Grzegorz miał twarz nieprzeniknioną, ale kiwał głową.

– Masz zadatki na psychologa, Ilonko. W zasadzie wystarczy, a czy macie dla mnie jeszcze coś? Powiedziałem „dla mnie”, bo rozumiem, że pan aspirant już wszystko wie od Tomasza, to znaczy pana komisarza?

Teraz komisarz z aspirantem zgodnie skinęli głowami, a Ilonka cmoknęła niecierpliwie.

– Boże, przestańcie już! Panie aspirancie, komisarzu, profesorze, doktorze, inżynierze! Tomasz, Michał, Grzegorz!

– My z Grzegorzem od dawna jesteśmy na ty…

– Ale Michał! No dobrze, Grzesiu, słuchaj dalej. Stara Prochownia siedzi w domu starców dla pedagogów, ćwiczy różnych dziadków, a synuś ma ją totalnie w nosie i znaku życia o sobie nie daje. Baba nie wiedziała ani o jego nowej sztuce, ani o śmierci Eweliny. Swojej synowej. Co jeszcze lepsze, tatuś pana Procha kilka lat temu popełnił samobójstwo.

Grzegorz podniósł brwi.

– Rozmawialiśmy z takim sympatycznym kumplem Tomka w Rzeszowie, swojego czasu prowadził śledztwo w sprawie tego samobójstwa. I on nam powiedział, że cały czas mieli wątpliwości; facet właśnie zaczynał nowe życie, chciał się żenić z jakąś fajną panią doktor pediatrą, oznak depresji nie wykazywał, tyle że był niesympatyczny. Patrz, jaki fajny materiał genetyczny nam się złożył na naszego wybitnego dramaturga… W każdym razie wyskakiwanie z okna w biurowcu nie miało żadnego logicznego uzasadnienia. Proch wtedy siedział w teatrze na próbie swojej sztuki. O ile ja wiem, to w teatrze podczas próby jest ciemno, tylko się pali przy stoliku reżysera, reżyserem on nie był, więc mógł sobie usiąść w ciemnościach i gapić się na scenę. A w pewnym momencie wyjść, skoczyć do tej geodezji, wywołać ojca na ostatnie piętro i wypchnąć przez okno, które i tak było otwarte, bo je sprzątaczki tego dnia pucowały. No. To teraz nie bierzmy pod uwagę żadnych wątpliwości, nawet bardzo poważnych, załóżmy, że Proch jest potrójnym zabójcą. Grzegorzu twoim zdaniem to by się uzasadniało psychologicznie?

– Bardzo ważne rzeczy mi opowiadasz, Ilonko moja droga. – Psychiatra był poważny. – Przede wszystkim jeśli chodzi o traumę, to jak najbardziej mi wystarczy. Myślę, że mały Proszek… Boże, ja już zaczynam mówić jak ty i twoje koleżanki…

– Nie przejmuj się – wtrącił aspirant. – Nas to też dotknęło.

– Co ty mówisz? To mnie pociesza. No więc jeśli założymy, że Proszek był wrażliwym dzieckiem, co jest możliwe, biorąc pod uwagę jego talent literacki… to na tym obozie musiał przeżywać straszne chwile, nawet jeśli opiekunowie i koledzy byli w porządku, a nie wiemy, jacy byli. Ale najgorsze było dla niego to, że matka go odrzuciła, odesłała gdzieś daleko od siebie i nie chciała przyjąć z powrotem. On sobie mógł nie zdawać sprawy z tego, co go naprawdę bolało, ale boleć musiało bardzo. I takie przeżycia, niestety, zostają w człowieku na zawsze.

– To, co on ma, nazywa się borderline? – spytał komisarz.

– Borderline personality disorder. Pograniczne zaburzenie osobowości. Opowiadałem już trochę naszym przyjaciółkom… bo mnie pytały, nie patrz tak na mnie, Tomek! To naprawdę moje stare przyjaciółki, zwłaszcza Lalka, a pani Proszkowska była ich szefową! I to one zwróciły moją uwagę na Procha.

– Moją też – wyznał komisarz z westchnieniem. – Ale nie wstyd słuchać mądrych rad.

– Pięknie to powiedziałeś. Prosiłem Ilonkę, żeby szukała traumy, a tu dała mi o wiele więcej, bo opowieść o mamuśce… jak mówisz, Ilonko? O Starej Prochowni. Takie zaburzenie osobowości, o jakim mówimy, może powstać na przykład z powodu zaniedbania emocjonalnych potrzeb dziecka albo z powodu traumatycznego przeżycia w dzieciństwie. Tutaj mamy jedno i drugie, a właściwie jedno wynikające z drugiego. Ojciec małego Proszka porzucił, matka go nie kochała i pewnie wychowywała jakąś sprawdzoną pruską metodą, zaniedbując go, jak widzimy, emocjonalnie. Prawdopodobnie chciała się pozbyć dzieciaka na jakiś czas, więc wysyłała go na te obozy. Może sama chciała odpocząć. Taki obóz, zwłaszcza ten pierwszy, to trauma bardzo poważna. Wszystko to razem mogło mu osobowość zwichrować.

