Изменить стиль страницы

Thomas włączył silnik porsche'a i ostrożnie wyprowadził samochód z parkingu. Kiedy mijali automatyczną bramę, Cassi zapytała, w jaki sposób doktor Ballantine odnalazł go tak szybko.

– Dzwoniłem do niego w nocy, gdy opuściłaś szpital i nigdzie nie mogłem cię znaleźć – odparł Thomas, zatrzymując samochód na czerwonym świetle. – Byłem przekonany, że będziesz chciała go widzieć. Poprosiłem, żeby zadzwonił do mnie, gdy będzie coś o tobie wiedział.

– Chyba bardzo się zdziwił. Co właściwie mu powiedziałeś? Światła sygnalizacyjne się zmieniły, więc Thomas przyspieszył w kierunku Storrow Drive. – Powiedziałem mu, że znów przedawkowałaś insulinę.

Cassi przyszło do głowy, że jej zachowanie też nie zawsze było rozsądne, zwłaszcza wtedy, gdy wypisała się ze szpitala na własne żądanie i ukryła przed wszystkimi w separatce.

Thomas – jak zwykle – karkołomnie prowadził samochód; gdy na Storrow Drive skręcił nagle w lewo w kierunku Weston, Cassandra rzuciło na drzwi, a gdy po chwili przekręcił kierownicę w prawo, z trudem utrzymała równowagę.

– Thomas – odezwała się. – Zdaje się, że jedziemy do domu, a nie do Vickers.

Nic nie odpowiedział.

Cassi spojrzała w lewo: kurczowo ściskał kierownicę, podczas gdy prędkość samochodu wzrastała. Cassi wyciągnęła rękę i zaczęła masować napięte mięśnie karku Thomasa. Czuła, że napięcie w nim rośnie i próbowała go uspokoić.

– Thomas, co się stało? – zapytała, starając się zapanować nad narastającą obawą.

Nic nie odpowiedział, prowadził samochód jak automat. Na szczęście ruch o tej porze był niewielki.

Cassi odwróciła się ku niemu na tyle, na ile pozwalał jej pas bezpieczeństwa. Mimo woli przesunęła ręką wzdłuż jego boku; gdy natrafiła na coś twardego w kieszeni, sięgnęła do środka i – zanim zdołał jej w tym przeszkodzić – wydobyła opakowanie insuliny U500.

Thomas wyrwał jej pudełko i wcisnął z powrotem do swojej kieszeni.

Cassi wyprostowała się na siedzeniu i patrzyła na drogę pędzącą naprzeciw w oszałamiającym tempie. Teraz już wiedziała, skąd się wzięło jej ostatnie niedocukrzenie. Istniał tylko jeden racjonalny powód obecności insuliny U500 w kieszeni Thomasa: była mu potrzebna, żeby ją podsunąć Cassi na miejsce insuliny U100. Wystarczyło za pomocą strzykawki usunąć z opakowania U100 jego dotychczasową zawartość i wprowadzić na jej miejsce zawartość opakowania U500 o pięciokrotnie większym stężeniu insuliny. Gdyby nie miała wtedy pod ręką wystarczającej ilości glukozy, znajdowałaby się teraz w stanie śpiączki albo może w jeszcze gorszym stanie… A co z przedawkowaniem w szpitalu? Nie majaczyła, gdy czuła zapach wody toaletowej Yves St. Laurent. Ale dlaczego chciał, by umarła? Dlatego, że tak jak Robert, analizowała dane zawarte w materiałach SSD. Nagle zrozumiała, że nieoczekiwana skrucha Thomasa przed wyjazdem ze szpitala była tylko podstępem. Jednocześnie uprzytomniła sobie, że Ballantine ją, a nie Thomasa, uważał za chorą psychicznie.

Nowe uczucie – wściekłość – ogarnęło Cassi. Była wściekła nie tylko na Thomasa, ale i na siebie. Jak mogła tak się dać wyprowadzić w pole?

