Изменить стиль страницы

ROZDZIAŁ SZÓSTY

W ciągu pięciu godzin spędzonych u Neli dowiedziała się znacznie więcej o Jeffreyu Tolliverze niż przez trzy miesiące ich bliskiej znajomości. Jego matka była nieuleczalną alkoholiczką, a ojciec siedział w więzieniu za coś, o czym nikt nie chciał mówić. Jeffrey rzucił studia w Auburn po drugim roku i wstąpił do policji, nie tłumacząc nikomu powodów tej decyzji. Wspaniale tańczył i nie znosił bobu. Zdecydowanie nie należał do kandydatów na męża i ojca, ale o tym sama wiedziała. Po prostu był żywym uosobieniem określenia „zaprzysięgły kawaler”.

Biorąc pod uwagę, że większość podobnych informacji Neli wymamrotała pod nosem w trakcie wyjątkowo wciągającej partii gry w tysiąc pytań, Sara miała świadomość, że zapoznała się tylko z samymi nagłówkami, nie mając dostępu do pełnej treści reportaży. Było już całkiem ciemno, kiedy się pożegnali i ruszyli pieszo do domu matki Jeffreya. Zaczęła rozmyślać, jak dowiedzieć się czegoś więcej. Zaczęła od pytania:

– Czym zajmuje się twoja matka?

– Różnymi rzeczami – odparł wymijająco.

– A tata?

Przełożył walizkę do drugiej ręki i objął ją ramieniem.

– Odniosłem wrażenie, że nieźle się dzisiaj bawiłaś.

– Spodobało mi się trzeźwe spojrzenie Neli na życie.

– Ona uwielbia brzmienie własnego głosu. – Przesunął dłoń na jej biodro. – Nie dawałbym wiary we wszystko, co mówi.

– Dlaczego?

Opuścił rękę jeszcze trochę niżej i pochylił się do jej karku.

– Ślicznie pachniesz.

Wiedziała, do czego zmierza, ale nie chciała zmieniać tematu.

– Jesteś pewien, że twoja matka nie będzie miała nic przeciwko temu, byśmy u niej przenocowali?

– Dzwoniłem do niej od Neli parę godzin temu – odparł. – Pamiętasz, jak z zapartym tchem wysłuchiwałaś historii mego życia?

Obrzucił ją spojrzeniem świadczącym wyraźnie, że doskonale wie, o czym Neli jej opowiadała, Sara zakładała jednak, że nie zabrałby jej na spotkanie ze swymi przyjaciółmi, gdyby się nie domyślał, że tak właśnie będzie.

Postanowiła to wykorzystać.

– Poszedłeś na łatwiznę. Wolałeś, bym dowiedziała się o tobie od kogoś innego.

– Ale też powiedziałem, że nie warto wierzyć we wszystko, co wygaduje Neli.

– Przecież się znacie od początku podstawówki.

– Ale ona nie należy do moich wielbicielek. Zrozumiała wreszcie przyczynę wyczuwalnego napięcia panującego między nimi.

– Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że z nią też chodziłeś?

Nie odpowiedział, co uznała za potwierdzenie.

– To już tutaj – mruknął, wskazując dom, przed którym stał poobijany Chevrolet impala.

Mimo że Jeffrey uprzedził telefonicznie o przyjeździe, matka nie zadała sobie trudu, by zostawić zapalone światło. Dom był pogrążony w ciemnościach.

– Nie lepiej byłoby przenocować w motelu? – zapytała niepewnie Sara.

Zaśmiał się i złapał ją pod rękę, gdy potknęła się na nierównej żwirowej ścieżce.

– Tu nie ma żadnego motelu, nie licząc przybytku na tyłach baru przy autostradzie, w którym kierowcy ciężarówek wynajmują pokoje na godziny.

– Brzmi romantycznie.

– Może dla niektórych – bąknął, prowadząc ją do schodków na werandę.

Mimo ciemności szybko zaklasyfikowała jego rodzinny dom do kategorii tych, które podupadły. Jeffrey rzucił ostrzegawczo:

– Uważaj na obluzowane deski.

Stanął przed drzwiami i przeciągnął dłonią po górnej krawędzi framugi.

