Ze zdumieniem i gniewem jednocześnie.
Nie odpowiedziała: póki istniał Zird Zekrun, każde z nich musiało podążać własną, wąską ścieżką. Lecz miała nadzieję, że od rzezi Rdestnika minęło już dość zim i dość krwi sorelek wsiąkło w niego kropla po kropli, by zdołał zrozumieć.
Wężymord szybko wciągnął ją do środka i zamknął drzwi; wówczas odwaga opuściła ją do reszty. Rozkaz Zird Zekruna zagnał ją aż tutaj, a teraz siedziała na twardym, zaścielonym opończą łóżku jak oniemiała, nie potrafiąc powstrzymać dreszczy. Czuła, jak pulsowanie mocy z wolna ustępuje z jej oczu i pomyślała, że podobnie muszą się czuć wiedźmy, kiedy przemija szał. Nie wiedziała, co robić. Pan Pomortu pierwszy raz sięgnął po nią równie otwarcie, bez żadnych osłon, przygnał do komnaty Wężymorda i porzucił jak pęknięty garnek. Zabawki, pomyślała słabo. Zabawki w rękach boga.
Zawieszona przy oknie oliwna lampka zwabiała roje ciem.
– Ty mi odpowiedz – odparła, kiedy wreszcie mogła mówić. – Proszę. Potrzebuję czegoś, na czym mogłabym się oprzeć – ciągnęła z rosnącą desperacją. – Inaczej to wszystko uniesie mnie, nie wiem dokąd. Potrzebuję wiedzy.
Wężymord odwrócił się do niej plecami, poprawił okiennice. Spostrzegła, dlaczego ich nie zamknął: wysoko, w załomie muru jaskółka uwiła gniazdo.
– Proszę – powtórzyła bezradnie.
– Co chcesz wiedzieć?
– Co zdarzyło się w świątyni Bad Bidmone i co zrobił ze mną Zird Zekrun – wyrzuciła jednym tchem.
– Tylko tyle? – spytał cierpko.
– Nie! – Drwina poruszyła złość tak głęboko utajoną, że zdumiała samą Zarzyczkę. – Jeszcze i to, czy naprawdę wymordowałeś żmij ów na brzegu źródła Ilv. Czy istotnie wytargowałeś od boga nieśmiertelność w zamian za śmierć morszczynek z Cieśnin Wieprzy. I czy jestem częścią tego targu.
Nie umiała odczytać z jego twarzy ani gniewu, ani niczego innego. Jednak widywała, jak wbijano ludzi na pale za winy mniej znaczne niż te pytania.
– Tak – odpowiedział po chwili miękko. – Po trzykroć tak, księżniczko. Lecz żmijowie i sorelki… Nie mieszaj się do tego. Nic nie mogę zmienić.
– Dziwne. – Teraz nadszedł jej czas na kpinę. – Dziwne, że zaszedłszy tak daleko po ścieżce nieśmiertelnych, tak mało możesz.
– Nie – owale jego niebieskich źrenic zwęziły się w dwie ciemne kreski jak u zwierzęcia i nie usiłował tego ukrywać. – Nie jestem jednym z nich i nigdy nie będę.
– Wiem – odparła, wspominając słowa wiedźmy.
– Nie sądzę – rzekł powoli Wężymord. – Nie sądzę, abyś wiedziała, księżniczko, ani jakikolwiek inny człowiek. Są rzeczy zbyt dalekie, by je ogarnąć myślą, i po przekroczeniu pewnych granic nic nie jest takie jak przedtem, ani życie, ani śmierć. Lecz przymus i konieczność pozostają, nawet wówczas, gdy mija cała reszta. A także niemoc. Powinnaś zrozumieć to po tym, jak Zird Zekrun wysłał cię do mojej komnaty jednym uniesieniem ręki.
Jaskółka poruszyła się w gnieździe z niespokojnym świergotem.
– Przestań – poprosiła ze strachem, nie rozumiejąc, dlaczego nagle postanowił otwarcie mówić o ciemnej magii Zird Zekruna.
– ON jest teraz zbyt zajęty, by nas śledzić – wyjaśnił cierpko. – Rozmyśla o kobiecie, która idzie za Koźlim Płaszczem i opowiada o ścieżkach pośród gwiazd. I w tej chwili – dodał – pragnie jej bardziej niż twojego brata, bo sądzi, że Szarka zna rozwiązanie zagadki dręczącej go od czasów Annyonne. Zagadki spętania bogów. Nie, nie wierzę, żeby Delajati powierzyła podobną wiedzę śmiertelnej kobiecie – jeśli istotnie jest śmiertelna. Jej imię, księżniczko, nawet jej imię jest obustronnym ostrzem. Sharkah, zakrzywiony sierp bogini w języku bogów, i Szarka, gwiazdka południowych skrytobójców w języku śmiertelników. Dwie natury splecione w jedno albo szyderstwo Delajati. Zird Zekrun oddałby połowę swego władztwa, aby to odgadnąć.
Ta chwila zaraz minie, pomyślała Zarzyczka, i nigdy później nie będziemy rozmawiać o bogach i rudowłosej córce Suchywilka. Lecz kapłani dowiedzą się i znajdą sposób, wiele sposobów, by ukarać moją ciekawość.
