Изменить стиль страницы

18. Na oceanie

Oparty o reling palił nikotynowca, prawdziwego. Strzepywany popiół, jeszcze żarzący się czerwono, spadał świecącymi w ciemności grudkami w niewidoczne fale. Bo nie widział oceanu – tylko wielką płaszczyznę czerni, od horyzontu po horyzont. Czuł słony zapach, wilgotny wiatr na twarzy. Gdy unosił głowę, uderzało go w oczy gwiaździste niebo, niespodziewanie czyste od wszelkich reklam, obwieszczeń, logo. Odruchowo wykreślał wówczas wzrokiem linie gwiazdozbiorów, znajdował tory planet stosowne dla tej pory roku. Oko w oko z Jowiszem, cedził z ust gorzki dym; dłoń już nie drżała.

Pokład „Curtwaitera" zadźwięczał metalicznie za jego plecami, kopyta diabła ślizgały się po stalowych płytach.

– Jak?

– Jeszcze liczą, panie.

Marina, która siedziała swobodnie na relingu po lewej, gdyby nie światła pozycyjne statku, zupełnie niewidoczna w swym czarnym polijedwabiu, sięgnęła teraz prawej dłoni Nicholasa, zacisnęła palce na jego palcach.

– Wygrałeś. Wiesz przecież.

Czy wygrał? Sam nie był pewien, czyje to zwycięstwo -Jego? Bronsteina? myślni? Kaestepu już tak czy owak nie odwróci, przyszłość została przesądzona: Psychosoic universi. Reszta to kwestia czasu – tysiąc lub dziesięć tysięcy lat; co za różnica? Na koniec i tak przeważy forma najpopularniejsza, potęga mody. Nie unikną.

– Anzelm idzie.

Preslawny podszedł, trącił Nicholasa w ramię; Hunt obejrzał się.

– Wpuść mnie – mruknął Anzelm.

Nicholas skinął na diabła. Lucyfer prychnął, rozdarł pazurem kciuka włochaty nadgarstek i spryskał Preslawny'ego swoją krwią.

– Uch! – Anzelm aż cofnął się o krok. – Nic dziwnego, żeś w takim dołku. Pani doktor, miło znowu panią widzieć. – I z powrotem do Nicholasa: – A zabierzżesz to bydlę!

– Won, Lucek.

– Przesiądź ty się lepiej do mojego.

– W czym siedzisz?

– Barok Dwanaście.

– Nie znam.

– Znacznie mniej depresyjny, zapewniam cię. No dobra. Rozmawiałeś z Oiolem?

– Taa.

– Coście uradzili?

– Oświadczenie Departamentu i pełne honory. Jurydykator właśnie się targuje co do punktów odtajnionych. Nigdy więcej nie postawię nogi w rządowym budynku. Oskarżenie o spowodowanie zagrożenia życia jako gwarancja. Dożywocie w federalnym, jeśli się wychylę.

– O co chodzi? O tych gliniarzy? Jurydykator cię nie wybronił? Samoobrona.

– Nie, to przełknęli. Chodzi o kaestep. Leciałem z wami w jednym helikopterze. Oddychałem. Dwanaście osób. Potem żołnierze rozeszli się do swoich… Do zmierzchu cała baza. Premedytowane rozprzestrzenienie nieatestowanego rekonfiguranta genetycznego. Po dekrecie o Zarazie za to jest czapa.

– Jezu, Nicholas, przecież kaestepem uratowałeś im wszystkim tyłki!

Hunt pokręcił głową, strzepnął popiół, uśmiechnął się krzywo do Mariny.

– Anzelm, Anzelm… ty nadal nie chwytasz. To przecież nie ma nic do rzeczy. Zresztą, prawdę mówiąc, raczej nim pogorszyłem swoją sytuację, niż poprawiłem. Mieli specjalistów, sztaby całe, budżety, pięć dni czasu – i nie wpadli na tak oczywistą rzecz! Są wściekli.

– Sam nie wpadłem; nie rozumiem. Bo teraz widzę, że oczywistość.

– Taa – zaśmiał się Nicholas – teraz nagle wszyscy genetycy na świecie zobaczą, że to oczywistość! Ale wprowadzić mem do puli, przełamać trendy… Musiał się aż powiesić, tak mało było to prawdopodobne.

– Właśnie, przecież jemu zrobili sekcję, znaczy się, Bronsteinowi; można wyciągnąć tkanki od koronera i obliczyć jugrina. FBI i tak go ponownie wzięła pod lupę, w związku ze śledztwem w sprawie Modlitwy; ekshumują go, jeśli trzeba.

