Otworzyłem usta, żeby coś powiedzieć, ale ona po prostu rzuciła mi się w ramiona. Ku memu zdumieniu oddała mi się bez reszty i sprawy wy mknęły mi się z rąk. Rozumieliśmy się bez słów – choć do dziś nie znam języka, który nas połączył – a w jej czarnych oczach skrytych pod długimi rzęsami wyczytałem swoją przyszłość.

Kiedy odeszła, roztrzęsiony miotającymi mnie uczuciami, długo zasta nawiałem się, co właściwie zaszło… co zrobiłem… co zrobiliśmy… Ale szczęście spełnienia odbierało mi trzeźwość myślenia. Dzisiaj, wbrew samemu sobie, znów na nią czekałem. Moja istota, tak różna od niej, a jed nocześnie tak do niej podobna, kazała mi się z nią znów połączyć.

Drogi Przyjacielu (jeśli wciąż jesteś Tym, do którego piszę)! Ostatnie cztery dni przeżyłem jak w raju, a moje uczucia do anioła, który mną kierował, były właśnie miłością. Nigdy dotąd nie darzyłem takim uczuciem kobiety pochodzącej z tak obcego miejsca. Miałem cztery dni, by rozważyć ten problem z każdego punktu widzenia. Sama myśl, że opuszczę dziewczynę i nigdy już więcej nie zobaczę, była nie do zniesienia. Z drugiej strony balem się wyrwać ją w okrutny sposób z rodzinnego domu i zabrać do Oksfordu. Ale to rozwiązanie wydawało mi się jedynym. Pozostawienie jej po tym, co mi zaofiarowała i dała, rozdarłoby nasze serca, a z mojej strony stałoby się zwykłym tchórzostwem, draństwem i nikczemnością.

Postanowiłem poślubić ją jak najprędzej. Nasze wspólne życie nie byłoby proste, miałem jednak pewność, że jej wrodzony wdzięk i prostota pozwoliłyby pokonać wszelkie przeszkody, jakie napotkalibyśmy na naszej drodze. Nie mogłem zostawić dziewczyny i do końca życia zastanawiać się, jaki spotkał ją los. Zdecydowałem zatem, że wieczorem poproszę ją o rękę. Wrócę za miesiąc z Grecji, gdzie od współpracowników pożyczę pieniądze, by opłacić się jej ojcu. Ale wcześniej musiałem dołączyć do grupy prowadzącej wykopaliska (zostałem tam honorowo zaproszony) nieopodal Knossos, gdzie odkryto grobowiec jakiegoś szlachcica. Moja przyszła kariera była ściśle związana z naukowcami, którzy tam pracowali, a musiałem przecież zabezpieczyć nam byt.

Później zamierzałem po nią wrócić, choć czterotygodniowa rozłąka wydawała mi się niesamowicie długa. Chciałem wziąć ślub w Snagov, aby naszym świadkiem był Georgescu. Oczywiście, gdyby rodzice dziewczyny nastawali, gotowy byłem ożenić się z nią w jej rodzinnej wiosce. Ale tak czy owak, opuściłaby Rumunię jako moja żona. Zamierzałem zawiadomić telegraficznie o wszystkim swoich rodziców i po powrocie do Anglii natychmiast do nich pojechać. A do Ciebie, drogi Przyjacielu, jeśli czytasz ten list, mam prośbę, żebyś dyskretnie rozejrzał się za jakimś mieszkaniem poza uczelnią… cena, oczywiście, jest bardzo istotna. Muszę też posłać ją do szkoły. Z całą pewnością okaże się celującą uczennicą. Zapewne już jesienią, mój Przyjacielu, zasiądziesz w naszym domu przy kominku, a wtedy w pełni zrozumiesz przyczynę mojej wariackiej decyzji. Ale teraz jesteś jedyną osobą, do której mogę się zwrócić, i modlę się, byś okazał mi serdeczność i wielkoduszność.

Twój przepełniony radością i niepokojem

Rossi

48

«Był to ostatni list Rossiego, zapewne kolejnego nie napisał już do swojego przyjaciela. Siedząc w autobusie, zmierzającym do Budapesztu, złożyłem dokładnie papiery i ująłem na chwilę dłoń Helen.