– Zamknęła drzwi na klucz?

– Okradli nas, kiedy miałem dwanaście lat – wyjaśnił, po omacku próbując wetknąć klucz w dziurkę. – Od tamtej pory matka żyje w strachu.

Stuknęła otwierana zasuwka. Wypaczone drzwi zaklinowały się na dole, toteż musiał je popchnąć nogą. Otworzył szeroko i rzekł:

– Witaj w moich progach. W środku wisiał dojmujący smród zatęchłego dymu papierosowego i alkoholu. Na szczęście mrok ukrył kwaśną minę Sary. Czuła się coraz bardziej nieswojo. Nie miała pojęcia, jak zdoła spędzić tu noc, nie mówiąc już o dłuższym pobycie.

– Śmiało – rzekł zachęcająco, wskazując drogę na wprost.

– Nie powinniśmy być cicho? – zapytała szeptem.

– Matki nie obudziłoby nawet ryczące tornado – odparł i zamknął drzwi. Sądząc po odgłosie, wrzucił klucz do szklanej wazy.

Sara poczuła jego dłoń na swoim ramieniu.

– Tędy – skierował ją nieco w bok.

Zrobiła najwyżej cztery kroki, gdy zamajaczył przed nią wielki stół w jadalni. Okrążyli go i chwilę później znaleźli się w krótkim korytarzyku oświetlonym przez słabą nocną lampkę. Na wprost znajdowało się wejście do łazienki, po obu jej stronach były zamknięte drzwi do pokojów. Jeffrey otworzył te z prawej, przepuścił ją przodem, zamknął za sobą drzwi i dopiero wtedy zapalił światło.

– Och… – zająknęła się, nagle oślepiona, i zamrugała szybko.

Pokój był nieduży. W rogu pod oknem stał podwójny tapczan z zieloną pościelą, nieprzykryty żadną kapą. Wokół na ścianach wisiały plakaty z roznegliżowanymi dziewczętami, honorowe miejsce nad łóżkiem zajmowała podobizna Farrah Fawcett. Tylko drzwi szafy wyróżniały się pośród tej monotematycznej dekoracji, gdyż zdobił je plakat przedstawiający wiśniowy kabriolet mustang z pochyloną nad jego maską oszałamiającą blondynką, zapewne mającą trudności z przyjęciem wyprostowanej postawy ze względu na ciężar niesamowicie naszprycowanych silikonem baloniastych piersi.

– Cudownie – mruknęła Sara, zachodząc w głowę, jak w takim razie wyglądają wnętrza motelu.

Chyba po raz pierwszy ujrzała zakłopotanie w jego oczach.

– Matka niczego tu nie ruszała od czasu mojego wyjazdu.

– To widać.

Mimo wszystko poczuła się zaintrygowana. W okresie dorastania rodzice wyraźnie dali jej do zrozumienia, że ma zabroniony wstęp do pokojów chłopców, toteż nie miała nawet okazji ich nigdy zobaczyć. O ile plakat z Farrah Fawcett ani trochę jej nie zaskoczył, to jednak zdumiała ją panująca tu, ledwie wyczuwalna atmosfera. Na szczęście nie był to odór dymu nikotynowego i alkoholu, lecz tylko testosteronu i męskiego potu.

Jeffrey postawił walizkę na podłodze i rozpiął suwak.

– Zdaję sobie sprawę, że nie przywykłaś do takich warunków – rzekł, nadal zmieszany.

Próbowała spojrzeć mu w twarz, ale zaczął wypakowywać swoje rzeczy z torby podróżnej. Pojęła szybko, że musiał się poczuć zawstydzony stanem rodzinnego domu. Pewnie się bał, że ona pomyśli coś złego, widząc warunki, w jakich się wychowywał. W tym świetle popatrzyła na jego pokój zupełnie innym wzrokiem, zwracając uwagę, że wszystkie rzeczy są starannie poukładane, a plakaty na ścianach rozmieszczone równiutko, jakby rozwieszał je przy linijce. Przypomniała sobie, że w jego domu w Heartsdale również widać tę samą dbałość o ład i porządek. Była w nim zaledwie dwa razy, lecz nigdzie nie zauważyła typowo kawalerskiego bałaganu.