Spojrzała z boku na ostro zarysowany profil Thomasa: widziała go teraz w zupełnie innym świetle. Zaciśnięte usta wyrażały okrucieństwo, przymrużone oczy – obłęd. Miała wrażenie, że siedzi obok obcego człowieka, którym instynktownie gardzi.

– Usiłowałeś mnie zabić – odezwała się, zaciskając ręce w pięści. Thomas roześmiał się głośno z odcieniem drwiny; drgnęła mimo woli.

– Jaka niezwykła spostrzegawczość! Zaimponowałaś mi. Czyżbyś rzeczywiście choć przez chwilę sądziła, że nieczynne telefony i niesprawny samochód były dziełem przypadku?

Cassi rozejrzała się naokoło: oddalali się coraz bardziej od miasta. Musi się opanować, musi coś uczynić.

– Oczywiście, że chciałem cię zabić – warknął. – Pozbyć się ciebie tak samo, jak wcześniej pozbyłem się Roberta Seiberta. Jezu Chryste! Czyżbyś oczekiwała, że będę się spokojnie przyglądał, jak we dwójkę niszczycie dorobek mojego życia?

Cassi patrzyła rozszerzonymi ze zdumienia oczami.

– Słuchaj – krzyczał Thomas – zawsze pragnąłem tylko jednego: leczyć ludzi, którzy zasługują na życie. Nie interesują mnie pacjenci psychiczni, ani też chorzy na kilka chorób jednocześnie. Wszyscy powinni w końcu zrozumieć, że środki, którymi dysponujemy, są ograniczone i że trzeba dokonywać pewnej selekcji. Nie możemy pozwolić, aby dobrze rokujący pełnowartościowi pacjenci czekali długo na możliwość operacji, podczas gdy łóżka w szpitalu i czas w salach operacyjnych okupują chorzy na stwardnienie rozsiane i homoseksualiści chorzy na AIDS.

– Thomas – odezwała się Cassi, hamując uczucie wściekłości – proszę cię, zawracaj natychmiast do Vickers. Rozumiesz?

Thomas patrzył na nią, nawet nie próbując ukryć nienawiści. Roześmiał się szyderczo. – Czy ty naprawdę sądziłaś, że ja pozwolę się zamknąć w szpitalu dla wariatów?

– To jest twoja ostatnia szansa – zawołała Cassi, ciągle usiłując wmówić w siebie, że ma do czynienia po prostu z chorym człowiekiem. Nie stać ją było jednak na współczucie – czuła tylko wstręt.

– Milcz! – wrzasnął Thomas. Oczy mu wyszły z orbit, a twarz spurpurowiała z wściekłości. – Jestem – do diabła! – najlepszym chirurgiem serca w tym kraju i na pewno nie pozwolę, by mną pomiatał byle psychiatra.

Cassi zdawała sobie sprawę z ogromu narcyzmu nagromadzonego w Thomasie. Wiedziała też, że nic dobrego nie wolno jej oczekiwać od człowieka, który już dwukrotnie usiłował pozbawić ją życia. Dostrzegła przed sobą zbliżający się zjazd w kierunku Somerville. Musiała coś zrobić. Mimo dużej szybkości, z jaką pędził samochód, chwyciła za kierownicę i skręciła gwałtownie w prawo. Miała nadzieję, że uda się jej go zatrzymać na poboczu autostrady.

Cios otwartą dłonią trafił w głowę Cassi, cios, który ją odrzucił. Puściła kierownicę, żeby zasłonić się rękami przed następnym uderzeniem. Tymczasem Thomas ostro skręcił kierownicą w lewo. Samochód zarzucił, a gdy Thomas z kolei obrócił kierownicą w prawo, wpadł w poślizg i z całą siłą uderzył w wysoki betonowy krawężnik autostrady. Brzęk tłuczonego szkła i trzask metalu o beton słychać było z daleka.