Изменить стиль страницы

– Aj, Mania, taż jak nam tu żyć, jak wokoło wszystko po niemiecku napisane? I wtedy właśnie coś szarpnęło wagonem, aż się Kaźmierz o sterczący brzuch Maryni zaparł. Pociąg stanął wśród bezmiaru pól. Parowóz buchał parą. Kaźmierz wyskoczył z wagonu. W przekrzywionej maciejówce z pękniętym daszkiem, w kraciastej kamizeli i wpuszczonych w pomarszczone cholewy cajgowych portkach wkroczył w sucho szeleszczący łan zboża. Przejrzałe kłosy, wysypawszy ziarno, zwisły smętnie ku ziemi. Oset wysoki jak pszenica, siał biały puch prosto w jego twarz. Westchnął Kaźmierz nad zmarnowanym chlebem. Popatrzył na wagony, przystrojone biało-czerwonymi flagami, popstrzone wapnem wymalowanymi napisami, sławiącymi powrót Polski na prastare ziemie słowiańskie. Nie wiedział, ani gdzie jest, ani dokąd właściwie chce dotrzeć. I wtedy nagle usłyszał krzyk syna.

– Są nasi! Tato! Nasi są! Witia wdrapał się na dach budki ostatniego wagonu niczym na maszt okrętu i stał tam, wskazując coś ręką. Kaźmierz jak podcięty batem przeskoczył rów i wdrapał się po żelaznych schodkach, wytykając głowę ponad budkę. Przysłonił oczy daszkiem maciejówki, bo słońce wisiało już nisko. Zobaczył tuż za łanem zboża trzy krowy na łące. Tam właśnie Witia wbił wytrzeszczone oczy i darł się, że widzi swoich.

– Ot, pomorek – Kaźmierz trzepnął syna po łbie.

– Taż to bydło zwykłe.

– Mówię wam, tato, że swoi!

– Ty zbiesiał sia czy jak?!

– Widzicie tę łaciatą, co ma pół rogu obłamane? – Witia aż trząsł się z podniecenia, wskazując krowę, co się odbiła trochę od trzech pozostałych i skubała trawę przy rosochatej wierzbie.

– Ano krowa jak krowa.

– To swojskie krowy, tatko – Witia aż zapiał przejęty odkryciem.

– Takich drugich nigdzie na świecie nie ma, tylko w Krużewnikach. Ta z obłamanym rogiem to „Mećka” Kargulowa. Kargule tu są!

– Ten bandyta?! – zaskoczony Kaźmierz zareagował odruchowo, lecz nagle na jego twarzy zagościł wyraz ulgi.

– Aj, Bożeńciu, taż znaczy sia, znaleźli my swoje miejsce na ziemi – omal nie zleciał z żelaznej drabinki, bo pociąg w tej samej chwili szarpnął i zaczął się toczyć w nieznane.

– Stóóój! Stóójjj! – machał zerwaną z głowy czapką.

– Odczepiamy!