«Pewnie, że nic ci nie powiedział – odezwała się pogardliwie Helen, choć próbowałem ją uspokoić. – Szukał nas dla swego pana. Ciebie wcale nie chciał zabijać. W ten sposób byłeś mu bardziej użyteczny. Czy przekazał ci nasze notatki?»

«Zamknij się».

Geza sprawiał wrażenie, że chce ją uderzyć, ale w jego głosie wyczułem straszliwy lęk i po prostu odsunąłem Helen.

«Idziemy stąd – powiedział Ranow, wskazując drogę lufą pistoletu. Drugą dłoń przyciskał do krwawiącego ramienia. – Niewiele mi pomogliście. Pragnę jedynie zawieźć was do Sofii i jak najszybciej wsadzić do samolotu. Macie szczęście, że nie dostaliśmy polecenia, abyście zaginęli bez śladu, ale to byłoby dla nas bardzo niezręczne».

Odniosłem wrażenie, że chce nas kopnąć, tak jak Geza kopnął nogę stołu, ale on tylko w szorstki sposób wyprowadził nas z biblioteki. Przodem puścił Stoiczewa. Z bólem serca myślałem, co sędziwy profesor przeżył, kiedy zmuszono go do pościgu za nami. Najwyraźniej Stoiczew nie podejrzewał, iż naszym tropem pójdą agenci. Żałosny wyraz jego twarzy mówił o tym najdobitniej. Czy wrócił do Sofii i tam dopiero zmuszono go do kolejnej podróży? Miałem tylko nadzieję, że międzynarodowa sława uchroni naukowca – tak jak już wielokrotnie w przeszłości – od dalszych szykan. Ale Ranow… to było w tym wszystkim najgorsze. Zainfekowany Ranow wróci do swych obowiązków w tajnej policji. Zastanawiałem się chwilę, czy Geza nie powinien coś z tym zrobić, ale widząc jego odpychający wyraz twarzy, nie odważyłem się zwracać do niego o pomoc.

W drzwiach odwróciłem się, by po raz ostatni popatrzeć na książęcy sarkofag spoczywający tam od blisko pięciuset lat. Jego mieszkaniec mógł w obecnej chwili przebywać wszędzie lub zmierzać dokądkolwiek. Na górze schodów przepełzliśmy przez wąski otwór – miałem nadzieję, że żaden z pistoletów przypadkowo nie wypali. W krypcie ujrzałem przedziwny widok. Stojący na podwyższeniu relikwiarz świętego Petka był otwarty. Włamywacze musieli dysponować narzędziami, jakich nam zabrakło. Marmurowa płyta, na której spoczywał, leżała na swoim miejscu. Przykrywała ją bogato wyszywana kapa. Helen przesłała mi tępe spojrzenie. Kiedy mijaliśmy relikwiarz, zerknąłem przelotnie do środka. Dostrzegłem kilka kości i lśniącą czaszkę – wszystko, co zostało po miejscowym męczenniku.

Przed kościołem, w głębokim nocnym mroku, stało wiele samochodów, wokół których roili się ludzie – najwyraźniej Geza pojawił się w otoczeniu całej świty. Drzwi świątyni strzegło dwóch jego ludzi. Tędy Dracula na pewno nie uciekł – pomyślałem. Wokół nas majaczyły góry, ciemniejsze niż nocne niebo. Nieopodal tłoczyli się mieszkańcy wioski, którzy przybyli przed kościół z pochodniami. Na widok Ranowa cofnęli się gwałtownie. Wytrzeszczali oczy na jego rozdartą, zakrwawioną marynarkę. A migotliwy blask pochodni oświetlał ich spięte twarze.

Poczułem na ramieniu dotyk dłoni Stoiczewa, który przysunął głowę do mego ucha.

«Zamknęliśmy go» – szepnął.

«Słucham?» – Pochyliłem się w jego stronę.

«Wraz z mnichem pierwsi weszliśmy do krypty, podczas gdy tamte zbiry przeszukiwały lasy i kościół, tropiąc wasze ślady. Ujrzeliśmy w grobie człowieka – ale nie Draculę. Od razu wiedziałem, że tu byliście. Zamknęliśmy grobowiec, a wtedy nadeszli tamci i tylko otworzyli relikwiarz. Byli tak rozwścieczeni, że w pierwszej chwili myślałem, iż porozrzucają nieszczęsne kości świętego. – Brat Iwan rzeczywiście sprawiał wrażenie bardzo krzepkiego mężczyzny. Pomyślałem, że i profesor Stoiczew, wbrew pozorom, musiał być człowiekiem obdarzonym niemałą siłą fizyczną. Popatrzył na mnie przenikliwie. – Ale kim był ten człowiek w grobowcu, jeśli mogę…?»

