Изменить стиль страницы

Tarapeum to niezwykle malownicza część Avillei, właściwie osobne miasteczko uczepione na podobieństwo ptasich gniazd nadmorskich skałek. Część zabudowań pochodzi z VI wieku, reszta nawarstwiała się wraz z kolejnymi epokami (stolica Nowej Istrii uniknęła szczęśliwie zniszczeń w czasach wojen). Naprzeciw skał znajduje się płaska jak brzuch flądry Wysepka Raków. Kiedyś było tam miejsce straceń, później necropolia. Obecnie park – pomnik przeszłości – opanowali bez reszty malarze. Quintus udał się tam w poszukiwaniu jakiejś pamiątki ze swojego istriańskiego epizodu, Marek mu towarzyszył. I obaj równocześnie zobaczyli Octavię… Siedząc na składanej selli w ubabranych farbą pantalonach szybkimi pociągnięciami pędzla zdawała się wyrywać spod powierzchni płótna skały, kamieniczki, zameczek tarapejski. Barwna paleta, burza włosów, skąpane w popołudniowym słońcu, a na dodatek osobliwie szczupła sylwetka wystarczyły, żeby Ursin beznadziejnie się zakochał… A Cedrus?

Następny tydzień przepędzili w trójkę, Octavia zdawała się nie faworyzować nikogo. Ursin zastanawiał się nawet, czy nie walczyć o względy pięknej plastyczki. Rychło jednak, gdy tak wałęsali się po starej Avillei, zauważył, że między Quintusem i Octavią nawiązuje się dodatkowa więź. A którejś nocy urwali się przyjacielowi. Czy wówczas się kochali? Mały bibliotekarz nie prowadził dochodzenia. Cierpiał, aleu miał rezygnować. Cedrus nie.

Kiedy tydzień później senator odjeżdżał do stolicy, wezwany do Kurii na rozpoczynającą się debatę budżetową, wyglądał na odmienionego. Emanował energią i optymizmem. Ściskając ręce przyjaciół wyznał krótko:

– Nie macie pojęcia, jak mi pomogliście.

Ursin do tej pory nie potrafił powiedzieć, na czym polegał ów psychiczny dołek, z którego wyciągnął Quintusa. Rozpad pierwszego, prestiżowego małżeństwa? Znużenie polityką? W każdym razie sądził, że już więcej się nie spotkają. Podobnie przypuszczała Octavia, w której z dnia na dzień był bardziej zakochany… A jednak miesiąc później, po szalonej nocy, podczas której wyznał jej miłość i nie został odtrącony, nawet gdy całował ją nieśmiało między bibliotecznymi regałami, Octavia nic mu nie mówiąc pojechała do stolicy. Wkrótce w plotkarskich periodykach pojawiły się informacje na temat zaręczyn młodego senatora z prowincjonalną pięknością. Pół roku później, a w kilka tygodni po ślubnej ceremonii Marek Ursin otrzymał zaproszenie ze sztabu "Błękitnych" na Superiorze. Akcje Cedrusa na politycznej bursie poszły wtedy bardzo w górę – pojawiające się w jego wystąpieniach akcenty społeczne i ekologiczne, głębokie zrozumienie ludzkich potrzeb jednały mu zwolenników w środowiskach dotąd podchodzących z rezerwą do programu "Błękitnych". Nominację ułatwiła także choroba jednego z konkurentów i zagadkowe wycofanie się kilku innych z rywalizacji.

Marek poleciał na Superiorę i spotkał się z przyjacielem.

– Kandyduję do Głównego Arbitriatu – wyznał mu Quintus. – Potrzebuję consulantora. Właściwie szefa sekretariatu.

– Ależ ja tego nigdy nie robiłem.

– Ja też nie byłem nigdy Arbitrem – zaśmiał się Cedrus. -Powiem ci otwarcie, bardziej od prawej ręki potrzebuję obok siebie przyjaciela.

I Ursin przyjął propozycję. Choć każde spotkanie z Octavią przypominało sypanie soli w niezabliźnioną ranę.

Trzy miesiące później Quintus wszedł jak lodołamacz do mocno zdziadziałego Kolegium Arbitrów, w skomplikowanym systemie władz Federacji sprawującego najwyższe funkcje kontrolne, ożywił tę instytucję, rozprawił się z paroma skorumpowanymi senatorami, toteż nikogo nie zdziwiło, gdy oświadczył, że w najbliższych wyborach wystartuje na fotel Navigatora. Marek poszedł za nim jak w dym.

*

– Na dwa księżyce Innej! Ależ to jest parada! – W podniesionym głosie spikera orbitalnej foniki nie ma cienia przesady. Rzeczywiście Pochód Dziękczynny połączony z oficjalnym komunikatem Komisji Elekcyjnej ma charakter ogromnej, spontanicznej manifestacji. Główną itinerą florentyńską wali kolorowy tłum. Weterani i młodzież, delegaci tribusów, przedstawiciele miejskich bractw. Poczty legionów i akademii. Rozpasane tancerki uliczne. Święto!

