– No tak, ty masz czas… możesz czekać a czekać. Ale będziesz łysa jak kolano, to nieprawda, że farby nie niszczą włosów! Szczególnie jeśli odbarwiasz, robisz z ciemnych jasne, Bubeczka, nie bądź głupek kompletny, bo nikt cię nie zechce… O, idzie Róża, otwórz, pomożecie mi przesunąć wersalkę pod okno, lubię się budzić w promieniach słońca. Basia, to ty? Urwałaś się z pracy? Wejdź, właśnie robię kawę, Boże drogi, co się stało?

*

– Strasznie ci jestem wdzięczny, stary, na piechotę nie dałbym rady. – Romek przenosi obraz przez poręcz. – Uważaj, żeby nie zatrzeć, świeża stosunkowo farba.

– Masz jakąś folię? Nie ubabrze mi bagażnika? – Aż taka świeża nie jest.

– Coś mi to przypomina…

– To jest kobieta mojego życia…

– W sobotę się spotykamy u mnie… Poznasz Julię.

Zobaczysz, jaka to równa babka.

– Nie lubię równych babek. – Jaki ty dziwny jesteś… To przyjdź, ot tak, po prostu, nie dlatego, że ona tam będzie.

Roman zatrzymuje się i odstawia obraz pod ścianę.

– Piękna dziewczyna, prawda?

– Świetna! I zgrabna i mądra, naprawdę!

– Skąd wiesz?

– Przecież znam Julię od lat…

– Ech, ja nie o niej… A ty Krzysiek, chyba już się pozbierałeś…

– Nie mogę. Nic na to nie poradzę – mówi Krzysztof i przytrzymuje drzwi. Roman wnosi obraz do samochodu, teraz pojadą z nim do Galerii Niewielkiej. Widzieli szkic, zamówili, szkoda. Gdyby nie to, że jest kompletnie bez pieniędzy, nigdy by nie sprzedał. Ale zrobi sobie kopię, po raz pierwszy w życiu skopiuje samego siebie.

*

Julia jest przerażona. Piotrek? Nie rozumie, nie Piotr.

Każdy inny tak, ale na pewno nie on.

– Mam dowód – szepcze Baśka i wyciąga płytę. – Masz podłączony komputer? Zobacz!

Julia wyjmuje laptopa przywiezionego z Londynu (niech ten Londyn szlag trafi, ale komputer tanio udało jej się kupić, dużo taniej niż tutaj), wkłada płytę, czekają w napięciu. One, ale nie Basia. Basia odchodzi, nie chce patrzeć na te świństwa.

Najeżdża kursorem na stację dysków E, powoli otwiera się plik. Na ekranie dwie dziewczyny. E189 dwie nagie dziewczyny, El90, dwie nagie całujące się dziewczyny, El91, El92, numery zdjęć przesuwają się wolno, Róża nie chce na to patrzeć, ale nie może oderwać wzroku od zdjęcia, co one robią? Przecież one nie… ależ tak!

Rozłożone nogi, to tak wygląda kobieta w środku, o matko, chyba nie każda, chyba nie ona! Róża oblewa się rumieńcem. To niemożliwe, żeby Piotr robił takie pornograficzne sesje! To niemożliwe! Jak one tak mogą!

Nie wstydzą się, czy co? A te języki teraz do aparatu, czyli do niego? E-212, czym one są oblane? Mlekiem?

Kisielem? Co ona zlizuje z palców? Przecież tam nikogo nie ma, oprócz ich dwóch i fotografa, którego nie widać!

To nawet nie są zdjęcia do jakiegoś pisma, to już prywatne zdjęcia, takie jakie się robi na pamiątkę albo po pijaku, zdjęcia, które się niszczy natychmiast po wywołaniu, bo nie są ani dobre, ani wartościowe. To brudna pamiątka z jakiejś orgietki, na której był on, Piotr i te dwie panny. O Boże, biedna Basia…

Julia wyłącza komputer, jeszcze nie wierzy własnym oczom, jeszcze ma wrażenie, że śni, bo to tak bardzo nie jest Piotrkowe. To niemożliwe, żeby przez lata udawać kogo innego, bo przecież nie ten Piotr, którego ona zna od dwunastu lat, nie ten sam człowiek brał udział w czymś tak plugawym.

Baśka przestała płakać. Jest znowu silna, przygotowana na najgorsze, ale da sobie radę, tym razem wie, co zrobić, tylko musiała się podzielić.

– Skąd to masz?

I Julia, i Róża patrzą zdziwione na Bubę. Co to za pytanie!

– Pytam, skąd to masz? – W jej głosie jest ostry ton, którego nie lubią, ale ten ton zmusza do odpowiedzi.

– Z komputera. Z naszego. Popatrz na datę. – Baśka zgrabnym kliknięciem wchodzi na datę. – Proszę bardzo, cały dzień biedak spędził w sejmie. Może tam to zrobił?

