Изменить стиль страницы

– Dlaczego nie zadzwoni?

– Nie wiem. Nie chciał nawet ze mną rozmawiać. W kostnicy leżą zwłoki jeszcze jednego chłopaka z gangu. Strzelanina miała miejsce w pobliżu Manhattan General.

– Myślisz, że był w jakiś sposób w to wmieszany?

– Nie wiem, co myśleć. Po prostu się martwię. Boję się, że może się zdarzyć coś strasznego.

– Dobra, uspokój się. Zostaw to mnie. Coś wykombinuję.

– Obiecujesz?

– Czy kiedyś cię zawiodłem? – zapytał Lou.

Jack przetarł oczy, zamrugał i otworzył je. Rzucił wzrokiem na biurko zawalone teczkami personalnymi ofiar, które czekały na sekcję zwłok. Zdawał sobie sprawę, że nie znajdzie dość siły, aby skoncentrować się na papierkowej robocie.

Wodząc wzrokiem po teczkach, zauważył dwie obco wyglądające koperty. Jedna była duża i szara, druga wyglądała na urzędową. Najpierw sięgnął po większą. Zawierała kopię karty szpitalnej i notatkę od Barta Arnolda, który wyjaśniał, że zdecydował się dołączyć do już przesłanych kart ofiar infekcji także kopię karty Kevina Carpentera.

Jack był mu wdzięczny. Taka inicjatywa była godna pochwały i świadczyła jak najlepiej o całym zespole dochodzeniowym. Otworzył kartę i przejrzał informacje. Kevin Carpenter został przyjęty do szpitala w poniedziałek rano z powodu urazu prawego kolana.

Jackowi przyszło do głowy, że objawy choroby pojawiły się u Kevina natychmiast po operacji. Odłożył jego kartę na bok i sięgnął po inne. W przypadku Susanne Hard było podobnie, ona także zachorowała zaraz po cesarskim cięciu. Spojrzał w kartę Paciniego i odkrył to samo.

Zastanowił się, czy możliwy jest związek między zabiegami chirurgicznymi a zarażeniem się rzadkimi chorobami. Nie wydawało się to prawdopodobne, tym bardziej że ani Nodelman, ani Lagenthorpe nie zostali poddani żadnym zabiegom. Mimo to postanowił zapamiętać chirurgiczny trop.

Wrócił do karty Kevina. Dowiedział się, że objawy grypy pojawiły się nagle o godzinie osiemnastej i stopniowo, ale nieubłaganie nasilały się aż do dwudziestej pierwszej z minutami. Wtedy stan chorego gwałtownie się pogorszył, na tyle zaniepokoił lekarza, że Carpentera przewieziono na oddział intensywnej terapii. Tam rozwinął się zespół ostrego wyczerpania oddechowego, który bezpośrednio doprowadził do zgonu pacjenta.

Jack zamknął kartę i odłożył ją na miejsce, gdzie leżały pozostałe. Po otwarciu mniejszej – zaadresowanej po prostu "Dr Stapleton" – znalazł w niej wydruk komputerowy i małą karteczkę od Kathy McBane. Kathy jeszcze raz dziękowała mu za zainteresowanie. Dodała, że ma nadzieję, iż dołączony wydruk okaże się pomocny.

Jack przyjrzał mu się uważnie. Zapisano w nim wszystko, co zostało wysłane z magazynu do pacjenta Brodericka Humphreya. Nie wspomniano o chorobie, a wymieniono jedynie jego wiek – czterdzieści osiem lat.

Lista była równie długa jak w przypadku zmarłych i podawała artykuły – zdawało się – przypadkowe. Nie wymieniono ich alfabetycznie, nie połączono w żadne grupy. Jack domyślił się, że lista wymieniała sprzęty i inne przedmioty w kolejności zamawiania. Hipotezę podpierał fakt, że wszystkie wykazy zaczynały się tak samo, prawdopodobnie dlatego, że każdy przyjęty pacjent otrzymywał standardowe, identyczne wyposażenie.

Brak uporządkowania tematycznego czynił listy trudnymi do porównania. Zadaniem Jacka było odnalezienie, czym lista kontrolna różni się od pozostałych. Piętnaście minut bezskutecznie przebiegał wzrokiem poszczególne pozycje wykazu, a potem postanowił użyć komputera.

