Изменить стиль страницы

– Skąd tu woda święcona!?

– Nie wiemy. Ale było jej naprawdę dużo.

– Ranni?

– Wynieśliśmy dotąd ponad trzystu, ale spenetrowaliśmy dopiero część jaskini czwartego poziomu. Wielu jest uwięzionych pod gruzami. Co więcej, potępieńcy rozleźli się po całym terenie, zrabowali magazyn z żywnością, zdobyli broń. W sklepieniu jest dziura, wojska wewnętrzne usiłują bronić…

– Długość szczeliny?!

– Około dwa kilometry.

– Cementować natychmiast, zanim powierzchniacy zobaczą. Kombinezon dla mnie, poprowadzę zwiad!

Po chwili Lucyfer na czele kilkunastoosobowego zespołu ratowników wkroczył do wnętrza hali. Wszędzie walały się poprzewracane kotły. Resztki węgli żarzyły się pod nogami. Część sufitu runęła. Oświetlenie nie działo. Szkła reflektorów szybko matowiały, spod sufitu ciągle obrywały się ciężkie krople święconej wody.

– Co tu się stało? – zapytał po raz kolejny władca. Nikt mu nie umiał odpowiedzieć.

– Może bomba atomowa? – zasugerował któryś.

– Bzdura, nie narobiłaby aż takich zniszczeń!

Narzędzia tortur i wymyślne machiny, zniszczone eksplozją, torowały przejście. Zewsząd dobiegały jęki rannych i przywalonych. Zza zaimprowizowanej barykady komuniści obrzucili zwiadowców kamieniami. Dalszą drogę torowała kupa poskręcanego metalu. Runęła kratownica dźwigu. Ratownicy uruchomili palniki acetylenowe. Wszystkie metalowe części nosiły oznaki szybko postępującej korozji. Woda święcona przeżerała piekielne stopy w błyskawicznym tempie. Jeden z diabłów zaczął gwałtownie kichać, a oczy zaszły mu łzami. Musiał wycofać się z rejonu katastrofy. Prawdopodobnie przez drobną nieszczelność kombinezonu przeniknęły do środka opary broni chemicznej, co spowodowało natychmiast silną reakcję uczuleniową.

Koło kotła rozerwanego w wyniku eksplozji, w samym rogu hali, leżał diabeł. Święcona woda spaliła mu skórę i mięśnie aż do kości. Po resztkach szabli i kontusza rozpoznali Borutę. W pierwszej chwili sądzili, że nie żyje, ale oczywiście diabli są nieśmiertelni. Żył, choć był w fatalnym stanie.

– Co tu się stało? – huknął Lucyfer. Gadaj, to twoja robota?

– Nic nie wiem – zełgał szlachcic.

– Co znaczy nie wiem? – wściekł się władca. To twój sektor.

– Nie wiem – szedł w zaparte.

Lucyfer podniósł z ziemi osmoloną manierkę. Odchylił szybę hełmu, ryzykując zatrucie i ostrożnie powąchał jej zawartość.

– Jakub Wędrowycz – zidentyfikował po zapachu producenta bimbru.

– A właśnie, że Jakub – Boruta zhardział. Należało się sukinsynowi do kotła. Tyle lat nas za nos wodził.

Kawał sufitu z jękiem runął za pobojowisko. Remont milenium. Co najmniej rok minie, zanim piekło znowu podejmie normalną pracę. Wargi Lucyfera ułożyły się w uśmiech pobłażania. Złość przeszła mu, jak ręką odjął.

– Ty, Boruta, jak trzeba wypić, łeb masz mocny, ale za to mózg jak ser szwajcarski – powiedział. – Tobie się wydawało, że Jakub Wędrowycz tak po prostu da się wpakować do piekła?

– Tak. I prawie się udało…

– Ty kretynie. Nie tacy próbowali.