Roman jest malarzem.
Przepraszam bardzo, a co pan maluje?
Przepraszam, a co to jest?
Od czasu do czasu udaje mu się sprzedać jakiś obraz, ale ponieważ nie może się całkiem odzwyczaić od jedzenia, zarabia na życie, pomagając przy remontach. Umie kłaść kafelki, klepkę podłogową, malować ściany i kłaść gładź gipsową. Robi to częściowo w tajemnicy przed przyjaciółmi, bo trochę się wstydzi.
Mam niezłe zlecenie.
Teraz dłubię jakiś projekt dla FORKERS.
Aaa… takie zamówienie… Niewielkie, ale zawsze…
Poza tym, że maluje ściany i płótna, Roman leczy obolałą duszę.
Dusza Romana ucierpiała bardzo, kiedy pewna kobieta, której imienia Roman nie wymienia, pewnego dnia wyprowadziła się z jego strychopracowni i powiedziała, że musi wszystko przemyśleć na spokojnie, skoro mają być razem.
Myślała intensywnie w towarzystwie innego pana.
Roman natknął się na nich w okolicach Piwnicy pod Baranami. Byli tak zajęci sobą, że nie zwrócili na niego uwagi. A towarzysz pani, której imienia od tego czasu Roman nigdy nie wymówił, nie wyglądał na faceta, który próbuje jej pomóc w myśleniu nad związkiem z Romanem. W związku z czym Roman stracił serce i zaufanie do kobiet.
Bywa i tak.
Oto Buba.
Buba ma dwadzieścia dwa lata, niewyparzony ozór i włosy albo czarne, albo blond, albo rude, albo jasnorude, albo marchewkowe, albo złoty blond, albo kasztan, albo itd.
Buba, co ty robisz, włosy ci wypadną od tego farbowania.
Zobaczysz, jak będziesz wyglądać za dziesięć lat!
Wrzuć luz, kochana.
Buba nosi buty ciężkie, wiązane do kolan, mimo że już nie są modne. Buba nazywa rzeczy po imieniu. Buba klnie. Buba wiesza w oknach kryształki, bo Buba lubi tęczę. Ma dzwonki rurowe, bo one odpędzają złą energię.
Jej drzwi są pomalowane na zielono, ponieważ to dobre z punktu widzenia feng-shui.
Róża lubi koty, a Piotr, Roman. Sebastian i Róża lubią Bubę. Traktują ją trochę jak maskotkę, po trosze czują się za nią odpowiedzialni. Buba długo mieszkała z ciotką i była trudnym dzieckiem, czasem ciotka ją gdzieś ekspediowała, ale nie wiadomo gdzie i dlaczego. Potem Buba pojawiała się znowu, a potem została sama, bo ciotka umarła, zostawiając Bubie w spadku dwupokojowe mieszkanie, na końcu korytarza, po lewej stronie.
Buba pojawiała się i znikała w najmniej oczekiwanych momentach. Nigdy nie mówiła o swojej rodzinie, zupełnie jakby była dzieckiem znalezionym przez ciotkę w kapuście. Zresztą bardzo długo myślała, że tak było naprawdę. Ciotka jej opowiadała, jak rozchylała liść po liściu i nagle ze środka wyskoczyła Buba. Kiedy Buba skończyła dziewięć lat, zobaczyła pole niezebranej kapusty. Był luty, stopniał śnieg, spod śniegu wyjrzały rozmiękczone, gnijące i meduzowate placki. Chwyciła ciotkę za rękę i krzyknęła:
– Przecież ja się urodziłam w styczniu, a w styczniu nie ma kapusty!
Basia wprowadzała Bubę w świat dorosłych kobiet, co na ogół sprowadzało się do banalnych opowieści, najpierw jacy wredni są chłopcy, a z czasem – jacy wredni są mężczyźni, wszyscy oprócz Piotra.
Różnica wieku między nimi zacierała się jak późny świt.
Buba wydawała się starsza, niż była, a Basia młodsza. Za ile lat będą w tym samym wieku?
Julia uczyła Bubę francuskiego, ale pewnego dnia francuski przestał Bubę interesować. Właściwie jej znajomość języka skończyła się na odmianie czasowników mieć i być, avoir i etre, które to czasowniki były niezbędne do tworzenia czasów, których francuski ma nieskończoną ilość. Bubę to mocno zirytowało i zapisała się na hiszpański. Wkrótce okazało się, że nauczyciel hiszpańskiego wrócił do Kostaryki, z której, ku zdziwieniu kursantów, pochodził, a Buba postanowiła zapisać się na kursy japońskiego. Po dwóch tygodniach zrezygnowała z nauki języka, za to ze znajomą poznaną na kursie zapisała się na kurs origami. Dzisiaj uczy się rosyjskiego, żeby być oryginalna. I angielskiego. Jeszcze nie wie, że angielski ma dużo więcej skomplikowanych czasów niż francuski, a może i hiszpański.
