcześniej czy później następuje na obręcz i zapada nogą w dół. Gdy usiłuje wyciągnąć nogę, pętla zadzierzga się na niej i nie może się zsunąć, ponieważ kolce obręczy wbijają się w skórę i utrzymują sznur na nodze. Oczywiście zwierzę rzuca się jak oszalałe, wyrywa kloc z jamy i ciągnie go za sobą. Wkrótce jednak pada zmęczone, gdyż wielki kloc zahacza o krzaki i drzewa. Wtedy już łatwo je uwięzić.

– Czy zastawimy tutaj pułapki? – zapytał Tomek.

– Zajmiemy się nosorożcami natychmiast po zakończeniu łowów na żyrafy. Obręcze będą sporządzone na czas. Rozmawiałem już o tym z Matombą.

– Teraz rozumiem, co on tak zawzięcie strugał z drewna, gdy opuszczaliśmy obóz!

– Jak widzisz, nie zasypiam gruszek w popiele – roześmiał się Smuga.

Tomek wtórował mu, i on przecież od dawna miał już własne plany, z którymi się przed nikim nie zdradzał.

Niebawem łowcy przybyli do obozu. Smuga i bosman wyprawili się wkrótce do Wilmowskiego, który przebywał w lesie przy zagrodzie słoni.

Hunter, przyzwyczajony do samodzielności Tomka, nie zwracał na niego uwagi. Tymczasem chłopiec, nie spodziewając się rychłego powrotu obu przyjaciół, wtajemniczył w swe zamiary Samba i jego brata. Po krótkiej naradzie postanowili sprawić wszystkim niespodziankę zastawiając natychmiast pułapki na nosorożce. Tomek sprytnie zabrał się do rzeczy. Matomba miał już przygotowane cztery obręcze. Tomek wziął dwie z nich i ofiarował Murzynowi blaszany kubek składany, aby nikomu o tym nie mówił.

Wkrótce dwaj młodzi Murzyni wynieśli ukradkiem w krzewy łopatę i pęk grubych rzemieni. Tomek cichaczem wymknął się z obozu na step, gdzie dwaj druhowie oczekiwali już na niego z przyborami łowieckimi. Nikt też nawet nie spostrzegł, kiedy trójka młodzieńców powróciła do obozu.

Następnego dnia Tomek nie miał sposobności zaglądnąć do mimozowego gaju, aby sprawdzić pułapki. Smuga zaraz po powrocie z zagrody słoni zabrał się do organizowania obławy na żyrafy, w której razem z Tomkiem miał odegrać główną rolę. Sprawdzono lassa, sporządzono duże, drewniane klatki, a w wirze nowych zajęć chłopiec nie spieszył się do samotnej wyprawy. Uważał, że jeżeli nawet jakiś nosorożec wpadł w pułapkę, to kloc i tak udaremni mu ucieczkę. Im zwierzę bardziej się zmęczy, tym łatwiej będzie je potem schwytać. Rankiem w dniu wyznaczonym na obławę Smuga polecił rozpalić na wzniesieniu ogień z wilgotnego drewna. Słup ciemnego dymu uniósł się do góry. Wkrótce w dali na północy ukazała się również czarna smużka. Był to znak, że Murzyni zgodnie z umową ruszyli ławą przez step. Mieli posuwać się na południe i biciem w bębny płoszyć zwierzynę. Tymczasem łowcy ukryci w drzewach nie opodal obozu powinni zastąpić drogę ściganym zwierzętom. Należało się spodziewać, że będą uciekały przed hałasującymi Murzynami na południe, a wtedy łatwo mogła się nadarzyć okazja do schwytania na lasso kilku żyraf. Oczywiście Smuga zabrał na łowy niemal wszystkich tragarzy, którzy pod dowództwem bosmana i Huntera mieli od południa zamknąć drogę żyrafom i w ten sposób skierować je wprost na stanowisko, gdzie czyhali ukryci jeźdźcy. Nagonka z wolna przeczesywała step. W dali przemykały wystraszone antylopy i pasiaste zebry. Wkrótce Tomek wypatrzył przez lunetę cwałującego afrykańskiego bawołu, a za nim szybko umykające antylopy. W tej chwili z miejsca, w którym przyczajeni byli bosman, Hunter i Bugandczycy, huknęły strzały.