Изменить стиль страницы

Do przedziału wszedł żandarm i najpierw oblizał się na widok rumu, a potem z westchnieniem potrząsnął marynarzami.

– Dokumente.

Marynarze byli wyraźnie stropieni tym brakiem dyskrecji u żandarma i zaczęli bez przekonania wyciągać z kieszeni spodni różne papiery, które oglądali pod światło i kręcili głowami.

– Długo będę przy was stał? Wszystkie listy od kochanek będą teraz czytali. Dokument ma nagłówek jak wół i wystarczy na niego rzucić okiem, żeby go rozpoznać. Pospieszcie się.

Podczas kiedy żandarm oglądał dokument feldfebla, Baldini obudził Kanię. Marynarze każdy wyjęty z kieszeni świstek dokładnie czytali i kiedy wachmistrz, zwróciwszy dokument Kani, zauważył, że jeden z nich obracał w palcach bibułkę do tytoniu, rozeźlił się.

– Jest tam napisane “Abadie” trzy razy w poprzek i raz wzdłuż wodnym znakiem, huncwoty jedne, i nie róbcie ze mnie wariata, pewnie jesteście ze śródlądowej? Pokaż no, bratku, myckę! No i zgadłem! Drodzy panowie dobrze się w Peszcie bawili? A przepustek teraz się nie używa, prawda? Byle się przeszmuglować, to już dobrze, bo w eskadrze o to wielkiego kramu nie robią… To jest pół papierosa “Sport”, drabie, nie patrz tak na to, bo z tego niedopałka nie wyczarujesz przepustki, żebyś do rana patrzył. Nie udawajcie, że mieliście jakiś papier. Znam ja was dobrze! I zdaje się, że już z wami dwoma miałem przyjemność. Dawajcie łapki, braciszkowie!

– Zgubiłem przepustkę, panie wachmistrzu – z rezygnacją oświadczył jeden z nich, bez wiary we własne słowa.

– Zdarza się, przyjaciele, że ktoś coś zgubi – zgodził się zjadliwie wachmistrz, wyjmując z torby kajdanki. – Może się to nawet przytrafić u szarży, ale jeżeli ktoś gubi coś, czego nigdy nie posiadał, to taki wypadek można nazwać zjawiskiem nadprzyrodzonym! A ja, bracie, w takie rzeczy nie wierzę. Może bym nawet i uwierzył, gdybym was nie znał i nie pełnił służby na tej linii od kilku lat. Dawajcie rączęta i stójcie spokojnie! Widać, że już sie z takimi bransoletami znacie, od razu wiecie, jak się ręce podaje.

Wprawnie ich zakuł i koniec łańcucha przeciągnął przez żelazną sztabkę w siatce bagażowej nad ich głowami, po czym zamknął kłódeczkę.

– Dziwi was to, jak widzę – mówił chowając kluczyk do torby – ale zginęło mi już kilku marynarzy z łańcuszkami i musiałem za to zapłacić. Uciekajcie sobie teraz z wagonem, jeżeli możecie.

– Bardzo słusznie – pochwalił Szökölön – służyłem kiedyś w żandarmerii i znam tych ananasów. Sprytnie pan się urządził.

Pozwoli pan kubek rumu? – Z przyjemnością. Żandarm wypił i splunął. – Rzeczywiście, inaczej nie można z takimi. Drugą parę przyłapałem w tym pociągu bez przepustek. Tak się te hycle rozzuchwaliły, że nie uznają niczego i nikogo poza swoim kapitanem! Ze wszystkich łobuzów w monarchii największe łotry to marynarze z rezerwy śródlądowej! Kiedy takiego przyprowadzę do eskadry, to pierwsze pytanie kapitana, czy rozkwasił jakiemu szczurowi lądowemu pysk, a jeśli mu tłumaczyć, że brak przepustki też jest wbrew karności, wtedy macha ręką. “Na przyszły raz – powiada – postarajcie się, matróz, żeby was w kajdankach przywieźli za to, że komuś pokazaliście, co marynarka potrafi, bo wstyd mi przynosicie”. Nic dziwnego, że taki drab stara się, jak może, i robi pierwszemu lepszemu dziurę w głowie. To się nazywa podtrzymywanie tradycji i dbałość o honor marynarki. Teraz sobie grzecznie posiedzicie do następnej stacji, gdzie was wyładuję.

Wachmistrz sprawdził zatrzask kłódki i wyszedł. Na najbliższej stacji wyprowadzono skutych marynarzy. Szökölön przyjaźnie pokiwał im ręką.

– Pa… pa… Pozdrowienia dla dowódcy. Piszcie do mnie, jak wam się powodzi.

W przedziale omówiono szczegółowo rolę marynarki w obecnej wojnie, po czym wzięto się znowu za rum. Kania nie spał więcej i bezsenność równoważył łykami z manierek.

Feldfebel jechał z nimi razem przez godzinę jeszcze i na jakiejś stacji wysiadł.

Do przedziału wsiadła gruba Madziarka, wyglądająca na handlarkę. Szökölön próbował rozpocząć z nią rozmowę, ale kobieta wykluczyła te usiłowania w ten sposób, że oparła głowę o ścianę i nie wypuszczając fajki z zębów usnęła. Korciło go wprawdzie, żeby jej w tym śnie przeszkodzić, gdyż, jak mówił, nie lubi bab z fajkami, ale Kania nie pozwolił na żadne eksperymenty.

Na przemian grali w karty i popijali. Nad ranem Madziarka wysiadła i aż do Grazu pozostali już sami.