Jednak nie umiała się oprzeć.
– Słyszysz jego myśli? – spytała.
– Część – spoglądał przez okno w ciemność. – To, co chce przede mną odsłonić. Czasami widzę świat oczyma boga, węzły splecione z przeszłości i przyszłości… wizja, która przyprawia o szaleństwo – zakończył cicho.
– Jak bóg – odgadła z przestrachem.
– Taka była obietnica – przyznał. – Złożona trzy pokolenia temu, na skałach zapomnianej wyspy, która jest dziś jednym z pasm górskich Pomortu. Jeśli Zird Zekrun dotrzyma słowa, przemiana zostanie zakończona. Niebawem.
Więc to jednak prawda, pomyślała z przerażeniem, bo było czymś zupełnie innym słuchać podobnych opowieści i czym innym stać naprzeciw Wężymorda, kiedy otwarcie mówił o obietnicy boga. Więc istotnie towarzyszył Zird Zekrunowi, gdy ten wydźwignął część morskiego dna i połączył rozproszone wyspy w ciemną ziemię Pomortu. Przypomniała sobie powtarzaną przez uciekinierów z północy opowieść o synu starego, pirackiego rodu, który zaprzedał swoją duszę, aby osiągnąć nieśmiertelność. Lecz potem bóg posłał go na północ, daleko, do krainy ciemności i gdy na koniec ów człowiek powrócił, na północy nie pozostała ni jedna z wysp, które pamiętał, a jego bliskich pochłonęło morze w ów dzień, gdy powstał Pomort. Jednak bóg dotrzymał słowa, a życzenie zostało wypełnione.
Wolała wierzyć, że to jedynie legenda.
– Dlaczego złożył tę obietnicę? – spytała cicho. – Żaden z bogów nigdy nie uczynił podobnej nieprawości.
– Pożądał mocy i pragnienie wyrzeźbiło go równie silnie, jak on sam wyrzeźbił nowy kształt świata, wyrywając morzu Pomort – uśmiechnął się Wężymord. – Zird Zekrun nie szuka zwycięstwa nad małymi kniaziami Krain Wewnętrznego Morza. Pragnie powrotu Stworzycieli i wszystkiego, co umarło, kiedy Annyonne ucinała im głowy zakrzywionym sierpem. Chce otworzyć zapomniane źródła mocy, cokolwiek miałoby to oznaczać. Niektórzy z bogów nazywają to szaleństwem, inni sprzyjają mu skrycie, lecz nikt nie próbuje zatrzymać. Nawet po tym, jak próbował zabić Bad Bidmone Od Jabłoni.
– Więc jednak! – wyrwało się księżniczce.
– Opatka – skrzywił się. – Opatka powinna więcej rozmyślać o cnocie milczenia. Ale tak, jedno z drzew uschło bezpowrotnie w tamtą noc, kiedy Zird Zekrun przestąpił próg rdestnickiej świątyni. Choć to nie on zabił boginię.
Zarzyczka wstrzymała dech.
– Twój brat doprawdy nie mógł ugodzić go dotkliwiej. Po oczekiwaniu dłuższym, niż potrafisz zrozumieć, Zird Zekruna zatrzymała ślepa stal w palcach dziecka. Sorgo, wykuty ręką Kii Krindara z mocy nieśmiertelnych. Czy wiesz, dlaczego? – spytał nagle ostro.
– Ponieważ żaden z bogów nie może obrócić się przeciwko swej mocy – wyjaśnił, kiedy w milczeniu potrząsnęła głową. – Nie może zniszczyć własnego stworzenia i zginie, jeśli będzie próbował. Twój brat nie musiał wcale chcieć zabić Bad Bidmone. Starczyło, by ona chciała zabić jego. I zginęła zmieciona własną mocą.
– To znaczy również tyle – powiedziała powoli, ważąc każde słowo – że skoro Zird Zekrun cię przemienił na własne podobieństwo, nie może dłużej nad tobą panować. Bo jeśli spróbuje cię zniszczyć, zniszczy sam siebie. Dlaczego którykolwiek z bogów miałby być równie nieostrożny – nawet za cenę śmierci żmijów? I jakim sposobem zdołałbyś przyjąć moc boga i przeżyć – skoro śmiertelni nie mogą tego uczynić?
– Z tego samego powodu, dla którego kapłani powtarzają w świątyniach słowa bogów: „I nie dozwolisz żyć plugastwu" – spoglądał prosto w twarz Zarzyczki, jego oczy znów były błękitne jak Wewnętrzne Morze i zupełnie nieludzkie. – Cokolwiek powiemy o niewieście, którą Suchywilk obwołał swoją córką, w jej żyłach krąży ta sama krew, która płynęła w jasnej Selli. Dziedzictwo Iskry, młodszej siostry bogów, która zeszła pomiędzy ludzi. To coś więcej, księżniczko, niż mroczne opowieści północy o miłości silniejszej niż śmierć, silniejszej nawet niż nieśmiertelność. Krainy Wewnętrznego Morza są pełne boskich bękartów i, mimo wszelkich pęt, moce czasami wyrywają się na wolność. Nazwano to wiedźmim szałem – nieskrępowana siła w naczyniu zbyt słabym, by ją okiełznać.