Kiedy wyśpiewały pięć lub sześć pieśni, każdą z nich powitano huraganowym aplauzem, wszyscy nagle stanęli prawie na baczność – nie wiedziałem, o co chodzi, dopóki nie zobaczyłem, że w progu świątyni pojawił się kapłan. Niósł ikonę z wizerunkiem sveti Petko, tym razem udrapowaną czerwonym aksamitem. Za nim postępowało dwóch chłopców w czarnych ubraniach, niosących ikony spowite białym jedwabiem. Procesja obeszła kościół z jednej strony – muzykanci postępowali za nią krok w krok, uderzając w uroczyste tony – i zatrzymała się między świątynią a ognistym kręgiem. Ogień wygasł już kompletnie. Pozostał tylko piekielnie czerwony i gorący żar. Unosiły się z niego smużki niebieskawego dymu, jakby pod szarymi popiołami coś się czaiło i oddychało. Kapłan i jego pomocnicy stali pod ścianą kościoła, trzymając przed sobą święte skarby.

Orkiestra zaintonowała nową muzykę. Jest żywa, a jednocześnie poważna – pomyślałem. Wieśniacy, którzy byli w stanie tańczyć lub poruszać się o własnych siłach, utworzyli długi wąż, otaczając tlące się ognisko. Kiedy tańczący pląsali w korowodzie wokół pogorzeliska, baba Janka i druga niewiasta – nie jej siostra, ale jeszcze starsza kobieta, prawie ślepa – pokłoniły się kapłanowi i ikonom. Zdjęły buty i skarpetki, odkładając je ostrożnie na schodach prowadzących do kościoła, ucałowały srogie oblicze sveti Petko, a kapłan je pobłogosławił. Młodzi pomocnicy wręczyli im ikony, ściągnąwszy uprzednio z nich jedwabne woale. Muzyka nabrała na sile. Grający na dudach jeszcze bardziej pokraśniał, policzki miał nienaturalnie wydęte.

Baba Janka i towarzysząca jej prawie ślepa kobieta ruszyły wdzięcznym krokiem w stronę paleniska. Zaczęły tańczyć po nim gołymi stopami. Trzymały przed sobą ikony, a głowy miały dumnie zadarte, jakby spoglądały w inny świat. Helen zacisnęła dłoń na moich palcach aż do bólu. Nogi obu kobiet mieliły żar, wzbijając snopy iskier. Brzegi sukni baba Janki zaczynały się tlić. Ale tańczyły po ogniach w rytm tajemniczych rytmów bębna i gajdy – każda po innej stronie pogorzeliska.

Nie dostrzegłem ikon, jakie wzięły ze sobą, ale teraz zobaczyłem w rękach ślepej kobiety wizerunek Dziewicy Maryi z Dzieciątkiem, jej głowę wieńczyła ciężka korona. Nie widziałem ikony baba Janki, dopóki nie zatoczyła pełnego kręgu. Jej twarz była zdumiewająca, oczy miała ogromne i nieruchome, usta wpadnięte. W straszliwym żarze jej twarz lśniła. Ikona, którą trzymała w rękach, była bardzo stara, podobnie jak ikona przedstawiająca Maryję. Poprzez unoszący się nad ogniskiem dym dokładnie ujrzałem obraz: dwie postacie splecione w jakimś rodzaju tańca, stały na wprost siebie, obie dramatyczne i nieprzystępne. Jedną był rycerz w zbroi i czerwonym hełmie, drugą – smok z długim, zakręconym ogonem".

70

Grudzień 1963

Moja ukochana Córko!

Jestem w Neapolu. W tym roku postanowiłam prowadzić badania bar dziej systematycznie. W grudniu w Neapolu jest ciepło. Całe szczęście, gdyż cierpię na okropne przeziębienie. Nie wiedziałam, co to samotność, zanim Cię nie porzuciłam, ponieważ nikt nie kochał mnie tak jak Twój ojciec… i Ty, mam nadzieję. Teraz jestem samotną kobietą, siedzę w bibliotece, pociągam nosem i robię notatki. Nie wiem, czy istnieje drugi człowiek tak bardzo samotny jak ja w swoim hotelowym pokoju. W miejscach publicznych noszę na szyi apaszkę lub bluzkę z wysokim kołnierzykiem. Kiedy samotnie jem obiad, zawsze ktoś przesyła mi uśmiech. Ja mu go oddaję i odwracam głowę. Nie jesteś jedyną osobą, której odmawiam towarzystwa.

