Изменить стиль страницы

LISTOPAD

1 XI

Kochamy się w porannych ciemnościach. No tak, ale o tym się nie mówi, chyba że w piosenkach albo romansach. Naprawdę się kochałam i byłam hinduską, bezgrzeszną boginią obejmowaną przez sturękiego tancerza. On był we mnie kryształem. Na koniec nasze ciała świeciły. Spływały po nas strużki światła. Dlatego mogłam widzieć jego twarz, jeszcze w natchnieniu. Moja była schowana w cień i na chwilę prawdziwa, bo smutna. Musieliśmy wstać, zmartwychwstać z łóżka. Znowu razem po wędrówce w zaświaty zmysłów.

Po raz pierwszy od dawna wychodzę sama, żeby pogadać. Przynajmniej tak mi się zdawało. Mam jednak misję, zrobić zakupy. Gdzie ja znajdę w święto otwarty sklep, poza stacją benzynową? Nie mamy ani chleba, ani obiadu, nic. Dla Poli są zapasy, ale nie będziemy jej wyjadać zupek i przecierów.

Spotykam się z Głowackim. Nie słuchał mojego krakania i poleciał do Egiptu – na riwierę otoczoną drutem kolczastym, gdzie więcej kałasznikowów niż raf.

Wracał pustawym samolotem – część współpasażerów zginęła w wypadku autobusowym pod Kairem. Lekarze nie chcieli dotykać krwi niewiernych i to w ramadan.

– A nie mówiłam? Ten kraj trzeba zamknąć dla turystów. Zrobić tylko korytarz cywilizacji do Karnaku, piramid i Teb. Na Księżycu są już bardziej sprzyjające warunki pobytu i mniej bakterii – zrzędzę. – „Exodus” to jest nazwa dla egipskich biur turystycznych.

Ubolewamy nad piractwem intelektualnym wydawców mierzonym w nędznych procentach wypłacanych pisarzom za sprzedaną książkę.

Idziemy (wlokę się z głodu) na sushi (otwarte, bo niekatolickie), ale ostatnie miejsce zajęte przez mojego ulubionego showmana Wojewódzkiego. Czy Warszawa jest już tak mała? Każdy każdemu zabiera stołek?

To Głowacki powiedział pierwszy, na placu Teatralnym, że pisze ze strachu (Czwarta siostra). Też się boję. Wracam więc spojrzeć przez szybę sushi baru na mojego idola. Siedzi przy barze z dziewczyną, swoim emocjonalnym towarzyszem walki o przetrwanie. Cybulski tego pokolenia. Diament w popiele komercji nie zapala dziś lampek spirytusu za poległych. Wtraja japońskie rybki i cierpi od chrzanowego wasabi. To na pewno znak, jesienna migracja moich znaków istnienia.

Zapalam u dominikanów świeczkę za wszystkich. Płomień może mieć kształt krzyża wypalającego szczelinę w śmierci. Może być tylko drzazgą światła. Najczęściej jest uśmiechem.

Mam trzydzieści dziewięć lat. Za dziesięć będę mieć czterdzieści dziewięć i nadal liczyć na więcej. Aż do osiemdziesiątych urodzin? Kiedy ważniejsze od tego, ile się ma, zaczyna być to, ile zostało: pięć, trzy?

Przed kościołem staruszek stukający laską po bruku, jakby sprawdzał, czy ziemia jest wystarczająco twarda, żeby nie zapaść się od razu w grób. Ile mu zostało? Dwa albo cztery lata? Jest więc dwulatkiem, czterolatkiem?

2 XI

Moja twarz jest bardziej naga od ciała. Dlatego, kochając się, szukam twojego spojrzenia, przyciągam je do niej. Patrz na mnie, w moje oczy. Ręce, biodra i nogi znajdą się same. Kocham się z twoim uśmiechem, reszta to rytmiczne, coraz gorętsze oklaski. Aplauz orgazmu. I cisza jak po każdym cudzie. Bo miałam mężczyznę. Pod skórą, tam gdzie zawsze boli. Gdzie nie można się wedrzeć inaczej, niż raniąc.

10 XI

Wyrwało mi ten tydzień. Przyszło i zabrało.