«To był profesor Rossi» – szepnąłem, kiedy Ranow otwierał drzwi samochodu, którym mieliśmy wrócić do Sofii.

Stoiczew przesłał mi tylko szybkie, wymowne spojrzenie. «Tak mi przykro».

«I tak opuściliśmy naszego najdroższego przyjaciela w Bułgarii, który wkrótce odszedł. Niech spoczywa w pokoju".

75

«Po przygodzie w krypcie salon Bory wydawał się rajem na ziemi. Z niewysłowioną ulgą siedzieliśmy z filiżankami parującej, wonnej herbaty w dłoniach – choć był już czerwiec, na dworze od tygodnia panował niespotykany chłód – a Turgut, rozparty na poduszkach rozłożonych na kanapie, spoglądał na nas z uśmiechem. Helen przy wejściu do domu zdjęła buty i nałożyła ozdobne, czerwone pantofle, które przyniosła jej pani Bora. Towarzyszył nam też Selim Aksoy. Siedział milcząco w kącie, ale Turgut zapewnił nas, że zarówno on, jak i pani Bora, doskonale zrozumieją naszą rozmowę, prowadzoną po angielsku.

«Czy jesteście pewni, że grobowiec był pusty?» – zapytał natychmiast Turgut.

«Całkowicie – odparłem, spoglądając na Helen. – Nie jesteśmy pewni, czy naprawdę coś usłyszeliśmy. Czy był to Dracula? Wszystko spowijał mrok».

«Jeśli legendy mówią prawdę, mógł zmienić kształt. – Ciężko westchnął. – Jego przeklęte oczy! Przyjaciele, byliście bliscy schwytania go. Bliżej niż kiedykolwiek udało się to przez pięćset lat Gwardii Półksiężyca. Jestem rad, że żyjecie, ale jednocześnie niewymownie mi przykro, iż nie udało się wam go zniszczyć».

«Dokąd, twoim zdaniem, się udał?» – zapytała Helen, przewiercając go swoimi czarnymi oczyma.

«Cóż, moja droga… – odezwał się zamyślonym głosem, drapiąc się po brodzie. – Nie mam najmniejszego pojęcia. Potrafi przemieszczać się szybko i daleko. Może być blisko lub na drugiej półkuli. Z pewnością w jakimś starożytnym miejscu – miejscu nieniepokojonym od stuleci. Opuszczenie monasteru Sveti Georgi musiało stanowić dla niego cios, ale zrozumiał, że tam nie ma już dla niego miejsca. Dałbym odciąć sobie prawą rękę, by dowiedzieć się, czy przebywa gdzieś, w Bułgarii lub w którymś z ościennych państw. Jestem przekonany, że granice i polityka nie stanowią dla niego żadnego problemu».

Turgut zmarszczył swoją sympatyczną twarz.

«Nie myślisz chyba, że podąża naszym tropem?» – zapytała cicho Helen.

Sądząc po wyrazie jej twarzy, wywnioskowałem, że pytanie to kosztowało ją wiele wysiłku. Turgut potrząsnął głową.

«Mam nadzieję, że nie, madame profesor. Moim zdaniem boi się was. Ostatecznie odszukaliście go tam, gdzie nikt inny nie dotarł».

Helen milczała. Nie podobał mi się wyraz wątpliwości malujący się na jej twarzy. Selim Aksoy i pani Bora spoglądali na nią z wyjątkowym współczuciem. Zapewne zastanawiali się, jak mogłem ją w to wszystko wplątać.

Turgut popatrzył w moją stronę.

«Strasznie przykro mi z powodu twego przyjaciela Rossiego. Tak bardzo chciałbym się z nim spotkać».

«Z całą pewnością byście się polubili» – powiedziałem szczerze, biorąc Helen za rękę.

W oczach kobiety stanęły łzy. Jak zawsze, kiedy padało nazwisko jej ojca.

«Chciałbym też osobiście poznać profesora Stoiczewa» – dodał z zadumą, odstawiając na miedzianą tacę filiżankę z resztką herbaty.