– Nie przejmuj się tym – powiedziała.

– Dobra – mruknął, ale bez przekonania. Wyjął szczoteczkę i pastę do zębów, po czym rzucił: – Zaraz wrócę.

Popatrzyła, jak wychodzi na korytarz i po cichu zamyka za sobą drzwi. Postanowiła skorzystać z okazji i szybko przebrała się w piżamę, wciąż zerkając na drzwi z obawy, że lada chwila wejdzie tu jego matka. Neli nie wyrażała się nazbyt pochlebnie o May Tolliver, toteż Sara wolała uniknąć sytuacji, w której będzie musiała się przedstawiać z gołym tyłkiem.

Potem usiadła na podłodze i zaczęła grzebać w walizce w poszukiwaniu szczotki. Znalazła ją zawiniętą w parę szortów. Udało jej się bez większej szkody dla siebie powyciągać spinki z włosów, które były splątane i skołtunione. Rozczesując je, zaczęła się ciekawie rozglądać, zwracając baczną uwagę na dobór plakatów i przedmiotów zgromadzonych przez Jeffreya w czasach młodości. Na parapecie okiennym leżało kilka zasuszonych kości szkieletu jakiegoś małego zwierzątka. Na nocnym stoliku, który sprawiał wrażenie ręcznie robionego, obok małej lampki stała zielona szklana miseczka, w której leżała garstka drobnych monet. Na biurku przy ścianie dostrzegła parę kolorowych okładek kaset magnetofonowych, a same kasety stały poustawiane w plastikowej skrzynce od mleka, przy czym każda była zaopatrzona w nalepkę ze spisem nagranych piosenek. Naprzeciwko tapczanu znajdowała się prowizoryczna półka zrobiona z surowej deski ułożonej na cegłach, wypełniona od końca do końca książkami. Spodziewała się ujrzeć kolekcję komiksów, ewentualnie jakieś powieści przygodowe, toteż w zdumienie wprawiły ją tytuły na grzbietach opasłych tomów: Strategiczne bitwy wojny secesyjnej czy też Socjologiczne i polityczne konsekwencje odbudowy rolniczego południa Stanów Zjednoczonych.

Odłożyła szczotkę i zdjęła z półki jeden z cieńszych podręczników. Na karcie tytułowej ujrzała wypisane nazwisko Jeffreya, datę oraz tygodniowy rozkład zajęć na uczelni. Kartkując książkę, zwróciła uwagę na liczne notatki na marginesach oraz podkreślone czy pokolorowane żółtym zakreślaczem co ciekawsze fragmenty tekstu. Uświadomiła sobie ze zdumieniem, że po raz pierwszy ma okazję podziwiać jego nadzwyczaj staranny charakter pisma. W przeciwieństwie do jej bazgrołów, Jeffrey miał piękny, wręcz kaligraficzny charakter pisma, jakiego nie uczono już w szkołach. Precyzyjnie łączył wszystkie litery w każdym wyrazie, a zbiegające w dół ogonki były niemal identyczne, jak spod sztancy. W dodatku pisał prościutko na gładkim papierze, a nie ukosem, jak większość ludzi niekorzystających z kartek w linię czy kratkę.

Przeciągnęła palcem po jego zapiskach, wyczuwając zagłębienia w papierze, jakby litery zostały w nim wyciśnięte długopisem. Najwyraźniej musiał go bardzo mocno dociskać do papieru.

– Co robisz?

Poczuła się zakłopotana, jakby przyłapano ją na czytaniu pamiętnika.

– Wojna secesyjna? – zapytała zdumiona. Klęknął przy niej i wyjął jej książkę z ręki.

– Studiowałem historię Stanów Zjednoczonych.

– Ciągle mnie zaskakujesz, „Spryciarzu”.

Skrzywił się, słysząc to przezwisko. Odstawił podręcznik na miejsce i starannie wyrównał, żeby jego grzbiet nie wystawał z szeregu. Na półce została ciemniejsza smuga po startym kurzu. Wyciągnął cieniutką broszurkę oprawioną w skórę, w której złotymi literami wytłoczono tylko jedno słowo: LISTY.