Изменить стиль страницы

PRICE

Griffin wrócił do domu parę minut po wpół do piątej. Zanosiło się, że dzień pracy przeciągnie się do późna w nocy. Nie był to idealny pierwszy dzień w robocie dla kogoś, kto półtora roku wcześniej dostał hyzia, ale nie było rady. Tak jak powiedział Fitzowi, w policji nie można pracować na pół gwizdka.

Poza tym śledztwo coraz bardziej go wciągało. Sprawa zaczęła go intrygować i fascynować. Innymi słowy, jak na prawdziwego detektywa przystało, świetnie się bawił.

Griffin zaparkował przed niewielkim domkiem w North Kingstown, który niedawno kupił, i wszedł do środka, by przygotować detektywistyczny Niezbędnik do Wielkiej Sprawy, czyli torbę z dwiema świeżymi koszulami, dwoma krawatami i kupą czystej bielizny. Dorzucił jeszcze szczoteczkę do zębów i elektryczną maszynkę do golenia (nie goli tak dobrze jak żyletka, ale jest znacznie poręczniejsza).

Wstąpił jeszcze do kuchni, by wychylić szklankę wody, i popijając, zaczął przeglądać pocztę. Rachunek, rachunek, reklamówka sklepu spożywczego. O, pomarańcze po dziewięćdziesiąt dziewięć centów za funt. Boże, błogosław Amerykę.

W końcu dotarł do ostatniego listu. Zwykła biała koperta. Po chwili jednak serce zabiło mu mocniej. Do Dobrego Sąsiada Griffina. Pod jego nowym adresem. Od Twojego kumpla Dave’a. Brak adresu zwrotnego.

David Price nigdy nie potrafił znieść nudy.

Pojebany psychopatyczny wypierdek.

David pisywał do niego już wiele razy, głównie na adres w Cranston, gdzie Griffin mieszkał jeszcze przez prawie rok od Wielkiego Bum. Pewnie powinien był wystawić dom na sprzedaż, gdy tylko dostał urlop. Ale kto chciałby kupić dom tuż obok miejsca, gdzie Cukiereczek brutalnie zamordował dziesięcioro dzieci? Kto chciałby kupić dom skretyniałego detektywa pierdoły, który mieszkał kilka metrów dalej i niczego nie podejrzewał?

David Price, który często wpadał po sąsiedzku, żeby skosić trawnik, kiedy Griffin i Cindy byli zbyt zajęci. Drobny, chłopięcy David Price, który wyglądał na siedemnastolatka, mimo że miał lat dwadzieścia osiem, i z trudem potrafił unieść dwudziestokilową torbę ziemi do kwiatów, ale świetnie sobie radził z instalacjami elektrycznymi. Niekonfliktowy, przyjacielski David Price, który w lecie pomógł Griffinowi kłaść rury do nawadniania ogródka. Facet, który chętnie wpadał na hamburgery z grilla i piwko. Naprawił światło nad zlewem, kiedy bzyczenie i mruganie zaczęło doprowadzać Cindy do szału. Nie miał żadnych krewnych i w ciągu trzech lat niepostrzeżenie stał się członkiem ich rodziny.

Kiedy Cindy dowiedziała się, że ma raka – zaledwie dwa dni po tym, jak Griffinowi przydzielono sprawę Cukiereczka – sama powiedziała Davidowi o chorobie. Mąż zaczął prowadzić ważne śledztwo, wyjaśniła, więc będzie bardzo zajęty. Fakt, że David mieszkał tuż obok, wiele dla niej znaczył, dodawał pewności siebie.

David płakał tamtego wieczoru. Wszyscy troje płakali. W małym saloniku, który Cindy pomalowała na kolor kości słoniowej i udekorowała obrazkami ptaków w locie. Potem David wziął Cindy za rękę i obiecał, że zrobi wszystko, czego będzie potrzebowała. Pokonają chorobę! Zwyciężą!

Sześć miesięcy później Cindy już nie żyła.

Jedenaście miesięcy później Griffin rozmawiał z dziewczynką której udało się uciec mężczyźnie usiłującemu ją zabrać ze szkolnego podwórka. Nieznajomy kręcił się po placu zabaw, jeszcze zanim Summer Marie Nicholas poszła na huśtawki, a kiedy zaproponował, że ją pohuśta, zaczęła się denerwować.

Jego spodnie były „za bardzo napięte”. Dziewczynka zauważyła, że mężczyzna miał erekcję.

Czym prędzej pobiegła z powrotem do szkoły, gdzie wpadła na woźnego sprzątającego salę gimnastyczną. Ten zaś okazał się na tyle rozsądny, że zadzwonił na policję. Kiedy Griffin przyjechał na miejsce, mężczyzny oczywiście już nie było, ale siedmioletnia Summer Marie okazała się bardzo spostrzegawcza.

Bez cienia wahania oznajmiła, że mężczyzna wyglądał dokładnie jak chłopak z tego filmu z lat osiemdziesiątych pod tytułem Powrót do przyszłości. Fajny film. Szalony profesor był taki śmieszny! Jak będzie już duża, kupi sobie samochód z takimi fajnymi drzwiczkami, co się otwierają do góry.

Griffin wpatrywał się w rezolutną Summer Marie i przez mgłę depresji, żalu i wycieńczenia przedarło się nagle wspomnienie wyraźne jak słoneczny poranek: Cindy, on i David siedzą na ganku i ucinają sobie pierwszą dobrosąsiedzką pogawędkę. Cindy śmieje się i pyta: „Hej, Dave, czy ktoś ci kiedyś mówił, że wyglądasz jak Michael J. Fox?”