Po pierwsze stworzył osobne pliki dla każdego z pacjentów. Następnie do każdego z plików wprowadził dane z odpowiedniej listy. Nie mógł powiedzieć o sobie, że jest najlepszy na świecie w pisaniu na maszynie, więc praca zabrała mu mnóstwo czasu.

Upłynęło kilka godzin. Kiedy był w połowie pracy, ponownie zapukała Laurie. Chciała powiedzieć "dobranoc" i zapytać, czy nie mogłaby w czymś pomóc. Pochłonięty pracą Jack zapewnił ją, że ma się dobrze i da sobie radę.

Kiedy wszystkie dane zostały wpisane, Jack zadał pytanie, czy listy osób zmarłych różnią się czymś od kontrolnego wykazu. Odpowiedź była zniechęcająca – kolejna długa lista! Przeglądając ją, zrozumiał, w czym rzecz. W odróżnieniu od przypadku kontrolnego, wszyscy pozostali pacjenci znaleźli się na oddziale intensywnej opieki medycznej. A poza tym pięć zainfekowanych osób zmarło, a pacjent, którego dane służyły za przypadek kontrolny, żył.

Przez kilka minut Jack żałował straconego czasu i bezproduktywnego wysiłku, gdy nagle do głowy przyszedł mu kolejny pomysł. Skoro wpisał pozycje z wykazu w tej samej kolejności, w jakiej znajdowały się na listach, mógł zadać pytanie, jakie wyposażenie trafiło do pacjentów tuż przed skierowaniem ich na oddział intensywnej terapii.

Gdy nacisnął odpowiedni przycisk, na ekranie niemal natychmiast pojawiła się odpowiedź: "nawilżacz". Zamyślił się. Wyraźnie we wszystkich przypadkach infekcji zastosowano nawilżacze powietrza, natomiast w przypadku kontrolnym tego nie zrobiono. Ale czy było to ważne? Z dzieciństwa pamiętał, że matka przynosiła do jego pokoju nawilżacz zawsze, gdy miał kaszel. Przypominał sobie małe urządzenie, właściwie kociołek z wrzącą wodą, z którego unosiła się para wodna. Nie potrafił jednak wyobrazić sobie, co takie urządzenie mogłoby mieć wspólnego z rozsiewaniem bakterii. W stu stopniach Celsjusza bakterie zostają przecież zabite.

No tak, przypomniał sobie, obecnie produkuje się nawilżacze niskotemperaturowe, ultradźwiękowe, a to może być zupełnie inna historia.

Jack złapał za słuchawkę telefonu i zadzwonił do Manhattan General. Poprosił o połączenie z działem zaopatrzenia. Pani Zarelli skończyła już pracę, więc poprosił o rozmowę z kierownikiem zmiany. Nazywała się Darlene Springborn. Jack przedstawił się i wyjaśnił, kim jest, a następnie zapytał, czy zaopatrzenie wydaje także nawilżacze.

– Oczywiście, że wydajemy, szczególnie w czasie miesięcy zimowych – odpowiedziała Darlene.

– Jakiego rodzaju nawilżaczy używacie w szpitalu? Parowych czy zimnych?

– Prawie wyłącznie zimnych.

– Co się dzieje z urządzeniem, kiedy wraca z pokoju pacjenta?

– Przygotowujemy je do następnego użycia.

– Czy jest czyszczone?

– Oczywiście. Włączamy na krótko, żeby sprawdzić jego sprawność, a następnie dokładnie szorujemy. Dlaczego?

– Czy czyste nawilżacze przechowywane są zawsze w tym samym miejscu?

– Tak. Trzymamy je w małym magazynie, w którym jest bieżąca woda. Czy coś się stało? Jakiś problem z nawilżaczami?

– Nie jestem pewien, ale gdy się upewnię, dam znać pani lub pani Zarelli.

– Będziemy wdzięczni.

Jack pożegnał się i rozłączył rozmowę, nie odkładał jednak słuchawki. Odszukał numer telefonu do Glorii Hernandez i zadzwonił do niej. Odebrał mężczyzna, który mówił tylko po hiszpańsku. Po kilku zdaniach wypowiedzianych przez Jacka łamanym hiszpańskim, mężczyzna kazał mu poczekać.