Nie wychodzi jej sarkazm, bo znowu w jej oczach pojawiają się łzy, a nie może płakać, bo płacz osłabia. I w tę cichość, która pojawiła się między nimi, bo co tu można powiedzieć, nagle wdzierają się nieprzyjemne słowa Buby:

– Ach, jakież to miłe uczucie, znaleźć nareszcie potwierdzenie swoich najgorszych podejrzeń, co?

Basie wypełnia dobrze znane od zawsze uczucie: dostała coś zamiast, jak wtedy tę cholerną lalkę. Teraz też dostaje coś zamiast. Zamiast jej pomóc – oskarża sieją. Ją!

Nie jego!

– Jak możesz tak mówić?! – krzyczy.

– Kiedy na ciebie patrzę, to widzę kobietę z twarzą, która mówi: „Miałam rację!”. Miałaś rację, Basieńko!

Gratuluję! Co z tą swoją racją zrobisz? Już ją zeżarłaś w całości, a jeszcze się nie porzygałaś!

Róży robi się niedobrze, chce wyjść, nie chce brać w tym udziału, nie widziała takiej Buby i nie widziała takiej Baśki, której rumieńce wstępują na policzki, która przy swoim niewielkim wzroście nagle przewyższa Bubę, a nawet Julię, jest jej pełno w pokoju. Basia, która zawsze mówi cicho, wydobywa z siebie nieznany ton, i Róża z powrotem siada, jak przyklejona.

– Jak możesz tak do mnie mówić?! Ty nigdy nie przeżywałaś tego, co ja, i nie masz prawa!

A ta smarkula Buba, co ona robi?! Pcha Baśkę na krzesło, staje nad nią i też krzyczy:

– Siedź tutaj przez chwilę! I nie mów nic, dobrze? Róża, siądź z drugiej strony, możesz? Naprzeciwko Baśki.

Róża jak w transie (żeby to się już skończyło, co one wyprawiają), przesuwa się na krzesełko obok, Julia stoi nieporuszona i patrzy nierozumiejącym wzrokiem, a Buba sięga do cukierniczki, tymczasowej, właściwie jest to kubek, z cukrem, ale w kubku jest łyżeczka, srebrna.

Julia wzięła ją z domu, ta łyżeczka to prezent od matki chrzestnej, była jeszcze solniczka i pieprzniczka w komplecie, lecz gdzieś przepadły, została tylko łyżeczka, którą teraz Buba macha im przed oczami.

– Co widzisz?

Parę ziarenek cukru przylgnęło do wgłębienia. Buba zbliża łyżeczkę do twarzy Róży, podnosi na wysokość jej oczu.

– Powiedz, co widzisz?

– Ły… łyżkę! – jąka Róża i też jej się nagle zbiera na płacz, ale teraz potężniejsza jest Buba i Buby należy słuchać.

– Nie, dokładniej, co? Opisz!

– Widzę srebrny przedmiot, o to ci chodzi?

– Srebrny przedmiot… i to dalej! Siedź, Baśka! – Buba skupiona na Róży widzi, że Basia chce się podnieść, a Basia, jakby kto ją biczem podciął, opada na krzesło.

Róża posłusznie precyzuje:

– Srebrny przedmiot, podłużny, ma kwiatki u nasady, potem się rozszerza i uwypukla, odbija okno, mnie i…

– A ty, Baśka, co widzisz?

– To samo! – warczy Baśka i zmiażdżona spojrzeniem Buby znowu siada.

– A ja cię proszę, żebyś się temu przyjrzała bardzo dokładnie i opisała to, co widzisz. Przestanę cię męczyć, ale dobrze się przyjrzyj.

– Widzę podłużny srebrny przedmiot – recytuje ze złością Basia – ma łezkę u góry, potem się zwęża i przechodzi w miły dołeczek, w którym odbijam się ja, kawałek pokoju i…

– To jest to samo czy nie? Róża widzi Różę, ty widzisz siebie, jesteście tymi samymi osobami? Róża widzi kwiat u nasady łyżki, bo z tej strony jest kwiatek, widzisz? A z twojej łezka, tak?

– Ale o co ci chodzi?

– O nic – wzdycha Buba i wsadza łyżkę z powrotem do cukru – o nic zupełnie.

Julia rozumie jednak, podchodzi do stołu i mówi:

– To jest łyżka, nic więcej, a widzicie różne rzeczy. Z różnych stron, różne odbicia rzeczywistości. Ale czy to zmienia tę rzeczywistość, czy jej obserwatora?

– Daj mi spokój! Daj mi wreszcie spokój! – Basia uklękła przy Róży i pozwoliła się głaskać po głowie. Płakała, ponieważ nikt jest nie rozumiał.

– Daj jej spokój, Buba – powiedziała Róża, pod palcami wyczuwała puszyste popielate loki Basi. Basia miała niezwykłe włosy, kolor nie do podrobienia, całe szczęście, że nie farbowała, nigdy nie odzyskałyby tego odcienia. – Daj jej spokój. Twoja prawda nie jest jej prawdą. To nie twój mąż, nie twoje życie. Każdy żyje po swojemu.