Kochająca Cię matka

Helen

Luty 1964

Moja ukochana Córko!

Ateny są brudne i hałaśliwe. Mam kłopoty z dotarciem do pewnych in teresujących dokumentów w Instytucie Średniowiecznej Grecji. Ale dziś rano, siedząc na Akropolu, wyobraziłam sobie, że pewnego dnia jednak spotkamy się – Ty, już dojrzała kobieta – na ruinach tych schodów i obie spoglądać będziemy na to miasto. Wyobrażam sobie: jesteś wysoka jak ja i jak Twój ojciec, w burzy czarnych włosów – krótkich albo długich, za plecionych w gruby warkocz? – w przeciwsłonecznych okularach, w sandałach, z chustką na włosach, jeśli wiatr będzie tak porywisty jak dzisiaj. A ja już będę podstarzała, pomarszczona, ale dumna z Ciebie. Kelnerzy zaczną wytrzeszczać oczy na moją córkę, nie na mnie, a ja dumnie się uśmiechnę. Ojciec popatrzy na nich znad gazety płonącym wzrokiem.

Kochająca Cię matka

Helen

Marzec 1964

Moja ukochana Córko!

Akropol wywarł na mnie wczoraj takie wrażenie, że wróciłam tu dziś rano, a teraz piszę do Ciebie list. Ale kiedy tak tutaj siedzę i patrzę na miasto i rana na szyi zaczyna mnie boleć, spoglądam coraz podejrzliwiej na wszystkich ludzi i turystów. Nie rozumiem, dlaczego ten zrodzony przed wiekami demon jeszcze mnie nie odnalazł. I tak już mnie przejął, zakaził, a ja prawie za nim tęsknią. Dlaczego nie pojawia się, by wyrwać mnie z tej udręki i nie zabrać do końca? Ostatnio jednak przyszła mi do głowy myśl, że muszę z nim walczyć, otoczyć się każdym czarem, który go odepchnie, odszukać jego liczne ofiary, by w jednej z nich znaleźć demona i go zniszczyć. Ty, mój mały aniołku, trzymaj się od tego jak najdalej.

Kochająca Cię matka

Helen

71

«Nie wiem, które z nas pierwsze wydało okrzyk zdumienia na widok niesionej przez baba Jankę ikony, lecz natychmiast skryliśmy nasze emocje. Trzy metry od nas stał oparty plecami o drzewo Ranow. Z ulgą stwierdziłem, że znudzony i obrażony na cały świat, paląc papierosa, rozgląda się po dolinie i z całą pewnością nie zwrócił uwagi na ikonę. Po chwili baba Janka odwróciła się od nas, po czym takim samym tanecznym krokiem obie niewiasty wyszły z ognistego kręgu i ruszyły w stronę księdza. Oddały ikony chłopcom, a ci natychmiast zasłonili je materią. Kapłan pobłogosławił obie kobiety, a następnie brat Iwan dał im po szklance wody, po czym zabrał ze sobą. Baba Janka, przechodząc obok nas, rzuciła nam pełne dumy spojrzenie i uśmiechnęła się, prawie puściła do nas oko. Oboje z Helen ukłoniliśmy się jej z szacunkiem. Zerknąłem na jej bose stopy. Zabójczy żar nie zostawił na nich śladu. Podobnie jak na nogach drugiej niewiasty. Jedynie ich twarze były poczerwieniałe od skwaru.

«Smok» – mruknęła Helen, kiedy odprowadzaliśmy wzrokiem stare kobiety.

«Właśnie – odpowiedziałem. – Musimy dowiedzieć się, gdzie tę ikonę trzymają i jak bardzo jest stara. Chodź. Ksiądz obiecał, że oprowadzi nas po kościele».

«A Ranow?» – zapytała z niepokojem Helen.

«Powiemy, że idziemy się tylko pomodlić, a wtedy da nam święty spokój – odparłem. – Nie sądzę, by zauważył ikonę».

Kapłan wrócił do kościoła, a wierni zaczynali się rozchodzić. Ruszyliśmy powoli do świątyni. Ksiądz zawieszał właśnie ikonę ze sveti Petka na jej miejscu. Dwóch pozostałych ikon nigdzie nie dostrzegliśmy. Trochę po angielsku, trochę na migi, przekazaliśmy podziękowania za pozwolenie na udział w tak przepięknej ceremonii. Kapłan okazał wyraźne zadowolenie».

