— Tissaia, nie! — krzyknęła rozpaczliwie Triss. - Nie rób tego!

— Nie wejdą tu — powiedziała arcymistrzyni, nie odwracając głowy. - Tu jest Garstang na wyspie Thanedd. Nikt tu nie zapraszał królewskich pachołków wykonujących rozkazy ich krótkowzrocznych władców!

— Zabijasz ich!

— Milcz, Triss Merigold! Zamach na jedność Bractwa nie udał się, wyspą wciąż włada Kapituła! Wara królom od spraw Kapituły! To nasz konflikt i my sami go rozwiążemy! Rozwiążemy nasze sprawy, a potem położymy kres tej idiotycznej wojnie! Bo to my, czarodzieje, ponosimy odpowiedzialność za losy świata!

Z jej dłoni wystrzelił kolejny kulisty piorun, zwielokrotnione echo eksplozji przetoczyło się wśród kolumn i kamiennych ścian.

— Precz! — krzyknęła znowu. - Nie wejdziecie tu! Precz!

Wrzaski z dołu cichły. Geralt zrozumiał, że oblegający cofnęli się od schodów, zrejterowali. Sylwetka Tissai rozmazała się w jego oczach. To nie była magia. To on tracił przytomność.

— Uciekaj stąd, Triss Merigold — usłyszał słowa czarodziejki dobiegające z daleka, jak zza ściany. - Filippa Eilhart już uciekła, uleciała na sowich skrzydłach. Byłaś jej wspólniczką w tym niecnym spisku, powinnam cię ukarać. Ale dość już krwi, śmierci, nieszczęścia! Precz stąd! Idź do Aretuzy, do twoich sprzymierzeńców! Teleportuj się. Portal Wieży Mewy już nie istnieje. Zawalił się razem z wieżą. Możesz teleportować się bez lęku. Dokąd zechcesz. Choćby do twego króla Foltesta, dla którego zdradziłaś Bractwo!

— Nie zostawię Geralta… — jęknęła Triss. - On nie może wpaść w ręce Redańczyków… Jest ciężko ranny… Krwawi wewnętrznie… A ja nie mam już sił! Nie mam sił, by otworzyć teleport! Tissaia! Pomóż mi, proszę!

Ciemność. Przenikliwe zimno. Z daleka, zza kamiennej ściany, głos Tissai de Vries:

— Pomogę ci.