David, który jako niezależny elektryk mógł swobodnie dysponować czasem. David, który dzięki swojej pracy podróżował po całym stanie.

David, którego delikatna chłopięca twarz i łagodny uśmiech mogły się wydawać zupełnie niegroźne małemu dziecku.

Rysopis podany przez dziewczynkę wystarczyłby uzyskać nakaz przeszukania. Dwie godziny później Griffin był już z powrotem w swojej okolicy i prowadził małą grupkę policjantów, wśród których był Mike Waters, do domu Davida, który czekał na nich w drzwiach z dziwnym uśmiechem przylepionym do twarzy.

Po piętnastu minutach jeden z detektywów otworzył drzwi do piwnicy. Pierwszy powiew z wewnątrz przyniósł tak ciężką woń ziemi i roślin, że policjant kichnął. Ale potem wszyscy poczuli jeszcze inny zapach. Nieprawdopodobnie trudny do ukrycia odór śmierci.

Zeszli do piwnicy o podłodze z ubitej ziemi i tłumiącym dźwięki suficie. Do piwnicy, którą oświetlało ostre światło trzech nieosłoniętych żarówek. Do piwnicy, w której leżał poplamiony materac i stała stara drewniana ława zarzucona kajdankami, sztucznymi penisami, pornografią. Do piwnicy, gdzie pod jedną ze ścian ziemia wcale nie była ubita. Tylko układała się w dziesięć czarnych posypanych wapnem fal.

Dziesięć zapierających dech w piersiach małych czarno-białych fal.

David wprowadzał tu wszystkie dzieci, tu, gdzie unosił się zapach śmierci. I robił im niewyobrażalne rzeczy, gdy one wdychały śmierć w płuca. Czy to podniecało go jeszcze bardziej?

Czy satysfakcja przychodziła dopiero później, gdy wpadał do sąsiada policjanta, by skosić mu trawnik?

Griffin powinien był zabić Davida Price’a tamtego dnia. Za każdym razem, gdy budził się w nocy zlany zimnym potem, żałował, że tego nie zrobił. Czasami, kiedy ludzie postępują, jak należy, i tak okazuje się, że to za mało. Przeszedł osiemnastomiesięczną terapię, podczas gdy mógłby się wyleczyć w jeden dzień jednym porządnym uderzeniem pięści.

Psychologowie po prostu gówno wiedzą o pracy gliniarza.

Teraz Griffin spojrzał na kopertę w dłoni. Powinien ją wyrzucić, tak jak inne śmieci. Ale nie zrobił tego. Już jakiś czas temu zaczął bowiem traktować te liściki jak najlepszy domowy test na zdrowie psychiczne. Policja stanowa miała swoje badania przydatności do służby, Griffin miał swoje.

Otworzył kopertę. List był krótki jak na Davida. Zwykle przysyłał kilkustronicowe opisy życia w więzieniu o zaostrzonym rygorze. O tym, jak uczy się stolarki. O odkryciu ćwiczeń jogi – dobrych dla ciała i umysłu. O plotkach, że więzienie może już wkrótce wygra przetarg na kontrakt szycia amerykańskich flag i że to na pewno będzie frajda. A tak przy okazji, oto szkic kwiatu róży na grób Cindy. „Wciąż mi jej brakuje, chłopie”.

Ten list składał się z tylko dwóch linijek:

Życzę powodzenia w pracy nad nową sprawą. Mam nadzieję, że przypadnie Ci do gustu.

Griffinowi stężała krew. Chwycił kopertę. Stempel z soboty osiemnastego maja. Przecież to było, zanim wrócił do pracy, zanim Eddie Como został zamordowany. Skąd David mógł?… Co on?…

Zaczęło dzwonić mu w uszach. Serce zaczęło walić jak oszalałe, krew pulsować w żyłach, na czoło wystąpił zimny pot.

Griffin zaczerpnął powietrza, policzył do dziesięciu, zamknął oczy i po chwili atak lęku minął. Wrócił miarowy, spokojny oddech, a także zdrowy rozsądek.

David po prostu robił sobie z niego jaja. Prawdopodobnie dowiedział się, że Griffin wraca do pracy, w ten sam sposób, w jaki uzyskał jego nowy adres. Dzięki więziennym plotkom i gadatliwym dziennikarzom w telewizji.

Było jasne, że kiedy Griffin wróci do pracy, dostanie nową sprawę. Przecież był detektywem. Nie robił nic innego. Wyczytanie z listu czegoś więcej przypominało uznanie proroczych mocy wróżki, która twierdzi, że „wkrótce odmieni się twój los”.

David Price nie zasługiwał na takie uznanie, z pewnością nie był znającym przyszłość demonem.

Griffin nadepnął pedał kuchennego kosza na śmieci. Kiedy pokrywka odskoczyła do góry, wrzucił list Davida Price’a między zużyte chusteczki i lepkie skorupy jajek.

– Pierdol się, Dave – mruknął. Potem, dla pewności, przyjrzał się swoim rękom. Najlżejszego drżenia. O, tak, po osiemnastu miesiącach szło mu całkiem nieźle. Po osiemnastu miesiącach miał się, kurwa, fantastycznie.

Chwycił Niezbędnik i ruszył w trasę.