– Sam mówiłeś, że on ma popapraną osobowość!

– Tak mówiłem?

– Jak czytałeś „Kanalizę”, nie pamiętasz? I jeszcze mówiłeś, że bohater nie musi być alter ego autora. Nie musi? Nie musi?

– Może. Z dużym prawdopodobieństwem. Chyba jest…

– Ależ ty jesteś ostrożny! Tu są sami swoi! Mów bez ogródek!

– Przecież mówię. Z tej jego sztuki, którą czytałem wtedy u was, a poza tym z innych sztuk, które przeczytałem z własnej inicjatywy, wynika mi właśnie taki borderline. Facet na pewno jest niesłychanie wrażliwy. Umiejętność obserwacji ma fenomenalną. Inteligencja powyżej przeciętnej. Brak mu natomiast czegoś, co nazwałbym opanowaniem, równowagą. On miewa emocje na najwyższym diapazonie. Żadnego umiarkowania. Kocha do szaleństwa albo nienawidzi do szaleństwa…

– Chwila, Grzegorzu – wtrącił komisarz. – Ja bym powiedział, że odwrotnie, gość nie ma żadnych uczuć! Najzimniejsza z zimnych ryb, jakie w życiu spotkałem!

– Jakbyś mi nie przerwał, to sam bym ci to powiedział. On ma taką huśtawkę. Albo ten najwyższy diapazon, albo zero, nic, lodowiec. Słuchajcie, ja bym wam mógł na temat tego zaburzenia wygłosić dwugodzinny wykład, a jeszcze chętniej zrobiłbym wam dwudniowe seminarium… jest o czym mówić. Co was może najbardziej interesować: z takiej huśtawki nastrojów mogą się wykrystalizować bardzo negatywne i niebezpieczne zachowania, facet będzie kipiał złością, atakował wszystkich jak leci, może podejrzewać najbliższych o wszystko, co najgorsze, a zwłaszcza działania przeciw sobie; czasem te wyolbrzymione podejrzenia prowadzą go prosto do granic paranoi.

– Może mu się to przerodzić w agresję?

– Może.

– Może wtedy zabić?

– Każdy z nas może, jak będzie miał wystarczająco silną motywację. Nie mówię już o nas, panowie, ale nawet tu obecna, śliczna i delikatna Ilonka, gdyby w grę wchodziło życie jej dziecka, prawdopodobnie potrafiłaby zabić. W jego obronie.

Ilonka zadrżała.

– Boże, co ty mówisz, nie umiem sobie tego wyobrazić! – No i dobrze. Nie rób tego. Porozmawiamy, jak będziesz miała dziecko. Bo rozumiem, że nie masz… na razie.

– Kopeć nie chciał – mruknęła.

– Głupi Kopeć. Wracając do naszych baranów, mówiłem, że każdy może zabić, o ile, powtarzam: o ile będzie miał wystarczająco silną motywację. Borderline w związku z wyolbrzymieniem swoich negatywnych emocji może ocenić sytuację w ten sposób, że będzie ją miał.

– Na przykład uzna, że zdrada żony to świetny powód nie do rozwodu, a do morderstwa – uzupełnił komisarz.

– Powiem wam jeszcze coś ważnego o borderline. Większość z nich, prawie wszyscy odczuwają paniczny strach przed porzuceniem. Dlatego niełatwo zawierają bliższe związki. Boją się. Słyszeliście, żeby Proch miał jakichś bliskich przyjaciół?

– Chyba nie – odpowiedział za wszystkich aspirant. – No ale żonę miał. Nie bał się?

– Na pewno się bał. Przezwyciężenie tego lęku musiało go wiele kosztować. Kiedy się więc dowiedział, że ona go zdradza, emocje mu ruszyły. I nie był w stanie ich powstrzymać.

Ilonka kręciła głową.

– Patrz, a myśmy myśleli, że to zwykły cham i narcyz.

– I słusznie. Tylko że jedno wynika z drugiego. Facet ma tak zawyżone poczucie własnej wartości, że całą resztę ludzkości traktuje z wysoka. Na pewno kariera literacka mu się przysłużyła. Odnosi sukcesy, to potwierdza jego wysokie mniemanie o sobie, więc gardzi innymi, którzy w jego pojęciu stoją niżej.

– Wytłumacz mi jedno, Grzegorzu – poprosił aspirant. – Mówisz, że namiętności nim targają, ale wszyscy go jednak mają za rybę. Zimną. Aż tak się gostek maskuje?

– Podejrzewam, że jest mistrzem maskowania. Mamusia, a może i tatuś… ale mamusia na pewno nieraz go sztorcowała za ujawnianie emocji.

Chłopczyna tryskał entuzjazmem, a mamusia go przez łeb – przytaknęła Ilonka, która darzyła matkę Sebastiana Proch – Proszkowskiego szczerą antypatią. – Słuchajcie, panowie detektywi. Proponuję przyjąć chwilowo takie założenie, że Paproch wykonał wszystkie trzy egzekucje, bo podejrzewam, że dla niego to były egzekucje, mam rację, Grzesiu?