Teraz Buba jest blondynką. Idzie ruchliwą ulicą w kierunku plebanii i lekko się chwieje.
Może nie powinna tyle pić?
Entliczek pentliczek czerwony stoliczek Miłość i śmierć na kogo wypadnie entliczek pentliczek na tego bęc.
W tym mieście mieszkają, w tej starej kamienicy, i jeszcze w tamtej, i na strychu, i w wynajętym mieszkaniu, i w okropnym bloku, te nowe bloki są takie nieprzyjazne.
Najlepiej ma Basia z Piotrem, bo odziedziczyli mieszkanie po jego rodzicach.
No, ale Piotr nie ma już rodziców, co nie jest najlepsze.
Za to ma żonę, i żyją szczęśliwie, a o to przecież niełatwo. I nie musi sobie sam gotować.
Najgorzej ma Basia, bo nigdy jako mężatka nie była u siebie, zawsze u Piotra.
No, ale Basią ma się kto opiekować, mąż ją kocha, a to znowu nie takie powszednie, prawda?
Za to Basia nie znosi swojej pracy. Cóż jest przyjemnego w byciu bibliotekarką, gdy bibliotekę wkrótce zlikwidują?
Najlepiej ma Krzysztof. Wynajmuje mieszkanie i firma za to płaci, a niech mnie!
No, ale żyć tak bez własnego kąta…
Najlepiej ma Julia. Jest w Anglii, a każdy by chciał być w Anglii, nie w tym syfie, który coraz bardziej nas otacza. Jeśli tylko człowiek czyta gazety i ogląda telewizję, rzecz jasna. Bo jeśli nie korzysta ze środków masowego przekazu, nie jest tak źle. Środki masowego przekazu są i tak lepsze od środków masowego rażenia.
Julia ma najgorzej, bo jest daleko od domu i od nich wszystkich, sama, na obczyźnie, człowiek kategorii drugiej, szczególnie w Anglii Anglicy są władcami świata, cała reszta jest kategorii drugiej.
Najlepiej ma Róża. Jest niezależna, wolna, robi, co chce, nieźle zarabia, ma własną firmę i, jakby tego było nie dosyć, figurę modelki.
Ale logicznie rzecz ujmując, Róża ma najgorzej. Wraca do pustego domu, w którym nikt na nią nie czeka. Co z tego, że spotyka się z Sebastianem? Po prostu taki układ.
Najlepiej ma Sebastian. Bez zobowiązań i przydziałów, spija śmietankę z tego życia, nie musi się z nikim liczyć, Róża idzie na taki układ, ale to ich sprawa. A bo to on jeden ma podwójne życie?
Z drugiej strony… Sebastian jeździ na rowerze i jest nauczycielem wychowania fizycznego. Obyś cudze dzieci… No owszem, spotyka się z Różą, ale zawsze u niej. W ogóle niewiele wiadomo o Sebastianie, pewno nie ma się czym pochwalić, a do domu, ze względów oczywistych, zaprosić ich nie może. Jakie to względy?
Nie pytali, bo nie należy włazić z buciorami w cudze życie.
Najlepiej ma Roman – jest twórcą. Co prawda chwilowo niezbyt liczącym się. Ta chwila trwa już ładnych parę lat, ale Roman robi to, co bardzo lubi robić, i mieszka na cudownym, odlotowym strychu, z poprzecznymi belkami i oknami z widokiem na dachy.
Jak jaki Toulouse-Lautrec.
Z tym, że szczęśliwie nie gnębią go choroby wielkiego malarza.
W zasadzie jednak Roman ma najgorzej. Mieszka na strychu, w zimie jest u niego mniej niż piętnaście stopni, przez okna wieje. I dorabia malowaniem mieszkań. Jego obrazów nikt nie kupuje. To straszne – robić coś, czego nikt nie docenia.
Najlepiej chyba ma Buba. Jej stara ciotka Gabriela umarła prawie cztery lata temu i pewnie zostawiła jej majątek, bo Buba nie musi pracować i nigdy nie martwi się o pieniądze. Robi, co chce, i jest taka młodziutka.
No, ale wszyscy współczują Bubie, że ma najgorzej. Nie dość, że nie miała nigdy prawdziwego rodzinnego domu, to po śmierci ciotki została sama jak palec.
Za to życie przed nią, bo jest najmłodsza z nich wszystkich.