Изменить стиль страницы

Na ekranie telewizora pojawiła się blondwłosa dziennikarka stojąca przed gmachem sądu. Mówiła do mikrofonu, a za jej głową bezustannie migały czerwono-niebieskie światła radiowozów:

– Policja potwierdziła, że domniemany gwałciciel Eddie Como, zwany Gwałcicielem z Miasteczka Uniwersyteckiego, zginął od kuli snajpera dzisiaj rano. Dobrze poinformowane źródła donoszą, że dwudziestoośmioletni Como został postrzelony w głowę, kiedy około ósmej trzydzieści wyprowadzano go z więziennej furgonetki na dziedziniec sądu. Według jednego ze współwięźniów…

– Wróciłem do domu, gdy tylko usłyszałem wiadomość – odezwał się w końcu Dan.

Carol milczała.

– Pomyślałem, że powinienem przy tobie być.

Carol wciąż milczała.

– Mogłaś przynajmniej zadzwonić – powiedział cicho. Podniósł wzrok i spojrzał jej w oczy. – Martwiłem się o ciebie, wiesz?

– Jesteś ubrany jak do pracy.

– Kurde, Carol, odwołałem dzisiaj trzy spotkania…

– Wracasz do kancelarii.

– Nie mam wyboru! Klienci płacą mi, żebym był na każde ich skinienie. Nie można prowadzić kancelarii od dziewiątej do piątej. Przecież wiesz.

– Robi się ciemno – powiedziała po prostu.

Dan spuścił wzrok. Otworzył usta, a potem zacisnął je mocno i skupił się na obracaniu w dłoni pustego kieliszka. Był wściekły. Wyczytała to z linii jego ramion. Ale nic już nie powiedział. Wciąż milczał.

– Byłam na zakupach – oznajmiła wreszcie, zadzierając prowokacyjnie głowę.

– Właśnie widzę.

– Kupiłam trzy kostiumy. Bardzo ładne.

– W porządku, Carol.

– Wydałam dwa tysiące dolarów – dodała.

Drgnął mu mięsień szczęki. Zaczął obracać kieliszek w jeszcze większym skupieniu. Potrzebowała nowej taktyki. Zachodziło słońce, niedługo mrok zstąpi na ich wielki, pusty dom. A on znowu ją opuszczał, dowodząc, że bez względu na to, jaką karę mu wymierzała, był zdolny wymierzyć jej swoją.

– Przyszła do nas policja – powiedziała. – Detektyw Fitzpatrick wpadł na nasze spotkanie.

– Chciał pierwszy przekazać wam tę wielką wiadomość?

– Nie, chciał pierwszy zapytać, czy go zabiłyśmy.

– I co Jillian na to?

– Powiedziała, żeby się odpieprzył. Oczywiście trochę innymi słowami.

– Detektyw Fitzpatrick powinien to przewidzieć. – Dan odstawił w końcu kieliszek na stolik i wstał z sofy. Miał nerwowe ruchy.

– Był z nim jeszcze jeden policjant. Stanowy.

– Stanowy? – zdziwił się.

– Detektyw sierżant Roan Griffin. Mięśniak, ale bystry. Twierdzi, że teraz sprawdzą nasze konta bankowe. No wiesz, żeby sprawdzić, czy nie robiliśmy jakichś tajemniczych wypłat albo przelewów, które mogłyby świadczyć, że wynajęliśmy mordercę. Zdaje się, że rzeczywiście to zrobią.

Dan podszedł do kominka. Powiódł palcem po rzeźbionym drewnianym obramowaniu. Miał długie, szczupłe palce. Mógłby być rzeźbiarzem albo muzykiem. Albo ojcem uczącym syna wiązać muszkę.

– Dlaczego w ogóle wszczęli śledztwo? – zapytał szorstko. – Eddie Como narobił już dość złego. Nie żyje i powinni to tak zostawić.

– Nic mnie to nie obchodzi – odparła ostro Carol. – Nie obchodzi mnie, kto go zabił. Po prostu mi to zwisa.

Wstrzymała oddech. Pragnęła, żeby mąż odwrócił się i spojrzał jej w oczy. Zaczęła tę rozmowę, żeby go zdenerwować, ale teraz… Teraz usłyszała ból w swoim głosie. Nie powiedziała tego nikomu, nawet Meg i Jillian, ale gdzieś głęboko miała nadzieję, że Dan zastrzelił Eddiego Como albo przynajmniej wynajął tego, kto to zrobił. Byłby to pierwszy znak, że wciąż ją kocha.

