Poszedł oczywiście po szmatę.

– Krzysiek, będzie Roman?

– Będzie!

Buba z Basią spojrzały na siebie porozumiewawczo.

Julia przyjdzie na pewno, nareszcie doprowadziły do spotkania. I jak już Roman pozna Julię, a Julia Romana, wezmą sprawy w swoje ręce.

– A Piotr? – szepnęła Buba.

– Nie zrobiłam nic, na razie, ale mam telefon do jednej z tych… pań i jestem z nią umówiona w przyszłym tygodniu. A do tego czasu, tak jak obiecałam…

Piotr był zadowolony, nie widzieli się przez ostatnie tygodnie i stęsknił się za przyjaciółmi. Basia wydawała się w lepszej formie, miał wrażenie, że przestała go sprawdzać, choć rzadko bywali razem w domu, siedziała całe dnie w pracy.

Przy stole Sebastian otwierał wino. Róża, rozkładała sztućce, zerkając na zegarek. Róża nie miała wątpliwości, że Julia spodoba się Romkowi, trzeba będzie tylko przejąć kontrolę nad rozmową, skierować ich delikatnie ku sobie, podpowiedzieć parę rzeczy. Basia z Różą coś szeptały do siebie, Sebastian nasłuchiwał.

Wszystkim udzieliło się lekkie napięcie.

Kiedy zabrzmiał dzwonek u drzwi, rzucili się do przedpokoju.

W drzwiach stała Julia, piękna jak marzenie, złote włosy spływały po obu stronach buzi, Julia przecież wkroczyła w nowy etap swojego życia i nie szukała już mężczyzny, była wolna, była sama, nie czuła się gorsza z tego powodu. Było jej troszkę przykro, że rozczaruje przyjaciół, że mimo ich szczerych chęci zeswatania jej – nic z tego nie będzie.

Omiotła wzrokiem zgromadzoną w przedpokoju gromadkę powitalną. A więc tego Romana jeszcze nie ma, nie szkodzi, przyglądają jej się jak dziwadłu jakiemuś, a przecież spóźniła się tylko dziesięć minut.

Uśmiechnęła się i rozłożyła ręce w bezbronnym geście.

– Co jest? Nikt się ze mną nie przywita?

– Jezu! – usłyszała za sobą znajomy głos, głos zapamiętany na zawsze, na wieki, taśma diamentowa, niezniszczalna. – Jezu…

Julia odwróciła się wolno od nieruchomych oczu, od sześciu par oczu ludzi najbliższych jej na świecie.

Właściciel tego głosu stał w otwartych drzwiach tuż za nią, ich oczy spotkały się i błysnęło.

– Julia – powiedziała, wyciągając rękę.

A on wziął jej rękę jak swoją, pociągnął ku sobie, odwrócił się i zbiegli po schodach, zostawiając pustkę w otwartych drzwiach.

Buba, Basia, Piotr, Sebastian i Róża stali jak wryci.

Krzysztof podszedł do drzwi i zamknął je.

– To by było na tyle – powiedział, a w jego głosie można było usłyszeć, gdyby ktoś się wsłuchał, niebotyczne zdumienie. – Psiakrew, spaliła się!

Roztrącił przyjaciół i rzucił się do piekarnika. Niestety, moment, kiedy należało szybko wyjąć zapiekankę, żeby ją jeść, minął bezpowrotnie. Nastąpił zaś moment, w którym należało szybko wyjąć zapiekankę i jeszcze szybciej wynieść ją do śmietnika. W kuchni śmierdziało, siny dym powlókł się w stronę przedpokoju, a stamtąd rozsnuł po całym mieszkaniu.

– Oni się znali? – Róża trąciła Basie w bok, kiedy na powrót oddało jej mowę.

– Mówiłam, że piorun w nich strzeli. – Buba poszła do kuchni i dość łagodnie oceniła: – O, jaki gospodarz, taka potrawa.

Sebastian popatrzył na Piotra.

– Rozumiesz coś z tego? Bo ja, bracie, całkiem głupi jestem.

A Krzysztof wyjął z lodówki trzy paczki puszek rybnych, wątróbek dorszowych, otwierał je, klnąc pod nosem, a potem wziął telefon i zamówił dla wszystkich pizzę.

*

– A ja słyszałam, że Organisation for Awareness w Nowym Jorku zajmuje się nie tylko samymi przeszczepami, ale również badaniem ludzi po przeszczepach i…

– Chcesz powiedzieć: tych ludzi, co przeżyli – Krzysztof przerwał Bubie, bo ona mu zawsze przerywała.

– Tak, Krzysiu, to nie są zombi. – Buba popatrzyła na Krzyśka i zamrugała. – W przeciwieństwie do ciebie, kochanie.

– Daj mu spokój. – Sebastian spojrzał na Bubę i pomyślał, że na szczęście Róża jest inna. Przysunął się do niej i wziął ją za rękę. Ręka Róży była chłodna i nieprzytomna, nie zareagowała na jego dotyk.