«To byłoby wspaniale – powiedziałem z uśmiechem, wyobrażając sobie dwóch naukowców wymieniających notatki ze swoich prac. Wyjaśnilibyście wszystkie interesujące was obu problemy dotyczące Imperium Osmańskiego i średniowiecznych Bałkanów. Może kiedyś się spotkacie».

Turgut potrząsnął przecząco głową.

«Nie sądzę. Dzielą nas wielkie bariery, wysokie i kolczaste -jak cara i paszę. Ale jeśli się jeszcze z nim spotkasz lub będziesz do niego pisać, przekaż mu ode mnie wyrazy uszanowania».

Selim Aksoy chciał, by Turgut o coś nas zapytał. Turecki profesor dłuższą chwilę słuchał go z poważną twarzą.

«Zastanawiamy się, czy pośród niebezpieczeństw i chaosu, jakie panowały w krypcie, znaleźliście księgę, o której wspomniał profesor Rossi. Chodzi o żywot świętego Jerzego. A może Bułgarzy zabrali ją do uniwersyteckiej biblioteki w Sofii?»

Helen wybuchnęła zdumiewająco dziewczęcym śmiechem, a ja z najwyższym trudem powstrzymałem się, aby jej nie ucałować na oczach zebranych. Było to jej pierwszy śmiech od chwili, kiedy opuściliśmy grób Rossiego.

«Mam ją w teczce – powiedziałem. – Chwileczkę».

Turgut gapił się na nas przez dłuższą chwilę, po czym wdał się w rozmowę z Aksoyem i swoją żoną.

«Jak udało sieją wam odnaleźć?»

Milcząca Helen uśmiechała się tylko tajemniczo, więc sprawę wyjaśniłem ja.

«Przypomniałem sobie o niej dopiero w Sofii, w hotelu».

Ale nie mogłem przecież powiedzieć im całej prawdy, więc podałem wersję złagodzoną.

A prawda przedstawiała się tak: Kiedy wreszcie zostawiono nas w pokoju Helen samych na dziesięć minut, wziąłem ją w ramiona, pocałowałem jej smoliście czarne włosy, a następnie, nie zważając na nasze brudne ubrania, z miłością przytuliłem do siebie. Czułem nie tylko wielką ulgę, że uszliśmy z życiem, że mogę tulić do siebie Helen i podziwiać jej urodę, lecz również coś bardzo zaniepokoiło mnie w kształcie jej ciała. Było to coś twardego, kanciastego. Odsunąłem się i obrzuciłem ją bacznym spojrzeniem. Ona przesłała mi kpiarski uśmiech. Położyła palec na ustach, dając mi znak, bym nie odzywał się słowem. Oboje wiedzieliśmy, że pokój z pewnością jest na podsłuchu.

Po chwili położyła mi dłoń na guzikach swej brudnej i wygniecionej bluzki. Rozpiąłem je bez namysłu. W tamtych czasach damska bielizna była znacznie bardziej skomplikowana niż dzisiaj, pełna sekretnych drutów, haczyków i osobliwych przegródek – wewnętrzna zbroja. Wyciągnąłem owiniętą w chustkę do nosa, ogrzaną ciepłem ciała kobiety książkę. Nie było to wielkie tomiszcze, jak sobie wyobraziłem, słuchając słów Rossiego. Wolumin mieścił się łatwo w ręku. Jego wykonaną z drewna i barwionej skóry oprawę zdobiły bogate złocenia oraz cała gama drogich kamieni: szmaragdów, rubinów, szafirów, lapis-lazuli, przepięknych pereł otaczających widniejący pośrodku wizerunek oblicza świętego. Delikatne, bizantyjskie ryzy sprawiały wrażenie, jakby namalowano je zaledwie kilka dni wcześniej, a nie przed wiekami. Zdawał się spoglądać prosto na mnie swymi wielkimi, smutnymi oczyma. Nad nimi rysowały się wysokie łuki brwi, nos miał długi i prosty, a usta skrzywione w surowym grymasie. Portret był pełen życia i realizmu, jakiego nigdy jeszcze nie spotkałem w sztuce bizantyjskiej. Do złudzenia przypominał malarstwo Rzymian. Gdyby nie mój zachwyt nad twarzą Helen, mógłbym śmiało powiedzieć, że piękniejszego oblicza nie widziałem w życiu. Było ludzkie, a jednocześnie niebiańskie – niebiańskie, a jednocześnie ludzkie. Na kołnierzu szaty świętego widniały wypisane precyzyjnym pismem jakieś słowa.