Wracamy po zmierzchu z Łodzi. Dzwoni komórka, zanim zdążę odgadać, zdycha. Na szczęście, dowiedzielibyśmy się od ochrony o ich „za późnej interwencji”.

Dojeżdżamy do naszej zagrody. Tam wozy, ochroniarze, sąsiedzi, tłum ludzi poruszający się typowym dla nieszczęścia powolnym kroczkiem w miejscu. Idę do wyważonych drzwi tarasu i przeczuwam, co wynieśli, kawałek mnie. Mój laptop. Co innego mogliby ukraść piszącemu, wdzięk?

Uruchamia się ponura szopka. Do dwunastej w nocy łażą po domu policjanci, psy, zbieracze śladów. Z szyby wylizanej przez Połę kryminalny ściąga odciski palców, warstwy przeszłości. Posterunkowy rzuca okiem na paczkę kaset wideo, w jego mniemaniu pełną pornosów, co sugeruje tytuł: Seks w wielkim mieście.

Jest noc i smutek konieczności. Żeby przetrwać, trzeba cenne rzeczy trzymać na łańcuchach albo przybite do stołów i podłogi. Zbudować sobie prywatną wersję baru mlecznego z Misia, gdzie sztućce i talerze przytwierdzano właśnie w ten sposób.

Nie czuję się zgwałcona w mojej prywatności. W Polsce włamania są prawem natury. Czy można mieć żal do przyrody, do deszczu albo kopców kreta?

W okna i drzwi wstawimy sztaby, które oprą się złodziejskiej nawałnicy. Schwarzenegger nie potrzebowałby u nas wyważać okiennic, wystarczy, żeby się rozpędził – wejdzie ścianą.

11 XI

Chyba przesadzam z obojętnością na kradzież. Nadajemy się jednak na terapię pourazową. Nasze zachowanie świadczy o podświadomym poddaniu się napastnikom: zostawiliśmy otwarte drzwi. Tym razem ochrona złapała intruzów, tym bardziej że nie uciekali. To byli pracownicy z Dworku, którzy mieli wstawić sztaby i ufnie weszli w pułapkę alarmu.

Sąsiad muzyk przyszedł zaniepokojony z samego rana. Czego on może się bać, nikt mu nie wyniesie kilkusetkilogramowego narzędzia pracy – fortepianu -w trzy minuty, tyle trwa dojazd ochrony. Sąsiad geodeta pożyczył mi terenowy laptop odporniejszy od puszki konserw. Zapomniałam już o ludzkiej życzliwości, o tym, że ktoś nieproszony pomyśli, pomoże. Patrzę wzruszona na komputer jak rolnik po klęsce na traktor wypożyczony przez samopomoc chłopską.

12 XI

W mediach dziwowisko. Władza dla kobiet. Co się stanie, gdy będzie prezydentowa? Przy dyskusjach śmieszki, podekscytowanie. Pod tym fantazje o dominującej kobiecie w czarnym, lateksowym kostiumie skrojonym u najlepszego krawca. Odkrywanie możliwości żeńskiego podgatunku niezdatnego dotychczas, poza wyjątkami, do polityki. Równie dobrze można by się zastanawiać, czy do polityki nadają się homoseksualiści. Nikt nie pyta o kompetencje, tylko o płeć. Co w Szwecji (potowa rządu to panie) uznano by za obrazę, tutaj uchodzi za szarmancką dyskusję, męską kokieterię.

W Polsce facet u władzy nie czuje się kompetentny, bo najczęściej nie jest. On jest po prostu lepszy od każdego innego w swoim mniemaniu i od wszystkich kobiet w przekonaniu powszechnym.

13 XI

Nowe pismo teatralne wyciąga mnie na pogaduszki. Najpierw się wykręcam, nie znam teatru, nie lubię. Ale umiejętnie ciągnięta pruję szwy milczenia.

– Czy teatr powinien naruszać tabu? Jasne, co spektakl. Sztuka powinna być naruszaniem tabu na pamiątkę, gdy nie ma go już w życiu.