Wiem, gdzie byłeś tamtego wieczoru. Nigdy nikomu nie powiedziałam, ale wiem, gdzie wtedy byłeś. Wiem, że nie było cię w pracy.

Dan odwrócił się. Spojrzał na nią ciemnymi orzechowymi oczami. Dziesięć lat po ślubie przybyło mu kilka zmarszczek, włosy przyprószyła siwizna. Dla obojga te lata były ciężkie. Tyle spraw nie ułożyło się tak, jak planowali. Mimo to wciąż uważała, że jest przystojny. Wciąż pragnęłaby teraz podbiegł do niej i wziął w ramiona.

Jeżeli obiecasz, że spróbujesz mnie dotknąć, ja obiecam, że postaram się nie cofnąć. Jeżeli spróbujesz wyciągnąć do mnie rękę, ja postaram się nie widzieć w tobie Eddiego Como. Jeżeli obiecasz, że spróbujesz mnie znowu pokochać, ja obiecam, że spróbuję ci wybaczyć. I może jeżeli ty się postarasz i ja się postaram…

– Muszę iść – powiedział. – Jestem umówiony na siódmą, a muszę się jeszcze przygotować.

– Dan… – powstrzymała się przed dokończeniem zdania. Przygryzła wargi. Przełknęła z wysiłkiem ślinę.

– Zamkniesz za mną drzwi?

– Oczywiście.

– I włączysz alarm?

– Tak, Dan.

– Spójrz na to w ten sposób, Carol: reporterzy na pewno niedługo wrócą. I wtedy nie będziesz już sama.

Minął sofę, zerknął na torby z zakupami, skrzywił się lekko i wyszedł z pokoju. Następnym dźwiękiem, jaki usłyszała, było otwieranie i zamykanie frontowych drzwi. Chwilę później włączył silnik w samochodzie.

W telewizji blondwłosa dziennikarka powiedziała:

– Rodzina Eddiego Como oświadczyła dziś po południu, że zwróci się do koronera o wydanie ciała nie później niż jutro wieczorem, aby przygotować katolicki pogrzeb zaplanowany na środę rano. Rodzina, wciąż obstająca przy jego niewinności, podała również do wiadomości, że być może założy fundację, która niosłaby pomoc fałszywie posądzonym…

Carol zamknęła drzwi na zamek, włączyła alarm i poszła na górę. Ruszyła w głąb długiego mrocznego korytarza, aż w końcu stanęła przed zamkniętymi drzwiami. Otworzyła je. Zajrzała do pokoju, który kiedyś dzieliła z mężem, w którym kiedyś uprawiała z nim miłość, i zobaczyła tylko zakurzone meble uwięzione za żelaznymi kutymi kratami.

Żadnych otwartych okien. Żadnej mokrej, poplamionej krwią pościeli. Ani lateksowych opasek, do których przylgnęły długie blond włosy.

Nic. Nic, nic, nic.

Zatrzęsły się jej ręce. Serce zabiło szybciej. On nie żyje, próbowała przekonać samą siebie. Nie żyje, już po wszystkim, wreszcie jesteś bezpieczna.

Na nic. Na nic, na nic, na nic.

Zatrzasnęła drzwi i pobiegła z powrotem korytarzem, chwytając się ślepo ścian. Musiała uciec. Telewizor wciąż grał. Nieważne, nieważne. Dom jest zbyt duży, cisza zbyt potężna, a Dan wróci do domu zbyt późno. Była sama. Zdana tylko na siebie. Uciekaj, Carol, uciekaj.

Wbiegła do łazienki, zatrzasnęła za sobą drzwi, a potem pochyliła się nad białą porcelanową umywalką i zaczęła wymiotować.

Eddie Como nie żyje. Eddie Como nie żyje. Eddie Como nie żyje.

Już po wszystkim, Carol. Wreszcie jesteś bezpieczna.

Ale całe jej ciało drżało, trzęsło się. Nie mogła przestać myśleć o pustej sypialni. Nie mogła przestać myśleć o oknie w sypialni. Nie potrafiła przestać myśleć, że mogłaby przysiąc, że przy oknie stał martwy Eddie.