«Czy mógłby ksiądz oprowadzić nas po kościele?» – zapytałem, wykonując szeroki ruch ramieniem.

«Oprowadzić?»

Zmarszczył brwi, ale po chwili się uśmiechnął. Oczywiście – ale najpierw musiał się przebrać. Kiedy wrócił, miał już na sobie codzienny, czarny strój duchownego. Prowadził nas od niszy do niszy, pokazując ikoni, Hristos i różne inne rzeczy, których nazwy rozumieliśmy w mniejszym lub większym stopniu. Najwyraźniej doskonale znał ten kościół i jego historię. Gdybyśmy tylko mogli się z nim porozumieć pomyślałem smętnie. Na koniec zapytałem, gdzie są dwie pozostałe ikony. Wskazał wejście do podziemi. Zapewne wróciły już do krypty, gdzie je przechowywano. Uprzejmie zapalił latarnię i poprowadził nas na dół.

Kamienne schody były bardzo strome. W porównaniu z bijącym z katakumb chłodem, sam kościół wydawał się wyjątkowo ciepłym miejscem. Mocno ścisnąłem dłoń Helen i zgodnie postępowaliśmy za księdzem, którego latarnia oświetlała otaczające nas starodawne, kamienne ściany. Mała krypta nie była jednak pogrążona w kompletnym mroku. Przy ołtarzu płonęły w dwóch lichtarzach świece. W ich blasku ujrzeliśmy, że nie jest to wcale ołtarz, lecz relikwiarz nakryty bogato haftowanym, czerwonym adamaszkiem. Obok wisiały dwie ikony w srebrnych ramach. Jedna z nich przedstawiała Dziewicę, a druga – dałem krok do przodu – smoka i rycerza.

«Svełi Petko» – powiedział ksiądz, dotykając trumny.

Wskazałem na wizerunek Dziewicy, a on powiedział coś, z czego wychwyciłem jedynie słowa «Baczkowski monastir». Kiedy popatrzyłem na drugą ikonę, kapłan się rozpromienił.

«Sveti Georgi - wyjaśnił, wskazując rycerza. – Dracula» – dodał, patrząc na smoka.

«Zapewne znaczy to smok» – powiedziała cicho Helen.

Kiwnąłem głową.

«Ale jak go zapytać, ile lat ma ta ikona?»

«Star? Staro?» - spytała niepewnie.

Kapłan pokręcił potakująco głową.

«Mnogo starn.

Wyciągnąłem dłoń i zacząłem liczyć na palcach. Trzy? Cztery? Pięć? Uśmiechnął się. Pięć. Pięć palców – około pięciuset lat.

«Twierdzi, że ikona pochodzi z piętnastego wieku – stwierdziła Helen. – Boże, jak zapytać go, skąd pochodzi ta ikona?»

Skierowałem palec na malowidło, szerokim gestem pokazałem kryptę, a następnie uniosłem ramię, pokazując znajdujący się nad nami kościół. Kiedy wreszcie kapłan zrozumiał, o co mi chodzi, wykonał ramionami uniwersalny gest niewiedzy. Nie wiedział. Zapewne próbował nam powiedzieć, że ikona w kościele Sveti Petko znajduje się od setek lat, poza tym nic nie wie.

Uśmiechnął się i ruszyliśmy w blasku jego lampy z powrotem. Tak zatem opuszczaliśmy to miejsce równie mądrzy jak wcześniej. W pewnej chwili jednak Helen potknęła się na jednym ze stopni, kiedy obcas jej pantofla uwiązł w szczelinie między kamieniami. Schyliła się, by uwolnić but, a ja pośpieszyłem jej z pomocą. Blask latarni księdza niknął w górze schodów, lecz mrok rozświetlały palące się przy relikwiarzu świece. Ujrzałem wyryty niezdarnie na kamiennym stopniu, tuż przy stopie Helen, wizerunek smoka, taki sam jak w mojej książce. Opadłem na kolana i zacząłem wodzić po nim palcami. Był mi tak znajomy, jakbym to ja sam wyrył go w kamiennym schodku. Helen, zapominając o trzewiku, uklęknęła obok mnie.