– Myślisz, że to się da obliczyć, tak na sucho?

– Czemu nie? Czy on się wykupił do reszty? Bo mówiłeś, że trevelyanista, co nie? Kto ma prawa do jego DNA? Trzeba by opatentować.

– Pogadaj z Krasnowem. Był tu przed chwilą.

– Mhm?

– W OVR.

– Był? Po co?

Marina parsknęła złośliwie, założywszy ręce na piersi. Anzelm spojrzał pytająco.

– Pamiętasz efes, prawda? – zagadnęła. Skinął głową.

– No więc Krasnow idzie z trendem – westchnęła. -Skoro odkrył regułę, będzie ją teraz eksploatował aż do kompletnego wyjałowienia. Ma ten schemat RNAdycyjny Września… Najpierw wpakowano weń genom zmniejszający długość życia plemników; potem – w ogóle blokujący ich produkcję. Potem – rdzeń estepu, charakterystyczny genom telepatów, obniżający odporność na myślnię, i to był Grudzień. Krasnow zaś pracuje obecnie nad Kwietniem: włoży tam kod efesu.

Anzelma zatkało. Widać było, jak próbuje sobie wyobrazić pełnoskalową realizację tej idei, próbuje, próbuje -i przegrywa.

Oparł się o reling obok Nicholasa, gdy pokład zaczął mu się za bardzo kołysać pod nogami.

– Zbyt długo nie było mnie w Hacjendzie – sapnął wreszcie.

– Kiedy ty właściwie się ulotniłeś?

– Jak tylko Iris dała mi znać.

– To od ciebie wiedziała o Grzybie.

– Tak jakoś… – Anzelm wzruszył ramionami. – Rozumiesz, sytuacja łóżkowa, rozmawia się o wszystkim, plotki, nie plotki; a przecież nie było tajne.

– „Tak jakoś" – powtórzyła zgryźliwie Vassone, spoglądając przed siebie, w noc. – Wszyscy tu tylko „tak jakoś". Nikt nigdy nic z własnej woli, z zamierzenia, celowo; wszystko płynie. Co by dzisiaj odrzekł zapytany Kain? „A, tak jakoś; nóż mi się obsunął, chmury były gęste, pachniało piołunem". Tylko Krasnow-pokraka… i Nicholas, gdy przestaje się nad sobą użalać. A reszta… A, pieprzę to!

I zeskoczyła do morza. Anzelm uniósł brwi.

– Co jej się…?

– Jakbyś nie wiedział. Ciągle czeka. Trzeci raz wypłukali jej krew. Nic jeszcze nie wiadomo.

– Cholera. Przykra sprawa. – Szybko zmienił temat. -Oglądałeś orędzie?

– Taa.

– Już nową plotkę słyszałem: że prezydenta tak naprawdę też zmałpiło, ale Radick go edytuje na żywo, więc nikt nie pozna różnicy. Hę, hę.

– Setny odprysk mitu o Białym Domu na sznurkach sponsorów z megabiznesu.

– A co, nie jest tak?

– Et tu, Anzelm? – westchnął Nicholas. – Następny wyznawca teorii spiskowych!

– Kto jak kto, ale my przecież chyba dobrze wiemy, że spiski faktycznie istnieją.

– Spiski? Spiski? – zaśmiał się złośliwie Hunt. – Co ty tu nazywasz spiskiem? Wymień spiskowców; opowiedz plan; i w ilu procentach się powiódł? No? Zrozum, człowieku: teorie spiskowe, żeby mogły zadziałać w rzeczywistości, musiałyby zmienić fundamentalne prawa wszechświata. Albo one, albo entropia; a w naszym wszechświecie entropia rośnie. Żadne przestępstwo nie jest tak trudne do zrekonstruowania, jak to, w którym nic nie poszło zgodnie z planem; żaden zbrodniarz trudniejszy do schwytania od przypadkowego; nic bardziej fantastycznego od dedukcji Sherlocka Holmesa. Szansa realizacji zamierzeń maleje wykładniczo wraz z liczbą koniecznych dla sukcesu czynności. Ja chętnie wierzę, że ten czy ów planuje sobie jakiś gigaspisek; ale kiedy przychodzi do działania, wtrąca się entropia i dostajemy dziki chaos. -Nicholas machnął ręką na ciemny żywioł za burtą frachtowca. – Potem ty patrzysz, rozpaczliwie pragnąc odnaleźć wzorce, i ledwo jeden element doda ci się do drugiego, krzyczysz: „U-Bootl", „Rekin!", „Kraken!". A to tylko fala zakręciła wodorostami.

