Atrament

Nikt opisać nie potrafi,
Jaki w szkole powstał zamęt,
Gdy na lekcji geografii
Nagle rozlał się atrament.
Porozlewał się po mapie,
Co leżała na katedrze,
Tutaj cieknie, tam znów kapie,
Wnet do różnych miast się wedrze.
W Kocku, Płocku, Radzyminie,
Czarne kleksy się rozprysły
I atrament dalej płynie,
I już wlewa się do Wisły.
Pewien strażak dla ochłody
Miał się kąpać w tym momencie,
Zdjął ubranie, wszedł do wody,
Lecz się znalazł w atramencie.
Strażakowi zrzedła mina:
– Cóż to znowu za pomysły?
I czarniejszy od Murzyna
Wyszedł strażak z nurtów Wisły.
Długo martwił się i smucił:
– W straży tak się nie pokażę…
Więc do straży nie powrócił,
Tylko został kominiarzem.