Maszerują twardzi, ogorzali mieszkańcy Ultimy, rozgadani i wiecznie weseli Equatorczycy. Tuż zaraz kroczą, pełni pierwotnej godności, odziani w historyczne stroje autochtoni z Nowej Istrii, Orelianie na autorydwanach, wreszcie marynarze z siedemdziesięciu wysepek bogatej w legendy Zefirii. Dwadzieścia jeden wspólnot składających się na fenomen Archipelagu. Wielość w Jedności!

Manifestacji nie przeszkadza wzrastający upał. Zresztą Florentyna, wzniesiona dwa tysiące łokci nad poziomem morza, nawet w miesiącach letnich cieszy się znośniejszym klimatem, niż by to wynikało z jej szerokości geograficznej.

Z pokładu wiropłatu prowadzący maszynę Druzzus oraz siedzący obok Ursin śledzą przebieg defilady podążającej do świątyni Jedynego, gdzie Elekt tradycyjnie miał wznieść modlitwę dziękczynną. Oczywiście dawny element religijny ceremonii utracił pierwotny sens. Od pół wieku Navigatorzy byli agnostykami, a mieszkańcy traktowali święto jako okazję do zabawy, zakupów lub zawarcia nowych znajomości.

– Cóż za bajzel!- mruczy szef ochrony do swego pasażera. – A co tu będzie za dwa tygodnie podczas oficjalnej inauguracji? Urobimy ręce po łokcie.

– Tu siedemnastka, tu siedemnastka! Na rogu Zielonej i Wergiliego zatrzymaliśmy mały kontrpochód uzbrojony w butelki z zapalaczem, co robić? – dobiega z fonika, którym ludzie Druzzusa podsłuchują łączność pretorianów, vigiliantów municypalnych oraz sekurytów FOI (Federacyjnego Officjum Inwigilacji).

– Izolować, nie używać ostrej amunicji – słychać głos viceperfectimusa – i za skarby nie dopuszczać tych oszołomów z wizyjników.

Wiropłat to przy okazji dobre miejsce, gdzie obaj przyjaciele mogą porozmawiać bez świadków. Podsłuchując i wierząc, że sami nie są podsłuchiwani. Druzzus nadal drąży temat martwego trynitatysty.

– Obawiam się, że mamy do czynienia z precyzyjnym morderstwem – szepce.

– Na jakiej podstawie, Fabio, braku zapalniczki? Czytałem oficjalny raport. Na szybie i futrynie znaleziono wyłącznie odciski palców Narensa. Na ciele nie miał żadnych obrażeń poza powstałymi od uderzenia o dno impluvium. Żadnych podejrzanych ukłuć… Dawka stymulantu też nie była śmiertelna…

– Najważniejszą informację dottor Darni przekazał mi ustnie. Wiesz, co było prawdziwą przyczyną śmierci faceta?

– Uderzenie?

– Bynajmniej. Roztrzaskał się już martwy. W jego płucach znaleziono wodę.

– To zrozumiałe. Leżał przecież w tym brodziku.

– Znaleziono wodę z perfumowaną pianą pochodzącą z hostelowej łazienki, Marku. Ktoś utopił Narensa w wannie, wytarł ciało i wyrzucił przez okno dotknąwszy uprzednio jego dłonią do klamki i framugi…

– A nagranie? Powinno być przecież nagranie obraźnikowe.

– I to jest właśnie najciekawsze, na 15 minut przed naszym wejściem do pokoju samoczynnie przetarł się kabel zasilający nagrywarkę…

– To znaczy…?

– To znaczy, że Narens został zgładzony profesjonalnie, że morderców było paru. Że mieli swobodę poruszania się w strefie Pierwszej, słowem, że są to nasi ludzie.

– O Jedyny!

– To jeszcze bardziej komplikuje sprawę. Zamordowano go w ściśle strzeżonym gmachu, wśród personelu, który był sprawdzany. Nawet obsługę "Asilium IV" akceptowaliśmy na te dni wspólnie z Ruffixem. Nikt z zewnątrz nie wiedział nawet o zatrzymaniu faceta. Zresztą mediaferranci, goście i wolontariusze nie mieli na te piętra dostępu.

– Więc co z tym zrobimy?

– Po pierwsze, nikomu ani słowa. Trzymamy się wersji samobójczej. Przypuszczam, że z ponad tysiąca osób obecnych wtedy w hostelu koło setki mogło mieć dostęp do tamtej kondygnacji. Sporo!

– Ale chyba poinformujemy elekta?

– Na razie nikogo. Zbyt wielu ludzi kręci się koło Quintusa dzień i noc. Jego rozmowy są nagrywane, nie możemy wykluczyć podsłuchów.