«Helen – powiedziałem z wahaniem przekonany, że w końcu ktoś musi powiedzieć jej to na głos. – Jesteś bezpośrednią potomkinią Vlada Draculi».

Popatrzyła na mnie, a następnie przeniosła wzrok na krajobraz rozciągający się za oknem autobusu. Odniosłem wrażenie, że sama nie wie, co ma o tym sądzić, ale na samą tę myśl zagotowała się w niej krew".

«Kiedy w Budapeszcie wysiadaliśmy z autobusu, zapadał zmierzch. Ze zdumieniem skonstatowałem, że jest to wciąż ten sam dzień. Odnosiłem wrażenie, że od tamtej chwili upłynęło kilka lat. Listy Rossiego spoczywały bezpiecznie w mojej teczce, a ich treść wypełniała mi głowę niesamowitymi wyobrażeniami. Wzrok Helen najwyraźniej odbijał moje odczucia. Ujęła mą dłoń drżącą ręką, jakby rewelacje tego dnia całkowicie zburzyły jej pewność siebie. Zapragnąłem ją objąć, pocałować na środku ulicy i zapewnić, że nigdy jej nie opuszczę, tak jak Rossi nie powinien opuszczać matki Helen. Zapanowałem jednak nad swymi uczuciami i tylko mocniej przycisnąłem jej wsuniętą pod moje ramię rękę. Ruszyliśmy zgodnie w stronę hotelu.

Kiedy wkroczyliśmy do hotelowego holu, znów odniosłem dziwaczne wrażenie, że byliśmy tu dawno temu, a owo nieprzyjemne, obce miejsce nieoczekiwanie, zaledwie w ciągu kilku dni, stało się prawie moim domem. W recepcji czekał na nas list od ciotki, który Helen natychmiast przeczytała.

«Tak też myślałam – mruknęła. – Zaprasza nas dzisiejszego wieczoru na pożegnalną kolację w hotelowej restauracji».

«Czy jej powiesz?»

«0 listach? Chyba tak. Evie zawsze, wcześniej czy później, o wszystkim mówiłam».

Mieliśmy niewiele czasu, by się wykąpać i przebrać do kolacji. Szybko ogoliłem się nad wymyślną umywalką i zmieniłem koszulę. Kiedy odświeżony zszedłem do holu, Helen jeszcze nie było, ale Eva już czekała. Stała odwrócona do mnie plecami i wyglądała przez okno na pogrążającą się w wieczornym mroku ulicę. Nie miała w sobie nic ze swojej przerażającej, oficjalnej czujności i spięcia. Przybrana w elegancki, ciemnozielony kostium, stała lekko przygarbiona przed szybą. Zanim zdecydowałem się przerwać jej zadumę, odwróciła się gwałtownie w moją stronę. Na jej twarzy malowała się wielka troska, która jednak natychmiast przeszła w promienny uśmiech. Szybko do mnie podeszła, a ja pocałowałem ją w dłoń. Nie wymieniliśmy słowa, jakbyśmy byli przyjaciółmi, którzy nie widzieli się od miesięcy albo od lat.

W tej samej chwili, ku me) uldze, pojawiła się Helen, która przy stole nakrytym błyszczącym obrusem i zastawionym paskudną porcelaną pełniła rolę tłumaczki. Jak poprzednim razem zamówienie złożyła jej ciotka. Wyczerpany przejściami dnia rozsiadłem się na krześle, podczas gdy one o czymś wesoło gwarzyły. Niebawem jednak twarz Evy się nachmurzyła. Kobieta ze zmarszczonym czołem zaczęła obracać między kciukiem a palcem wskazującym widelec i szeptać coś do ucha siostrzenicy. Helen również zmarszczyła brwi.

«Czy coś nie tak?» – zapytałem z niepokojem. Dosyć miałem już sekretów i tajemnic.

«Ciotka ma dla nas pewną wiadomość – wyjaśniła szeptem Helen, choć inni goście w lokalu z całą pewnością nie znali angielskiego. – Bardzo niedobrą».

«Jaką?»

Eva skinęła głową i znów zaczęła coś mówić cichym, bardzo spokojnym głosem. Helen jeszcze bardziej się zasępiła.