Po chwili usłyszał młody głos. Domyślił się, że rozmawia z Juanem. Zapytał chłopca, czy mógłby porozmawiać z mamą.

– Jest bardzo chora. Ma silny kaszel i trudno się jej oddycha.

– Czy zadzwoniła do szpitala, jak radziłem?

– Nie, nie chciała nikogo w szpitalu niepotrzebnie niepokoić.

– Zadzwonię po karetkę pogotowia – zdecydował bez wahania Jack. – Powiedz mamie, żeby się trzymała, dobra?

– Dobra – odparł chłopiec.

– Tymczasem zadaj jej jedno pytanie. Zapytaj, czy ostatniej nocy czyściła jakiś nawilżacz? Wiesz, co to takiego nawilżacz, prawda?

– Tak, wiem. Niech pan poczeka.

Jack czekał, niecierpliwie bębniąc palcami w kartę Kevina Carpentera. Do i tak już silnego poczucia winy dołączyła się myśl, że powinien był osobiście zrealizować swoją sugestię i zadzwonić w sprawie Glorii Hernandez do doktor Zimmerman. Do telefonu podszedł Juan.

– I co z tym nawilżaczem?

– Tak. Mówi, że czyściła dwa albo trzy, ale nie pamięta dokładnie.

Jack zadzwonił po karetkę, podając adres mieszkania państwa Hernandezów. Poinformował dyspozytora, że pojadą po zakaźnie chorą, obsługa karetki powinna więc nosić przynajmniej maski ochronne. Powiedział także, aby chorą zawieźć do Manhattan General Hospital.

Z rosnącym podnieceniem zadzwonił do Kathy McBane. Było już późno i nie spodziewał się, że ją zastanie. Był więc zaskoczony, gdy usłyszał głos Kathy w słuchawce. Ciągle siedziała w biurze. Kiedy Jack zauważył ze zdziwieniem, że dawno po osiemnastej, a ona ciągle w pracy, odpowiedziała, że jeszcze trochę pewnie pobędzie.

– A co się dzieje? – zapytał.

– Wiele rzeczy. Na oddział intensywnej opieki medycznej przyjęto Kim Spensor z zespołem ostrego wyczerpania oddechowego. W szpitalu jest także George Haselton. Jego stan ulega pogorszeniu. Obawiam się, że pańskie złe przeczucia nie były bezpodstawne.

Jack dodał, że wkrótce w izbie przyjęć zjawi się także Gloria Hernandez. Ponadto stwierdził, że wszystkie osoby mające kontakt z chorymi powinny natychmiast zacząć zażywać rymantadynę.

– Wątpię, czy doktor Zimmerman zdecyduje się zaaplikować rymantadynę osobom z kontaktu z chorymi. Udało mi się ją jednak namówić do izolacji tych pacjentów. Wydzieliliśmy specjalny oddział w szpitalu.

– To może pomóc, więc na pewno warto spróbować. Co z laborantką z mikrobiologii?

– Już po nią pojechali.

– Mam nadzieję, że karetką, a nie taksówką – zauważył Jack.

– Tak zaleciłam, ale doktor Zimmerman nie przyjęła tej propozycji z entuzjazmem. Nie wiem, co ostatecznie zdecydowano.

– Wydruk, który pani przysłała, okazał się pomocny -powiedział Jack, przypominając sobie w końcu, po co zadzwonił. Pamięta pani, że mówiła mi pani, iż jakieś trzy miesiące temu mieliście w szpitalu kłopoty z rozpylaczami, które skaziły powietrze? Myślę, że podobny problem dotyczy teraz nawilżaczy.

Jack opowiedział, w jaki sposób doszedł do takiej konkluzji, podkreślając szczególnie fakt, że Gloria Hernandez poprzedniego wieczoru czyściła jakieś nawilżacze.

– Co powinnam zrobić? – zapytała zaniepokojona Kathy.

– W tej chwili nie powinna pani nic robić.

– Ale powinnam przynajmniej wycofać z użycia nawilżacze i sprawdzić je, upewnić się, że nie zagrażają pacjentom.