– To ja… to moja wina – powiedziałam, ściskając jej dłoń. – Znalazłam książkę.

Spoglądała na mnie dłuższą chwilę, po czym przechyliła głowę.

– Jesteś historykiem – stwierdziła w końcu. Nie było to pytanie. Ciężko westchnęła. – Córeczko, przez kilka lat pisałam do ciebie kartki pocztowe, których oczywiście nigdy nie wysłałam. Pewnego dnia postanowiłam dać wam znak o sobie, powiadomić, że jednak żyję. Przesłałam je do waszego domu w Amsterdamie pod twój adres, Paul.

Tym razem popatrzyłam na ojca ze zdumieniem i gniewem.

– To prawda – przyznał ze smutkiem. – Nie chciałem ci ich pokazywać, nie chciałem cię zasmucać. Nie potrafiłem przecież odnaleźć twojej mamy. Czy wyobrażasz sobie, co wtedy czułem?

Doskonale go rozumiałam. Przypomniałam sobie nagle jego zmęczenie w Atenach, tamtego wieczoru, kiedy prawie półmartwy siedział przy biurku w swoim pokoju. Przesłał nam nieśmiały uśmiech, a ja pomyślałam, że teraz już taki uśmiech może gościć na jego twarzy codziennie.

– Ha! – Moja matka również się uśmiechnęła. Jej usta i oczy otaczały głębokie zmarszczki. – Wtedy ja zaczęłam szukać ciebie… i jego.

Obrzuciła ojca poważnym wzrokiem.

– Zrozumiałem, że muszę porzucić moje studia, by tropiąc ciebie, wytropić jego. Wiedziałam, iż prowadzisz badania… widziałam cię, Paul, jak wchodzisz i wychodzisz z bibliotek. Tak bardzo chciałam ci przekazać całą swoją wiedzę. Ale ty przeniosłeś się do Oksfordu. Nigdy tam nie byłam, choć wiedziałam, że w późnym średniowieczu ogarnęła to miasto fala wampiryzmu. I tam otworzyłeś książkę…

– Którą zamknął na mój widok – wtrąciłam.

– I na mój – dodał z lekkim uśmiechem Barley.

Odezwał się po raz pierwszy, a ja z radością stwierdziłam, że powoli odzyskuje pogodę ducha.

– Kiedy pierwszy raz ją oglądał, zapomniał zamknąć – powiedziała Helen, prawie puszczając do nas oko.

– Masz racją- przyznał mój ojciec. – Rzeczywiście zapomniałem. Helen popatrzyła na niego z serdecznym uśmiechem.

– Czy wiesz, że nigdy wcześniej nie widziałam tej książki. Yampires du Moyen Agel

– Klasyka – odparł mój ojciec. – Biały kruk.

– Sądzę, że zwierzchnik James również ją czytał – dodał cicho Barley. – Spotkałem go przy niej w chwilę po pańskiej lekturze. Zostawiłem w bibliotece płaszcz przeciwdeszczowy i później po niego wróciłem. Zobaczyłem zwierzchnika Jamesa, jak wychodzi z niszy, w której pan czytał tę książkę. Sprawiał wrażenie bardzo zafrasowanego. Przypomniałem to sobie znacznie później i postanowiłem do niego zadzwonić.

– Telefonowałeś do Jamesa? – spytałam zdziwiona i oburzona. – Kiedy? Dlaczego to zrobiłeś?

– Zadzwoniłem do niego z Paryża, ponieważ coś sobie przypomniałem – odrzekł, wyciągając nogi. Miałam ochotę usiąść obok niego i przytulić się. Nie śmiałam jednak tego zrobić w obecności rodziców. – Pamiętasz, jak w pociągu dręczyło mnie coś odnośnie do zwierzchnika Jamesa. Dopiero w Paryżu to sobie przypomniałem. Wśród papierów zalegających jego biurko zobaczyłem kopertę z intrygującym znaczkiem pocztowym.

List dotarł z Turcji i był bardzo stary. Pieczątka pochodziła sprzed dwudziestu lat, a wysłał go profesor Bora. Pomyślałem sobie wtedy, że też kiedyś będę miał takie biurko z listami nadchodzącymi z całego świata. Moją uwagę zwróciło nazwisko nadawcy: Bora. Było takie egzotyczne. Oczywiście nie otworzyłem tego listu. Nigdy bym się na to nie odważył.

– Pewnie, że nie – mruknął mój ojciec z oznakami wyraźnej sympatii.