– I okazuje się, że komórki pamiętają wszystko – ciągnęła Buba. – Nie przeszczepia się tylko organów, ale również pamięć. Jedna kobieta, która nagle po operacji serca zaczęła lubić piwo i mecze bejsbolowe, których przedtem nie znosiła, postanowiła przestać brać środki przeciw odrzutom i żyje. Jest przekonana, że tylko prawdziwa integracja z dawcą zapobiega komplikacjom.

– Buba, ty bez przerwy nas częstujesz jakimiś rewelacjami. Medycyna to medycyna, a zawsze się znajdzie ktoś, kto będzie brał normalne zjawiska za zjawiska nadprzyrodzone, i jakiś żądny sensacji dziennikarzyna podłączy się pod chorych psychicznie.

– Sobuś, ja nie mówię o bajkach i kaczkach dziennikarskich, instytut naukowy w Beverly bada emitowane światło widzialne i ultrafioletowe i obrazy związane z przeszłością pacjenta. Mają dowody na to, że zachodzi jakaś nieznana nam wymiana fotonowa.

– Przeszczep serca i nowa pamięć. – Krzysztof obrócił się na swoim fotelu. – Drogo to kosztuje? Zafundowałbym sobie.

– A o czym nie chcesz pamiętać? – Buba zmrużyła oczy.

– O tym, że czasami mam ochotę ci przyłożyć.

– Zaraz ja wam obojgu przyłożę. – Piotr chwycił za butelkę wody. – Nawet jak gadacie poważnie, musicie skakać sobie do oczu? Czy wy przypadkiem nie jesteście od siebie uzależnieni?

– Piotrek, zajmij się sobą, dziecino.

– Nie życzę sobie, żebyś mówiła do mnie „dziecino”, Bubciu.

– I daj spokój Krzyśkowi. – Wszyscy spojrzeli na Bubę, ponieważ jak świat światem nigdy nie stanęła w jego obronie. – Krzyś myśli o przeszczepie serca, bo może mu się sprzykrzyło żyć bez tego mięśnia, a wy go wyśmiewacie? Nieładnie…

– Buba, ty źle skończysz, mówię ci. – Krzysiek wziął do ręki kawałek pizzy i upuścił go sobie na zielony sweter z wielbłądziej wełny. Pizza, jak wiadomo, upada zawsze stroną wysmarowaną keczupem, tak jak kromka chleba spada zawsze masłem do dołu, a kot na cztery łapy. – Psiakrew i cholera jasna – powiedział Krzysztof i poszedł do łazienki ratować swojego wielbłąda.

*

Dlaczego moja córka jest tak daleko ode mnie? Przecież to ja wiem wszystko o życiu, powiedziałabym jej tyle ważnych rzeczy, gdyby chciała słuchać. Ma tylko mnie, nikt nie życzy jej lepiej ode mnie, dla nikogo nie będzie ważniejsza. Jeśli ją boli, mnie boli tysiąc razy bardziej, jeśli ona cierpi, ja umieram z bólu, jeśli płacze, to w moich oczach kwas solny.

Co było nie tak? Czego nie powiedziałam, nie zrobiłam, nie nauczyłam? Przed czym jej nie przestrzegłam?

Dlaczego nie jest szczęśliwa?

No cóż, zdarza się, że człowiek źle ulokuje uczucia. To nie jej wina, że trafiła na nieodpowiedniego mężczyznę.

Trzeba wziąć się w garść, a nie opłakiwać latami nieudany romans. To tylko lekcja, z której można wiele wynieść. Przecież mogłabym ci pomóc, córeczko, uporać się z tym bólem, z samotnością, wystarczyłoby porozmawiać, szczerze porozmawiać.

Mnie też bardzo bolało, jak twój ojciec odchodził. Ale przecież dał mi to, co najcenniejsze w moim życiu.

Ciebie.

Teraz tylko nie angażuj się, musisz być ostrożna, musisz pomyśleć o pracy, o tym, jak dojść do siebie, później będzie czas na miłość. Musisz dojrzeć, nie odróżniasz jeszcze tego, co ważne, od tego, co błahe. Czemu tak uciekasz?

Znowu robisz błąd. Wiem, co znaczą samotne dni i noce, kiedy wszystko, co było dobre, staje przed oczami, uśmiechasz się do wspomnień i nagle już nigdy zabiera nawet wspomnienia, już nigdy, które tak dobrze znam i pewnie ty zaznasz jego smaku.

Kochanie, życie przed tobą, wierz mi, wszystko będzie dobrze, ja w to wierzę, ale umieram z niepokoju o ciebie.

Gdzie jesteś?

Co robisz?

O czym myślisz?

Chciałam umrzeć, kiedy twój ojciec odszedł. Nie umarłam tylko dlatego, że byłaś ty.