Otworzył przed nią siatkowe drzwi i zapytał:
– Jak minęła podróż?
– Dobrze – odparła, myśląc, że to sprawa dyskusyjna. Wolała jednak znaleźć jakieś pozytywy, toteż dodała pospiesznie: – Mój Boże, cóż za wspaniały ogród.
Opos natychmiast się rozpromienił.
– Neli uwielbia się nim zajmować.
– To widać.
Mówiła całkiem szczerze. Wszędzie było pełno różnokolorowych kwiatów, które zwieszały się ze skrzynek stojących na poręczy werandy i pięły się po drewnianym płotku. Na tyłach podwórka stała olbrzymia magnolia, a w jej cieniu wisiał hamak. Płot za nią zasłaniało kilka wybujałych krzaków ostrokrzewu. Gdyby nie psy ujadające na sąsiednim podwórku, byłaby to prawdziwa oaza ciszy i spokoju.
– Rety! – huknął Robert, który o mało się nie potknął, gdy suczka skoczyła mu do nóg.
– Tig! – krzyknął Opos bez przekonania.
Kundel wskoczył do basenu, przepłynął go w poprzek, wdrapał się na drugi brzeg i zaczął tarzać w trawie, wierzgając łapami w powietrzu.
– Kurde – mruknął Opos. – Ile ja bym dał za takie beztroskie życie.
Kobieta siedząca na krzesełku przodem do basenu obejrzała się przez ramię.
– Ona już na pewno wie o nas wszystko od Jeffreya. – Poklepała puste krzesełko obok siebie. – Chodź, usiądź przy mnie, Saro. Nie jestem taką zołzą jak Neli.
Sara z radością skorzystała z tej propozycji.
– Jessie – przedstawiła się kobieta. Leniwym gestem wskazała Roberta i wyjaśniła: – Ten okaz to mój mąż. – Z takim naciskiem wypowiedziała ostatnie słowo, że w jej ustach nabrało niemal pornograficznego znaczenia.
– Sprawia wrażenie bardzo miłego – odparła Sara.
– Jak każdy, dopóki się go nie pozna. Od jak dawna znasz Spryciarza?
– Nie za długo – przyznała otwarcie, zastanawiając się, czy tutaj wszyscy posługują się przezwiskami. Odnosiła mętne wrażenie, że Jessie ma jeszcze gorszy charakter od Neli. Była tylko kulturalniejsza. Wyraźnie czuć było od niej alkoholem, niewykluczone, że spora dawka trunku wpłynęła na jej łagodne usposobienie.
– Wszyscy są bardzo zżyci – powiedziała Jessie, wychylając się z krzesła, żeby sięgnąć po kieliszek z winem. – Ja jestem wśród nich nowa, co znaczy, że mieszkam tu dopiero od dwudziestu lat. Przeniosłam się z południa po pierwszym roku studiów.
Rzeczywiście mówiła z akcentem z wybrzeża Alabamy.
– Robert jest gliniarzem, tak samo jak Jeffrey. To miłe, prawda? Dawniej nazywałam ich Mutt i Jeff, tyle że Jeffrey nie cierpi tego zdrobnienia. – Pociągnęła spory łyk wina. – Natomiast Opos prowadzi sklep obok baru Tasty Dog. Żałuj, że nie masz okazji poznać ich dzieci, zwłaszcza starszego syna. To przeuroczy chłopak. Dzieci to jedyna prawdziwa radość człowieka. Mam rację, Bob?
– Co mówiłaś, kochanie? – zapytał Robert, chociaż Sara była pewna, że musiał wszystko słyszeć.
Neli usiadła po drugiej stronie Sary i podała jej butelkę piwa.
– To na znak pokoju – powiedziała.
Sara wzięła od niej butelkę, chociaż nie lubiła piwa, zawsze uważała je za obrzydliwe popłuczyny. Zdobyła się jednak na wysiłek i przyznała:
– Masz przepiękny ogród.
Neli wzięła głęboki oddech i powoli wypuściła powietrze.
– Azalie w tym roku przekwitły wyjątkowo wcześnie. Sąsiadów nigdy nie ma w domu i nikt nie zajmuje się psem, który wiecznie ujada. Poza tym nie mogę się pozbyć mrówek, które założyły mrowisko pod hamakiem, chociaż Jared ciągle podrzuca mi pędy trującego bluszczu. Nie mam nawet pojęcia, skąd je bierze. – Urwała, żeby zaczerpnąć tchu. – Ale dziękuję. Staram się, żeby było ładnie.
Sara obejrzała się, chcąc wciągnąć Jessie do rozmowy, ta jednak miała oczy zamknięte.
– Pewnie już zasnęła. – Neli energicznie powachlowała się dłonią. – Przepraszam, że byłam dla ciebie taka nieprzyjemna.
Sara nie zareagowała.
– Zazwyczaj nie jestem aż taka drażliwa. Gdyby Jessie nie spała, pewnie powiedziałaby ci co innego, ale jak można wierzyć kobiecie, która opróżnia butelkę wina jeszcze przed czwartą po południu, i to nie tylko w niedzielę. – Odpędziła od siebie muchę. – Mówiła ci już, że jest tu nowa?
Przytaknęła ruchem głowy, próbując się w tym połapać.
– Powinnaś się cieszyć, że zasnęła. Za parę minut zaczęłaby cię zanudzać wyznaniami, jak to zawsze jest zdana na łaskę nieznajomych.
Sara pociągnęła łyk piwa z butelki.
– Spryciarz bardzo długo nas nie odwiedzał. Wyjechał z miasta w takim pośpiechu, jakby ktoś mu polał portki benzyną i podpalił. – Umilkła na krótko. – Chyba byłam na niego wściekła, a skrupiło się na tobie. – Oparła dłoń na poręczy krzesełka Sary. – Jeszcze raz przepraszam, że pokazałam ci się od najgorszej strony.
– Przeprosiny przyjęte.
– O mało mnie szlag nie trafił, jak powiedziałaś o tych balonikach w kształcie zwierzątek. – Zaśmiała się. – Spryciarz mówił, że jesteś lekarką, ale nie chciało mi się w to wierzyć.
– To prawda. Jestem pediatrą. Neli rozsiadła się wygodniej.
– Trzeba być bardzo mądrym, żeby się dostać na studia medyczne. Mam rację?
– Mniej więcej.
Gospodyni z uznaniem pokiwała głową.
– W takim razie zakładam, że dobrze wiesz, co robisz z Jeffreyem.
– Dzięki – odparła zupełnie poważnie Sara. – Jesteś pierwszą osobą, która mi to mówi.
Neli spoważniała nagle i popatrzyła na nią z wyraźnym politowaniem.
– Nie zdziw się, jeśli będę nie tylko pierwszą, ale i ostatnią.