Zazgrzytały przekładnie, zapiszczała maszyneria – odruchowo unieśli głowy. Zamontowane na pokładzie ponad nimi bliźniacze wyrzutnie rakiet woda-powietrze zaczęły obracać się za niewidocznym celem. Od początku Zarazy „Curtwaiter" objęty był ścisłą kwarantanną, teraz jeszcze uściśloną: nie dopuszczano w jego pobliże nikogo, kto nie został dogłębnie przeorany kaestepem i oczyszczony z Grudnia. Z tego, co wiedzieli, analogiczna procedura obowiązywała również na Air Force One, od czasu ewakuacji prezydenta z Waszyngtonu też nie zbliżającym się do żadnych skupisk ludzkich. „Curtwaiter" znajdował się aktualnie dwieście mil morskich od brzegu, kursował po długiej ósemce z dala od szlaków handlowych.

Nie dostrzegli świateł samolotu; w końcu wyrzutnie zamarły.

– Jeszcze ci nie podziękowałem – rzekł Nicholas, wyrzucając peta i prostując się nagle; zmieszany Preslawny również się wyprostował. – I pani generał. Mało brakowało, a trend by mnie wykończył.

Anzelm uśmiechnął się, wzruszył ramionami, podrapał Po głowie, spojrzał w noc.

– Nie ma za co. Sama miała wyrzuty sumienia, bo na początku łatwo uwierzyła i też wydała rozkaz. No a potem, kiedy doszliśmy za tym trupem z hotelu do Langołiana i wyszła na jaw Modlitwa…

– Nie odpuści Marinie, prawda?

– Nie. Dożywocie co najmniej. Może krzesło. Sprawa jest w gestii EDC. Tu nawet chodzi nie tyle o sam program, co o tę furtkę do Tuluz, sekretne kody dostępu Langoliana; oraz zdradę tajemnic państwowych. Nie próbuj nawet jej przekonywać, teraz cię szanuje: postawiłeś się, doszedłeś do prawdy, zdemaskowałeś, zostałeś porwany, zniesławiony; jesteś ofiarą.

Nicholasem zatrzęsło. Ofiara!

– Rozmawiałem z ludźmi jej jurydykatora – rzekł Hunt Preslawny'emu po dłuższej chwili. – Znaczy się: Mariny. Ja przecież byłem w tym zespole, który ustalał wykładnie w kwestii przestępstw związanych ze wszczepkami; więc wiem coś niecoś. Sąd Najwyższy jeszcze się nie wypowiedział, nie było precedensów. Te oskarżenia da się przeskoczyć.

– Jeśli nawet. Zostaje zdrada. Przykro mi.

– Zdrada… My wszyscy zdradzamy, Anzelm, zdrada jest wliczona w koszta, tylko że akurat tak się przytrafiło, że konsekwencje zdrady Mariny wybuchnęły takim szajsem; ale przecież ostatecznych konsekwencji nikt z nas nigdy nie może przewidzieć.

– Tylko nie mów tego przypadkiem Iris.

– Iris to chyba jednak wie.

Milczeli. Szum wody przeorywanej przez podrdzewiały kadłub frachtowca. Trzeszczenie metalu. Skowyt demona. Jednostajny pomruk silników.

– Jesteś moim jedynym przyjacielem, Anzelm.

– Piękne jest to niebo.

W jego kabinie nie było kamer i Marina nie lubiła tu przychodzić, musiała wówczas polegać wyłącznie na oczach Nicholasa, tym wyraźniej była świadoma dotykającej jej szyi zimnej kosy śmierci. Leżał w samotności, przez otwarty nad koją bulaj wlewał się do środka zapach morza, podkreślony obowiązkowym zapachem świeżego grobu z MUL Zanim jeszcze zaszło słońce, Nicholas przyjrzał się statkowi. Z nadbudówek „Curtwaitera" wyrastały żelazne rogi, u dziobu wahał się zamknięty w klatce szkielet, rdza koloru starej krwi pokrywała stalowe płaszczyzny, podczas gdy w szkle przeglądał się zimny ogień; na głównym dźwigu przeładunkowym siedział skrzydlaty demon i wył na wiatr. Nie Latający Holender, ale zdecydowanie okręt z piekła rodem. W nocy, oprócz zwyczajnego trzeszczenia przewalającej się po falach wielotonowej konstrukcji, słyszał Nicholas jęki potępionych.