– Gdy wysiedliśmy z pociągu w Paryżu, dostrzegłem na peronie starego muzułmanina w czerwonym fezie z czarnych chwostem i długiej szacie przypominającej odzienie osmańskiego paszy. Jego widok przywiódł mi na myśl tamten list. Przypomniałem sobie opowieść twojego ojca – wiesz, nazwisko tego tureckiego profesora – i natychmiast ruszyłem do telefonu. Uświadomiłem sobie bowiem, że zwierzchnik James również był w jakiś sposób w to uwikłany.

– A gdzie wtedy byłam ja? – zapytałam zazdrośnie.

– W toalecie. Dziewczęta dużo czasu spędzają w toalecie. – Zapragnęłam nagle, by mnie pocałował, ale nie w obecności moich rodziców. Zwierzchnik w pierwszej chwili zapienił się ze złości, lecz kiedy uświadomiłem mu, co się dzieje, oświadczył, że będzie mi wdzięczny za tę wiadomość do końca życia. – Głos lekko mu zadrżał. – Nie śmiałem pytać, co zamierza, ale teraz już wiemy.

– Wiemy – powtórzył jak echo mój ojciec smutnym głosem. – Z lektury starej książki musiał wywnioskować, że dokładnie za tydzień w Saint-Matthieu pojawi się po szesnastu latach Dracula. Wiedział zatem, dokąd pojechałem. Z pewnością sprawdzał też, nad czym pracuję w dziale starych książek. Zresztą kilkakrotnie zagadywał mnie na Oksfordzie, co się dzieje, zaniepokojony stanem mego zdrowia i umysłu. Nie chciałem go w to wszystko wciągać, wiedząc, jak bardzo niebezpieczna jest moja misja.

Helen skinęła głową.

– Rozumiem. Musiałam go wyprzedzić. Znalazłam otwartą książkę i wszystko zrozumiałam. Kiedy usłyszałam czyjeś kroki na schodach, szybko oddaliłam się z tamtego miejsca. Podobnie jak nasz przyjaciel uświadomiłam sobie, że pojedziesz do Saint-Matthieu, chcąc odzyskać mnie i wytropić tego demona. Natychmiast ruszyłam twoim śladem. Nie wiedziałam jednak, że podąża za tobą również nasza córka.

– Widziałam cię – powiedziałam ze zdumieniem..

Popatrzyła na mnie i obie długo milczałyśmy. Miałyśmy jeszcze przed sobą tyle czasu. Zauważyłam, że jest zmęczona; wszyscy byliśmy zmordowani. Nie mieliśmy nawet siły cieszyć się naszym zwycięstwem. Czy świat stał się bezpieczniejszy, dlatego że znów byliśmy razem, czy też dlatego, że on go ostatecznie opuścił? Wybiegłam myślami w przyszłość, której nie znałam. Helen będzie żyć z nami i gasić świece w jadalni. Pojawi się na mojej maturze i podczas inauguracji roku akademickiego. Założy na mnie suknię ślubną, jeśli kiedykolwiek zdecyduję się wyjść za mąż. Będzie czytać nam na głos po kolacji w frontowym pokoju, wróci do świata i zacznie wykładać na uczelni. Pomoże mi kupować nowe modne buty i bluzki, razem będziemy przemierzać ulice, obejmując się ramionami.

Nie wiedziałam jeszcze, iż od czasu do czasu zacznie odpływać, zapadać na długie godziny w milczenie, gładząc tylko palcami szyję, że wyniszczająca choroba zabierze ją nam po dobrych dziewięciu latach, zanim zdążymy się tak naprawdę nacieszyć jej powrotem, nigdy nie mając dosyć obcowania z nią. Nie mogłam przewidzieć, iż ostatnim darem matki okaże się jej spoczynek w spokoju, choć mogło być zupełnie inaczej. Stało się to dla nas zarówno rozdzierającym serce, jak i ożywczym zdarzeniem. Gdybym potrafiła odczytywać przyszłość, wiedziałabym, że po jej pogrzebie mój ojciec zniknie na cały dzień, a wraz z nim niewielki, wykonany ze srebra sztylet, przechowywany w szafie w salonie. Nigdy jednak go o to nie wypytywałam.

Ale tam, przy płonącym w Les Bains kominku, czekała nas jeszcze długa, błogosławiona przyszłość. Zaczęła się w chwili, kiedy mój ojciec dźwignął się z miejsca, pocałował mnie w czoło, gwałtownie potrząsnął ręką Barleya, a następnie pomógł Helen wstać z kanapy.

– Chodź – powiedział. Na jej twarzy malował się wyraz radości i zmęczenia. – Chodźmy do łóżka.