Nie chodzę, nie oglądam, no, rzadko. Teatr to brakujące ogniwo w rozwoju kina. Miał jednak wpływ, ogromny. Przez pantomimę Tomaszewskiego Król Artur i rycerze Okrągłego Stołu szukałam własnego Graala na studiach antropologicznych we Francji. Codziennie profesor „mitolog” (tak o sobie mówił) analizował tę baśń słowo po słowie, pokazując, że nadal jesteśmy w śnionym świecie symboli migających reklamami dżinsów czy gumy do żucia.

– Tak, lubię Jarzynę, za filmowość, nie teatralność. Najlepszym przykładem jego Bzik tropikalny. Opiera się na rytmie, a rytm jest z muzyki filmowej do Urodzonych morderców.

– Nie, nie mogę patrzeć bez parawanu na aktora wcielającego się w postać. Dostaje psychozy i to za moje pieniądze. On powinien się leczyć, na pewno te transy odbijają się mu w życiu prywatnym. Z drugiej strony, nieświrujący aktor na scenie gra źle i też nie mogę oglądać.

– Teatr na Bali? Proszę popatrzeć na atak padaczki, to jest zaangażowany teatr balijski i tańszy od wycieczki. Ci ludzie mają ślinotok, oczy w słup i nie grają. Gadają ze swoimi bogami w transie, tak jak my z panią w okienku na poczcie.

Ramajana powtarzana w kółko też nie jest naszym teatrem ani czymś lepszym. Jest reklamą bogów, powtarzanymi do znudzenia sloganami i gestami.

– Współczesny teatr? Bergman. Dawniej nie było kamery, zbliżeń, więc inna była scena. Teraz może nią być plan filmowy. Bergman w swoich filmach jest najlepszym reżyserem teatralnym.

Czy namawiając Połę do składania klocków po zabawie, wychowuję ją w mieszczańskim porządku? Będąc dla niej autorytetem, traktuję według nazistowskich wzorów? Alice Miller, autorka książek o „czarnej pedagogice”, sugeruje, że autorytarny sposób wychowania przyczynił się do powstania faszyzmu.

Chyba w ogóle Poli nie wychowuję. Przystosowuję się do jej rozwoju, ratując swoją niezależność jak najmniejszym kosztem. Udaję mamę, ona udaje dziecko i świetnie się bawimy.

Od czasów wojny w Wietnamie i buntu kontr-kultury obalono wzory. Zostały antywzory. Podążanie za nimi wymaga większego wysiłku niż ślepe naśladownictwo.

W Polsce nie ma autorytetów poza tym palcem pisanym na wodzie święconej – papieskim. Są za to wszędzie antywzory. Począwszy od prezydenta wymigującego się od obywatelskiego obowiązku zeznań przed komisją sejmową.

14 XI

Całe szczęście, że dwulatki jeszcze myślą na głos. Kroję chleb w kuchni odwrócona od reszty mieszkania, gdy słyszę postanowienie:

– Pomaluję domek! – Pola idzie z odkręconą tubką lakieru w stronę komputera.

Zdążyłam. Do czwartego roku życia berbecia natura nie spieszy się, by jego na glos wypowiadane słowa ukryć w wewnętrznym monologu. Ratuje tym rodziców przed pomysłami kilkulatków. Ratuje też często życie potomstwa, ogłaszając: – Teraz Pola włoży do kontaktu gwoździk, dwa.

Ktoś z pisma teatralnego czyta mi wywiad z wczoraj. Nie poznaję się w tym tekście. Z nerwów robię się łysawa, szukam whisky i cygara. Będę Churchillem. On dziennikarzom proszącym o wywiady odpowiadał:

– Kochani, przyślijcie mi temat, pytania, a ja napiszę, co myślę. Umiem przecież pisać, w dodatku dobrze mi za to zapłacicie.

Wzięło mnie na kolory. Na parapecie donice z chryzantemami. Ściany w kuchni okleiliśmy pompejańską purpurą. Doda się zielone gałązki i święta. Kuchenna czerwień odgrodziła się od reszty salonu, tworząc bez drzwi nowe pomieszczenie. Ona jest progiem i zaporą dla słabszych barw.

Rozochociło nas to do kupienia kawałka złocistożółtej tapety na inny kąt. Koniec z białymi prześcieradłami ścian. One zasłaniają tylko brak kolorystycznych decyzji.