«Fatalnie – szepnęła Helen. – Ciocię wzięli na przesłuchanie. Na przesłuchanie o tobie… o nas. Dziś po południu złożył jej wizytę tajniak, którego zresztą dobrze zna od wielu lat. Bardzo się krygował, mówił, że to rutynowe przesłuchanie, wypytywał o twoją obecność na Węgrzech oraz o nasz… o nasz związek. Ciotka jest bardzo w takich sprawach cwana i sama zaczęła go wypytywać. Wyznał, że wiąże się to ze sprawą… jak to powiedzieć?… ze sprawą Józsefa Gezy». – Zniżyła głos do prawie niesłyszalnego szeptu.

«Gezy?» – zapytałem z najwyższym zdumieniem.

«Mówiłam ci, że jest bardzo niebezpieczny. Próbował już podpytywać mnie podczas konferencji, ale go zbyłam. Zdenerwowało go to bardziej, niż sądziłam. – Na chwilę umilkła. – Ciotka mówi, że należy do bezpieki i może nam z jego strony grozić poważne niebezpieczeństwo.

Oni nie lubią liberalnych reform obecnego rządu. Tęsknią za dawnymi czasami».

Jakiś osobliwy ton w jej głosie skłonił mnie do pytania:

«Wiedziałaś o tym wcześniej? Kim naprawdę jest?»

Skruszona skinęła głową.

«Powiem ci o tym później».

Tak naprawdę wcale nie chciałem tego wiedzieć, ale świadomość, że tropi nas ten wysportowany przystojniak, zaczęła działać mi na nerwy.

«A czego od nas chce?»

«Uważa, że sprowadziła cię do tego kraju nie tylko historia. Sądzi, że szukasz czegoś innego».

«I ma rację» – odrzekłem cicho.

«Ale on za wszelką cenę chce dowiedzieć się, o co ci dokładnie chodzi. Jestem przekonana, że wie, gdzie spędziliśmy dzisiejszy dzień… mam tylko nadzieję, że nie dobiorą się do matki. Ciotka zwodziła go jak mogła, ale wciąż się bok.

«Czy wie, czego… kogo… szukam?»

Helen długo milczała. Kiedy uniosła twarz, w jej oczach malował się wyraz winy.

«Tak. Myślałam, że mogłaby nam w czymś pomóc».

«Ico?»

«Oświadczyła, że koniecznie musimy jutro wyjechać. I przy odprawie na lotnisku nie rozmawiać z nikim obcym».

«Naturalnie – odrzekłem kpiąco. – Zapewne Geza będzie chciał podyskutować tam z nami o dokumentach dotyczących Draculi».

«Proszę, Paul, nie żartuj – szepnęła. – Sprawa jest bardzo poważna. Jeśli kiedykolwiek będę chciała tu wrócić…»

Zamilkłem. Nie miałem najmniejszego zamiaru stroić sobie żartów. Moje słowa świadczyły jedynie, że się zirytowałem. Kelner przyniósł deser – ciastka i kawę. Ciotka Eva z tak macierzyńską troską zachęcała nas do jedzenia, jakby tak ogromna ilość kalorii miała uchronić nas przed złem całego świata. Kiedy jedliśmy, Helen opowiedziała ciotce o listach Rossiego. Eva z powagą pokiwała głową, ale nic nie odrzekła. Gdy skończyliśmy kolację, pochyliła się w moją stronę, a Helen, ze spuszczonym wzrokiem, tłumaczyła jej słowa.

«Mój drogi, młody człowieku – mówiła, ściskając mi dłoń, tak samo jak uczyniła to wcześniej tego dnia jej siostra. – Nie wiem, czy jeszcze kiedykolwiek się spotkamy, choć bardzo bym tego chciała. Lecz niezależnie od wszystkiego opiekuj się moją ukochaną siostrzenicą i pozwól, aby ona się o ciebie troszczyła. – Popatrzyła chytrze na Helen, ale dziewczyna udała, że nie dostrzega tego spojrzenia. – Musicie koniecznie bezpiecznie wrócić do swoich studiów. Helen opowiedziała mi o twej misji. Jest to bardzo szlachetne przedsięwzięcie, ale jeśli nawet zakończy się ono niepowodzeniem, odjedziesz do domu z przekonaniem, że zrobiłeś wszystko, co w ludzkiej mocy. Wrócisz do swych zajęć i obowiązków. Jesteś młody i masz przed sobą całe życie».